Kartka z kalendarza: dziś mija 363. rocznica klęski Polaków w bitwie pod Żółtymi Wodami

Niezależna Gazeta Obywatelska

Bitwa pod Żółtymi Wodami była pierwszą bitwą stoczoną między wojskami polskimi a Kozakami w czasie Powstania Chmielnickiego. Rozegrano ją w dniach od 5 do 16 maja 1648 r. Na wieść o wybuchu powstania, hetman wielki koronny Mikołaj Potockiruszył na Ukrainę, nie czekając na pomoc ze strony księcia Jeremiego Wiśniowieckiego. Rozdzielił swoje wojska na 3 części, przy czym największy (ok. 6 tysięczny) oddział zostawił przy sobie, a przeciwko siłom kozacko-tatarskim Bohdana Chmielnickiego wysłała dwie grupy – jedną pod dowództwem 24-letniego Stefana Potockiego, a drugą składającą się głównie z kozaków rejestrowych pod dowództwem Stanisława Krzeczkowskiego. 3 maja 1648 r., po dotarciu do Żółtych Wód Stefan Potocki rozlokował swoje wojska. Niestety, już następnego dnia doszło do zdrady kozaków rejestrowych Stanisława Krzeczowskiego, którzy po nocnych rozmowach z Chmielnickim zdradzili wojska polskie i przeszli do obozu powstańców. Nielicznych kozaków sprzeciwiających się zdradzie, oddziały Krzaczowskiego wymordowały, podobnie jak 150 oddział dragonów niemieckich, którzy nie chcąc splamić swego honoru, do końca pozostali wierni Rzeczypospolitej, ponieśli bohaterską śmierć w walce. 5 maja, Stefana Potockiego opuścili także kozacy rejestrowi z jego grupy (1500 żołnierzy). W tym momencie, już na początku bitwy, sytuacja oddziałów polskich Stefana Potockiego stała się dramatyczna. Stosunek sił wynosił bowiem 1:10. Liczba polskich wojsk wynosiła zaledwie 1500 osób, siły kozacko-tatarskie posiadały zaś aż ok. 14 tys. żołnierzy (ponad 9 tysięcy regularnych sił Chmielnickiego plus 5,5 tysiąca kozaków rejestrowych, którzy zdradzili Polaków).

Począwszy od 5 maja, rozpoczęły się potężne szturmy wojsk Chmielnickiego, którzy nieustannie atakowali bohatersko broniące się nieliczne oddziały polskie, zorganizowane w defensywie w oparciu o tabor i szańce. Stefan Potocki liczył na odsiecz ze strony ojca, hetmana wielkiego koronnego, Mikołaja Potockiego. Ten jednak, wraz ze swoimi oddziałami pozostawał aż 200 km od wojsk syna, pomimo szybkiego marszu, nie zdołał dotrzeć na pole bitwy. Przez 10 dni, bohaterskie wojska Stefana Potockiego prowadziły heroiczny bój z 10-krotnie silniejszym wrogiem. Wobec nieustannie atakowanych wojsk polskich, Stefan Potocki zdecydował się na negocjacje, w czasie których Chmielnicki zgodził się na polski odwrót za cenę pozostawionych kozakom armat. Wkrótce jednak Chmielnicki zerwał negocjacje i uwięził polskich posłów. W ostatniej fazie bitwy, od wojsk polskich odstąpiło na domiar złego również ok.150 dragonów ruskich. 15 maja, nocą, miała miejsce desperacka próba wyrwania się z okrążenia polskich, nielicznych już wojsk. Co dziwne, polskiej kawalerii udało się wyrwać i wraz z taborem zaczęli kierować się w kierunku niewielkiego ufortyfikowanego miasteczka Kryłowa. Niestety, po zdradzie jednego z pachołków, następnego dnia, 16 maja, na uciekające wojska polskie napadły czambuły tatarów. Wyczerpani polscy żołnierze zdołali jeszcze odeprzeć pierwszy ich szturm, lecz kolejny przerwał polski tabor i doprowadził do pogromu zmęczonych resztek polskich wojsk. Wówczas ranny został dowodzący Stefan Potocki, który zmarł trzy dni później w kozackiej niewoli. Hetman wielki koronny Mikołaj Potocki, dowiadując się o klęsce syna, nie chcąc samemu wpaść w pułapkę, wstrzymał marsz odsieczowy swoich oddziałów (był wówczas 100 km od rejonu bitwy) oraz pułków księcia Jeremiego Wiśniowieckiego.

Przyczyną klęski wojsk polskich pod Żółtym Wodami był przede wszystkim błąd polskiego dowództwa i podział armii na trzy oddzielne zgrupowania, co ułatwiło kozakom rejestrowym zdradę i przejście na stronę Chmielnickiego. Warto też podkreślić wspaniałą postawę polskiej husarii, która w liczbie zaledwie 120 żołnierzy stała się kośćcem polskiej aktywnej obrony, a jej szarże niejednokrotnie ratowały sytuację polskiego obozu.

Oprac. Tomasz Kwiatek

Komentarze są zamknięte