Nasz cykl: Znani jakich nie znacie „Chciałbym kiedyś, na emeryturze napisać powieść o współczesnej Polsce” – z Januszem Sanockim, wydawcą „Nowin Nyskich” i kandydatem na Senatora rozmawia Tomasz Kwiatek

Niezależna Gazeta Obywatelska3

Jak Pan spędził wakacje?

Pracując. Wakacje mają moi dziennikarze – to sezon urlopowy, ja muszą pozostawać „na posterunku”, w związku z czym urlop wezmę we wrześniu. Ale nie powiem, że nie odrywałem się od cotygodniowej, redakcyjnej rutyny. Ciągle coś majsterkuje w domu, do którego przeprowadziłem się pięć lat temu. W tym roku „własnymi rękami” wybudowałem sobie w ogrodzie stałego grilla. Z kamienia i szamotki. Właśnie w piątek zalałem cementową „czapę” – jeszcze tylko ostatnia kosmetyka i w przyszłym tygodniu inauguracja. Zapraszam redakcję NGO na baraninę z grilla wg mojej receptury.

Gotuje Pan?

Obiady robi żona, a ja pitraszę śniadania i kolacje – kiedy oczywiście jestem w domu. Kiedy starsze córki były małe, to przyjęło się w niedzielę, że robiłem jajecznicę. Teraz Natalka wprowadziła modę na omlet. Na kolacje często robię różne sałatki – pomidory, ser, oliwki.

Zdradzi Pan przepis na „Omlet a la Liga Nyska”?

Rozumiem, że nawiązuje Pan tą nazwą do tej właściwości omletu, do którego oczywiście nie można przyrządzić „bez rozbijania jaj”! Tak rzeczywiście Liga Nyska – kiedy rządziliśmy gminą rozbiła kilka układów korupcyjnych i w tym sensie omlet mógłby się tak nazywać.

Przepis jest prosty: 3 jajka – najpierw ubijamy białka na pianę, potem dodajemy żółtka, łyżeczka mąki i na rozgrzany tłuszcz. I już! Podawać z keczupem, acha i jako tłuszcz polecam słoninkę, tak żeby pod spodem powstały przysmażone skwarki.

Słoninę, żadne tam oleje do smażenia. Olej z oliwek jest bardzo dobry ale do sałatek, albo np. in extenso” do białego sera, natomiast smażyć tylko na słonince. Tylko trzeba uważać, żeby nie przypalić, bo to wtedy do wyrzucenia jest.

Ma Pan czas na odpoczynek w tygodniu?

Odpoczywam – jak Pan Bóg przykazał – w niedzielę. Rodzinna wizyta w moim wiejskim kościółku, gdzie panuje swojska atmosfera, bo wszyscy się znają. Potem towarzyskie spotkanie „po mszy”, debaty pod wiejskim sklepikiem (w sierpniu przy pepsi-coli). Następnie rodzinny obiad – bardziej uroczysty, bo przy stole gromadzi się cała rodzina – moi rodzice, moja ciocia – siostra mojej Mamy i moja matka chrzestna, którą się opiekujemy. Jest oczywiście przed obiadem krótka modlitwa – bo rytuały trzeba maksymalnie celebrować. No, a potem kawa na tarasie, czytanie prasy.

To jest dla mnie wystarczający odpoczynek. Nie muszę włóczyć się po jakichś obcych kątach, to dla mnie trochę zawsze było marnowanie czasu. Zwiedziłem właściwie całą Europę – zawsze jadąc w jakichś konkretnych celach. W Szwajcarii byłem na kilkudniowej konferencji w 2001 r., gdzie wygłaszałem referat nt. Akcji „Nysa-dzieciom”, w Holandii, Belgii, Francji w różnych interesach, podobnie jak w Niemczech. Zwiedziłem Ukrainę, Litwę, Węgry, Słowację, czeską Pragę.

Jakiś dłuższy tzw. „urlop” miałby dla mnie sens, gdybym np. pojechał razem z moimi dziećmi i wnukami, żeby pobyć razem przez jakiś czas, w takiej atmosferze „wielopokoleniowej”. Bo wtedy nadrabia się ten codzienny brak czasu na jakiś dłuższy kontakt.

A tzw. męskie prace w domu? Rodzina może liczyć na to, że Pan wszystko naprawi co się w domu popsuje?

No tak, drobne naprawy oczywiście. Ale np. zlewy, krany itd. wolę zlecić fachowcom – czyli hydraulikowi. Natomiast od kiedy kupiłem dom i zostałem „hadziajem”, majsterkuję. Kupiłem sobie różne narzędzia: wkrętarek, wiertarkę z udarem, piłę elektryczną – różne tam drobiazgi no i co roku coś dłubię”. To taras, to pergolę czy jak teraz kamienny grill ogrodowy. To fajne zajęcia bardzo odstresowujące.

Co Pan aktualnie czyta?

