Moje emocje po filmie „Czarny czwartek”

Niezależna Gazeta Obywatelska

Mówi się, że emocje to zły doradca. Czy na pewno? Jestem po projekcji filmu „Czarny Czwartek. Janek Wiśniewski Padł”. Mam tych emocji dużo. Teraz je właśnie układam. Nie ukrywam, pisanie systematyzuje myśli i wnioski. Film ciągle tkwi mi w głowie.

Pierwsza myśl, która pojawiła się w mojej głowie w czasie oglądania, to sprawa braci Kowalczyków. Trzeba ją przypominać opolanom, bo niewiele jeszcze o niej wiedzą. Trzeba też przypomnieć Polakom o wydarzeniach w grudniu 1970 r., o śmierci 45 zastrzelonych i pobitych często przypadkowych Polakach. Film doskonale wprowadza widza w atmosferę tamtych zdarzeń, w emocje jakie czuli pracownicy stoczni w Gdyni i Gdańsku, w emocje jakie czuły żony, gdy grzebały swoich zamordowanych mężów w środku nocy, po kryjomu w asyście SB-eków i milicjantów.

Krew w moich żyłach buzowała. To samo chyba musieli czuć bracia Kowalczykowie, którzy wiedzieli, że w opolskiej Auli ówczesnej WSP mają się zebrać odpowiedzialni za te mordy milicjanci. Jak nie zamanifestować sprzeciwu wobec tylu ludzkich nieszczęść? Tym bardziej nie mogę zrozumieć tego co się stało po 1989 r. Jak można było usiąść z komunistami do rozmów i oddać im władzę a potem ich nie rozliczyć?

Film Antoniego Krauze dobrze naświetla grudniowe wydarzenia pokazując je z perspektywy zwykłej rodziny bez przerysowania obrazu bohatera. Opowiada historię grudnia 1970 r. oczami młodego małżeństwa z trojgiem dzieci. 34 letni Bruno jest pracowity i szczęśliwy. Pracuje w stoczni w Gdyni. Myśli o świętach, wigilii, nowych meblach i spłacie mieszkania. W czwartek 17 grudnia wychodzi o 5.00 rano do pracy i już nie wraca. Zostaje przypadkowo zabity, gdy wychodzi z pociągu. To co dzieje się potem wywołuje ból i przerażenie. Razem z innymi zostaje pochowany pod osłoną nocy, w szpitalnej piżamie i bez butów. Bez godności. Komuniści chcą potem wywieźć jego żonę i dzieci, aby swoją obecnością nie przypominali o tym co się stało… Wszystko to jest pokazane przy użyciu ciekawych form i w towarzystwie świetnej muzyki Michała Lorenca.

Taki obraz przemawia do wyobraźni, wywołuje emocje i zmusza do myślenia. Z drugiej strony w filmie nie ma gen. Jaruzelskiego ówczesnego Ministra Obrony Narodowej, a przecież był obecny gdy podejmowano decyzję o użyciu broni. Zauważa to również Kazik Staszewski, wykonawca piosenki tytułowej. Rzuca się to w oczy. No tak, patronem filmu jest Prezydent Bronisław Komorowski, więc towarzysza Jaruzelskiego jako ikony i prezydenckiego doradcy nie można się czepiać. Reżyser wyczuł „ogólną tendencję”.

Ja i tak wyszedłem z kina naprawdę poruszony. Zastanawiałem się jak film odebrali inni opolanie. Czy zmusił ich do myślenia? Miejmy nadzieję, że tak. Jak zaczęły się napisy w sali panowała cisza, dopiero po chwili ludzie zaczęli się zbierać do wyjścia…

My 10 marca również będziemy mieli swój „czarny czwartek”, gdyż do Opola przyjedzie po honory Lecha Wałęsa – ten, który w latach 70. się złamał, a potem, gdy „Solidarność” mogła zmienić rzeczywistość zawiódł jako przywódca. Ale z prawdą jest tak, że prędzej, czy później wypływa. Żołnierze, którzy w latach 40. i 50. walczyli o wolną Polskę ukrywając się w lasach, dziś są bohaterami. My prawdę o Wałęsie przypominamy choćby tym wywiadem tutaj.

Autor: Tomasz Kwiatek

  1. | ID: 4b1d1bcf | #1

    No cóż , dzięki za te twoje refleksje dotyczące choćby samej fabuły . Niestety jak się okazuje posłużono się dość wybiórczo dokumentami. Sam fakt że ów film dostał „zielone światło” do szerokiej dystrybucji powinien już dać do myślenia tym wszystkim , którym nie obca jest uprawiana na co dzień szerokim nurtem manipulacja medialna . Z pewnością owe „mulikina” są także wprzęgnięte w tą całą machinę siejąca swego rodzaju truciznę z ekranu.

    Za okupacji powiadało się że największe świnie siedzą w niemieckim kinie …Dziś sytuacja jest tylko w niewielkim szczególe różna od tamtej ,może nie bombarduje się nas mową niemiecką ale socjotechnika i tzw. „pi-jar” jest o wiele bardziej skuteczniejszy niż to się wielu wydaje.

    Jest wiele wartościowych filmów , których nie pozwolono wyświetlać w tej plugawej sieci „pajęczej” z jednego chociażby powodu , między innymi za to że , ukazując prawdę obalałyby poniekąd hipokryzję i oszustwo jakim faszerowane jest w dalszym ciągu społeczeństwo ..

    Okazuje się że nawet ludzie chciałoby się ich nazwać światłymi dają się w dalszym ciągu nabierać na takie plewy ..Ja ze swej strony nawet złamanego „grosza” nie dołożę do tego plugawego interesu .

  2. Ksenia Ukleja
    | ID: d1d591df | #2

    Niestety, smutne jest to, że Pan Andrzej ma rację. Byłam również na filmie i mimo, że bardzo mnie poruszył to czułam niedosyt. Gdzie Jaruzelski? Gdzie historia widziana oczami protestujących i walczących? Na początku cieszyłam, się, że w ogóle coś takiego się ukazało, ale teraz odnoszę wrażenie, że społeczeństwu podano po raz kolejny „półprawdy”…

  3. 11 marca 2011, 09:24 | #1
Komentarze są zamknięte