Transvaal, Oranje i Boerowie (cześć I)

Niezależna Gazeta Obywatelska

Przeciętnemu człowiekowi zestawione w tytule nazwy muszą wydawać się obce, niezrozumiałe a wręcz zbyt fantastyczne aby posiadały kiedykolwiek odpowiednik w rzeczywistości. Jeśli dodam, że nazwy te dotyczą ludzi rasy białej to śmiem wątpić by współczesny konsument powiązałby te nazwy z Afryką. Tymczasem południowa część kontynentu Afrykańskiego na przestrzeni wieku XVIII i XIX, okresu najbardziej tajemniczego i magicznego w historii Czarnego Lądu, stała się kolebką, domem i areną krwawych zmagań o przetrwanie jedynego białego narodu w Afryce – Burów 

300 Hugenotów dało Narodowi początek

Kontynent Afrykański nie był dla europejczyków „ziemią obiecaną”, jak było w przypadku obu Ameryk czy Australii. A to z powodu niesprzyjającego klimatu, geologii i wojowniczej ludności, gęsto zamieszkującej, niedostępne dla europejskich statków, wybrzeże. Wszystkie te czynniki przez długie stulecia hamowały ekspansję białego człowieka na tym nieurodzajnym i nieprzyjaznym zdawało by się kontynencie. Dopiero gdy, prężnie rozwijające się, kolonie w „nowym świecie” zgłosiły zapotrzebowanie na siłę roboczą Afryka, z gęsto zaludnionym wybrzeżem, stała się rezerwuarem tych sił. Już wcześniej przedsiębiorczy arabowie zainteresowali się ludnością murzyńską jako tanią siłą roboczą czyniąc z handlu niewolnikami intratny interes stając się pierwszymi pośrednikami w tym procederze. Wkrótce wybrzeże zatoki Gwinejskiej stało się bramą do Afryki, skąd nieprzerwanym strumieniem płynęli murzyńscy niewolnicy. W tym osobliwym procederze południe kontynentu było nie eksploatowane, ponieważ było niemal bezludne za wyjątkiem nielicznych plemion karłowatych Buszmenów  nie nadających się na siłę roboczą oraz bitnych Hotentotów, potomków chamickich arabów, zbyt krnąbrnych i dumnych by uczynić z nich niewolników w przeciwieństwie do spolegliwych ludów bantu.

Dla szukającego zysków europejczyka półpustynne południe kontynentu Afrykańskiego nie przedstawiało więc żadnej wartości. Dopiero przypadek miał to zmienić.

25 marca 1647 roku u wybrzeży zatoki Stołowej rozbił się i zatonął holenderski statek „Nieuwe Haerlem” (Nowy Harlem) należący do Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej – Vereenigde Oostindische Compagnie (VOC). Załoga statku uratowała się i ponad rok przetrwała na południowoafrykańskim wybrzeżu w wybudowanym z gliny prowizorycznym forcie. Wyczyn ten mocno zainteresował władze VOC (tzw. XVII Panów), którzy od dawna poszukiwali bezpiecznej bazy zaopatrzeniowej w długiej drodze do Indii Wschodnich. Okazało się, że niegościnne dotąd wybrzeże południowego cypla Afryki nadaje się nie tylko na założenie stałej bazy, ale również zaopatrzenie dla marynarzy jak świeża woda, jarzyny i mięso znajdują się na miejscu (rozbitkowie z „Nieuwe Haerlem” nie tylko polowali na liczne stada zwierząt nadających się na udomowienie, ale również z powodzeniem założyli ogród warzywny a liczne strumienie z pobliskich gór zapewniały świeżą wodę). Na konkretne posunięcia nie trzeba było długo czekać. 4 kwietnia 1652 roku do zatoki Stołowej wpłynęły trzy holenderskie statki „Dromedaris”, „Reiger” i „Goede Hoop”. Zadaniem ekspedycji pod przewodnictwem młodego i ambitnego chirurga okrętowego Jana Van Riebeecka było założenie stałej stacji zaopatrzeniowej dla statków VOC kursujących między portami holenderskimi a Indiami Wschodnimi. W odległości 100 m od wybrzeża Van Riebeeck wybudował fort nazwany „Goede Hoop” (Dobra Nadzieja) którego załogę stanowili urzędnicy VOC oraz skromny garnizon żołnierzy. W pobliżu fortu założono ogród jarzynowy. W ten sposób powstała Stacja Przylądkowa z Janem van Riebeeckiem jako pierwszym komendantem. Jednak wciąż brakowało podstawowych plonów rolnych w postaci zbóż. Władze VOC nie chcąc kolonizować nowego obszaru, co wiązało by się z dużymi kosztami, w roku 1657 zwolniły ze służby 9 funkcjonariuszy Kompanii celem przekształcenia ich w wolnych chłopów (burghers), nadając każdemu  gospodarstwo rolne wzdłuż rzeczki Liesbeeck (na wschód od fortu) celem uprawy zbóż. Jednak kolonialni urzędnicy nie potrafiący uprawiać ziemi nie podołali obowiązkom dostarczania plonów rolnych jakie nałożyły na nich władze VOC, dodatkowo w 1659 roku zorganizowali pierwszy zbiorowy  protest przeciwko zbyt restrykcyjnym prawom, nie chcąc nadal być przymusowymi rolnikami. Komendant Van Riebeeck postawiony przed faktem dokonanym, został zmuszony sprowadzić autentycznych chłopów z rolniczych regionów Holandii na miejsce urzędników-rolników, których pozostało zaledwie dwóch.