Ostatnio przeczytałem „Zgreda” – Ziemkiewicza – polecam każdemu. A teraz Graczyka „Cena przetrwania” – o działaniach SB wobec Tygodnika Powszechnego. Czytam raczej książki z zakresu historii najnowszej, powieści Ziemkiewicza czy Wildsteina też są, w gruncie rzeczy, obrazem współczesnego polskiego społeczeństwa, naszych problemów itd. Jeśli zaś idzie o literaturę współczesną, to polecam rzecz mało znanego autora – Stefana Pastuszewskiego pt. „Dziś”. Jest to obraz sytuacji władzy samorządowej w mieście B. (Bydgoszczy) ale odnosi się – właściwie do całej Polski. Rzecz kapitalna i bardzo skandalizująca. Dobra literatura. Natomiast nawet nie sięgam po literaturę „salonową” – tych wszystkich Pilchów, te popaprane Gretkowskie itp. Interesuje mnie literatura sięgająca – jak mawiał Witkacy – do „problemów istotnych”, a nie epatowanie czytelnika grzebaniem w okolicach rozporka.

Słyszałem, że jest Pan fanem literatury rosyjskiej, to prawda?

Janusz Sanocki wierny idee "Solidarności"

Tej klasycznej owszem. Takie „Biesy” Dostojewskiego, to najlepsza wizja korzeni bolszewizmu, czy wszelkiego nihilizmu rozsadzającego naszą cywilizację. Ale także obraz historii osobistej człowieka i ludzkości kiedy odrzuci się Boga. Płytkości liberalizmu i sentymentalizmu (jakie to aktualne i dzisiaj) i manowców na jakie trafiają wszyscy, którzy chcą zniszczyć tradycyjne wartości i zbudować świat wg własnego widzimisię. Wbrew pozorom to ciągle aktualne zagadnienie – wystarczy np. spojrzeć na to co dzieje się w takiej Hiszpanii czy w ogóle w Unii Europejskiej otaczającej opieka wszystkie dewiacje seksualne, a wypychającej ze sfery publicznej symbole chrześcijaństwa. Mikołaj Stawrogin miałby się dzisiaj wspaniale.

Wracam też wielokrotnie do „Mistrza i Małgorzaty” – Bułhakowa, chociaż to powieść niezwykle przewrotna i trzeba ją umieć czytać. Jednak mnie fascynuje jej przesłanie, które sprowadza człowieka na jego właściwe miejsce, z urojeń do panowania nad światem, na które wpycha nas ciągle pycha racjonalizmu.

Literatura rosyjska to wielka literatura, tak zresztą jak i literatura polska. Jedyna różnica, to ta, którą określił śp. Józef Mackiewicz, że literatura rosyjska taktuje o człowieku jako takim, zaś bohaterem polskich arcydzieł, jest zawsze Polak, co w naturalny sposób ogranicza krąg światowych odbiorców polskich, pisarzy.

Planuje Pan napisanie kolejnej książki?

Moje książki są rozbudowanymi reportażami – tak było w przypadku „Powodzi w Nysie”. Są one jakby wykorzystaniem dorobku dziennikarskiego. Chciałbym kiedyś, na emeryturze, kiedy będę miał więcej czasu (czy to kiedykolwiek nastąpi?) napisać powieść o współczesnej Polsce. Czasem przychodzą mi do głowy różne fabuły, które należałoby opracować, dialogi czy postacie bohaterów. Ale to tylko takie luźne pomysły.

Dlaczego nazwał Pan swojego psa „Liga”?

Nazwę psu nadał Piotrek Smoter, od którego Ligę kupiłem, kiedy była szczeniaczkiem. Piotrek mieszkał wtedy na trzecim piętrze, studiował, jego żona też kończyła studia, a piesek to labrador, duży pies, który potrzebuje wybiegu, przestrzeni. Przekonałem Piotrka i Basię, że u mnie, na wsi Liga będzie miała więcej przestrzeni i swobody i zgodzili się ja oddać. A imię dla psa bardzo ładne. To piękny i mądry pies, to jak go mieliśmy nazwać? Nadanie takiemu sympatycznemu i mądremu psu imienia np. „Lewica” byłoby dla pieska bardzo krzywdzące.

Bardzo dziękuję.

  1. | ID: 52a77eb3 | #1

    Panie Januszu życzę panu aby udała się panu zostać senatorem Zasługuje pan na to. Jest pan Wielkim Wojownikiem o wolność demokracje a także Walcz pan do końca o jednomandatowe okręgi wyborcze nie porzucając pan tego Jestem z Panem

  2. Anonim
    | ID: b02571b6 | #2

    Walczymy nadal! Nie porzucam słusznych idei.
    Dzieki za slowa wsparcia.
    Pozdrowienia
    JS

  3. Sylwia
    | ID: 48ccc3ec | #3

    Panie Januszu, powodzenia! Trzymam kciuki

Komentarze są zamknięte