Gdy w roku 1662 Jan Van Riebeeck po 10 latach sprawowania urzędu komendanta, opuszczał placówkę w Afryce Północnej pozostawił niemal 400 osobową społeczność holenderską na którą składała się 250 osobowa załoga fortu „Goede Hoop” (funkcjonariusze i urzędnicy VOC oraz garnizon wojskowy) a także 150 osobowa osada rolna składająca się z 39 gospodarstw wolnych chłopów.

Kolejne lata przyniosły powolne lecz konsekwentne rozszerzanie granic kolonii.

Holenderskie ekspedycje na północy dotarły do Olifants River już w roku 1660 a na wschodzie do zatoki Mossel w 1668.  Obszary te były zamieszkane przez Hotentocki lud KhoiKhoi, z którym władze VOC, licząc się ze szczupłością garnizonu w forcie „Nieuiwe Hoope”, zamierzały utrzymywać przyjazne stosunki. Jednak konfliktów nie można było uniknąć. Już w 1659 wybuchła tzw. I wojna holendersko-khoikhoi. Przyczyną był zatarg handlowy między europejskimi osadnikami a tubylcami. Aby przeciwdziałać na przyszłość podobnym wystąpieniom, władze kolonii wydały zakaz bezpośredniego handlu osadników z krajowcami. Od tego czasu jedynie przedstawiciele VOC mieli prawo handlować z okolicznymi plemionami, jednak i ci nie uniknęli zbrojnej konfrontacji z krajowcami. W 1673 roku po niepowodzeniu negocjacji handlowych doszło do wybuchu II wojny holendersko-khoikhoi. Konflikt ten unaocznił władzom VOC szczupłość własnych sił wojskowych a także wolnych osadników, tworzących w czasie konfliktów „pospolite ruszenie” co w obliczu wciąż rozszerzających się granic kolonii w ramach których zamieszkiwały bitne plemiona Hotentotów, mogło skończyć się dla europejskiej enklawy prawdziwą katastrofą. Metropolitalne władze VOC, liczące się z każdym groszem, niechętne były pomysłowi powiększenia garnizonu wojskowego na Przylądku, żołnierzy należało przecież utrzymać, a to kosztowało. Rozwiązaniem było sprowadzenie wolnych osadników i nadawanie im ziem wzdłuż granic kolonii. Pozbawione wojskowych posterunków granice zostały by zagospodarowane a osadnicy, użytkując przekazaną im ziemię, utrzymali by nie tylko siebie ale i VOC, w zamian za nadania, które i tak nic nie kosztowały, ponieważ były odbierane tubylcom. W razie konfliktów z krajowcami osadnicy jako wolni obywatele mieli obowiązek stanąć do walki w formacjach „pospolitego ruszenia”. Pomysł ten zaczął realizować Simon van der Stell mianowany komendantem Kolonii Przylądkowej 14 października 1679 roku. Już 6 listopada tego roku założył miasteczko Stellenboch, najbardziej na wschód wysuniętą europejską osadę. W następnym roku, niepewne tereny zamieszkiwane do tej pory przez KhoiKhoi, wzdłuż rzeki Eerste van der Stell przekazał pod osadnictwo. Osadników było jednak wciąż za mało, Kolonia Przylądkowa nie była dla europejczyków, a zwłaszcza dla zamożnych Holendrów, wymarzonym miejscem osiedlenia. W roku 1885 władze Kolonii wysłały do Europy specjalnego komisarza celem sprowadzenia osadników. Zabiegi komendanta van der Stella pozyskania osadników zbiegły się w czasie z Kontrreformacją, która doprowadziła we Francji do uchylenia edyktu Nantejskiego gwarantującego do tej pory wolność, równość i tolerancję wobec wszystkich odłamów chrześcijaństwa.  W konsekwencji różnowiercy masowo opuszczali katolicką Francję, udając się min. do protestanckiej Holandii, gdzie schronienie przed religijnymi prześladowaniami uzyskała spora grupa Hugenotów.  Specjalny komisarz z Kolonii Przylądkowej natrafił więc na podatny grunt. Hugenoci będąc wygnańcami szukali schronienia jak najdalej od Francji, gdzie będą mogli w spokoju praktykować swoją religię. Pierwsza grupa Francuskich protestantów wypłynęła do Kolonii Przylądkowej jeszcze w 1685 roku. Na miejscu komendant van der Stell wyznaczył dla nowych osadników 900 morgów ziemi zakładając osadę Groot Constancia, która wkrótce zasłynie jako producent wina. Największa zorganizowana grupa Hugenotów, licząca sobie 150 osób, wpłynęła do portu w Kapstadt w roku 1688.  W liczbie tej znajdowało się 76 mężczyzn i 74 kobiety. Była to zresztą rzecz charakterystyczna, że wśród grup Hugenotów proporcje mężczyzn do kobiet układały się po równo, w przeciwieństwie do innych grup osadników wśród których zdecydowanie przeważali mężczyźni dochodząc do ponad 90 % ogólnego stanu (np. wśród osadników pochodzenia Niemieckiego, było aż 804 mężczyzn i tylko 48 kobiet).  Mężczyźni wolnego stanu, głównie osadnicy niemieccy i holenderscy,  łączyli się więc w pary z hugenockimi kobietami, stąd większość Burów, mimo że posiada nie francuskie nazwiska, ma francuskie korzenie. Główna fala Hugenockich uchodźców przybyła do Kolonii Przylądkowej w latach 1685 – 1688. Było to ponad 300 osób, które van der Stell osiedlił na wschodnim pograniczu Kolonii w osadach Drakenstein, Wellinkton i Franshoek (Francuski Róg). W tej ostatniej osiedliło się 176 Hugenotów.  Ta skromna, zdawało by się na pierwszy rzut oka, liczba, w warunkach południowoafrykańskiego osadnictwa, w poważny sposób wzmocniła białą społeczność, stając się decydującym jej elementem. Była to 1/3 wszystkich europejskich osadników, których liczba w tym okresie nie przekroczyła 900 osób wraz z urzędnikami VOC i załogą zamku „Good Hope”, który zastąpił wcześniejszy, drewniany fort.  Według słów A. Seidela Hugenoci zasłynęli  „jako ludzie pracowici, przezorni i przestrzegający dobrych obyczajów”.[1]

Dodać należy, że byli to ludzie przeważnie młodzi i w większości żonaci z ustabilizowaną sytuacją rodzinną, posiadający wykształcenie i konkretny zawód, wkrótce mieli zasłynąć jako producenci wina (Groot Conastantia) i rzemieślnicy podnosząc dobrobyt i znaczenie Kolonii Przylądkowej. Władze VOC obserwując rozwój pierwotnej stacji zaopatrzeniowej, działając w imieniu Holenderskiego rządu, nadały jej oficjalny status kolonii a van der Stella w 1691 roku podniosły do rangi pierwszego gubernatora.  Gdy w roku 1699 Simon van der Stell opuszczał Afrykę Południową, stacja zaopatrzeniowa, której został komendantem, została przekształcona w osadniczą kolonię zorganizowaną w pięć dystryktów z miastami Kapstadt, Stellenbosch, Paarl, Drakenstein i Franschhoek liczącymi sobie ponad 1600 białych mieszkańców – wkrótce w świadomości tych osadników miały zajść fundamentalne zmiany, które zdecydują o ich przyszłości.

Autor: Tomasz Greniuch


[1]               A. Seidel, Transvaal i Boerowie”, s. 11, Warszawa 1899”

  1. Hanka
    | ID: acc5afd8 | #1

    Bardzo ciekawy wpis. Dzięki

Komentarze są zamknięte