Józef Mackiewicz: Jedna dywizja niemiecka w Gdańsku

Niezależna Gazeta Obywatelska1

Kiedy się czyta reportaże i eseje Józefa Mackiewicza z 1939 r. można bardziej zrozumieć nastroje jakie wówczas panowały. Moment wybuchu wojny z Niemcami był dla Polski zaskoczeniem, ale wojnę się czuło, o wojnie się rozmawiało, wiedziano, że wybuchnie, nie wiedziano tylko kiedy. Mackiewicz w swoich reportażach doskonale oddaje przedwojenną atmosferę jaka panowała w Wilnie, Kownie, Kłajpedzie i Gdańsku. Szczególnie polecam tekst Mackiewicza o sytuacji w Gdańsku, który ukazał się 21 lipca w nr 198 „Słowa” [przepisałem go ze zbioru „Nudis Verbis” wydanym w Londynie w 1993 r., s. 141-144]. /TK/

Józef Mackiewicz: Jedna dywizja niemiecka w Gdańsku

Sytuacja w Gdańsku ulega systematycznemu tzw. pogorszeniu, ale nie powinno to nas dziwić, ani tym mniej straszyć. Bo sytuacja ta jest jasna, wyraźna jak na dłoni.

Zupełnie słusznie piszemy, podkreślając znaczenie Gdańska dla Polski. Zupełnie niesłusznie usiłujemy podkreślić znaczenie Polski dla Gdańska. – Nauczyliśmy się w ostatnim roku nie narzucać się Litwie z braterstwem, tradycją, unią i wspólną historią. Wszystko to są rzeczy dla Liwy ważne i korzystne. Ale Litwini tego nie chcą. Nie chcą czerpać z tego źródła. Dajmy im więc pokój.

Gdańsk jest niemiecki. Chce do Rzeszy, nie chce korzystać z tego wszystkiego, co mu daje polskie zaplecze, polska racja stanu nad Morzem Bałtyckim, wspólna Polski z Gdańskiem historia i tradycja. Nie chce nawet mówić o tym z nami. Zaciągnął armaty na Bischofsbergu, przemyca tysiące ton amunicji przez stocznie w Schichau. A więc dajmy mu pokój z argumentami. Rozmawiajmy z nim tak, jak nas do tego zmuszają nasze własne interesy, ale nie jego, Gdańska, interesy.

Gdańsk jest niemiecki, a formalnie tylko Wolnym Miastem. Faktycznie robi to, co mu każe Hitler. Wobec tego znajduje się w orbicie ogólnoeuropejskiej agresji Hitlera, stał się tylko jednym z fragmentów jego ekspansji zaborczej, która znajduje swój wyraz w skoordynowanej polityce państw osi, na Bałkanach, koloniach, Turcji itd. Wołamy wciąż: Gdańsk, Gdańsk! Zupełnie jakby Hitlerowi tylko o to miasto chodziło na świecie, a więcej o nic. Tymczasem Gdańsk jest dobrym etapem, niczym więcej, w hitlerowskim „Drang”, już nie „nach Osten”, ale na wszystkie strony świata.

Jeżeli wybuchnie wojna, to będzie to wojna nie o Gdańsk, ale o przywrócenie normalnej sytuacji życiowej w Europie, którą Hitler doprowadza do absurdu. Gdańsk w tej wojnie będzie tylko fragmentem strategicznym, właśnie takim, jakim dziś już jest de facto. Nie mamy już z nim nic do gadania. Gadać, albo bić się, będziemy już tylko z Niemcami.

O jednego z Polaków gdańskich słyszałem mądrą uwagę: w Polsce mówi się o Gdańsku wciąż jeszcze, jakby pomiędzy wiekiem XVIII i XX nie było wcale wieku XIX. Tymczasem ten wiek XIX przekształcił miasto w pruską prowincję, a te kilka lat po Traktacie Wersalskim nie zdołały odwrócić ani psychiki, ani zainteresowań jego mieszkańców. Słusznie.

Idąc w kierunku Wiebenwall, natyka się człowiek na pomnik żołnierzy i oficerów 107. pułku grenadierów. Zginęli pod Gumbinnem, Tannebergiem, w Masurenschlacht, w obronie Prus Wschodnich… für Kaiser und Vaterland. Tysiące gdańszczan zginęło für Kaiser, ale partia hitlerowska nie zamierza zburzyć pomnika, ani przekształcić napisu, chociaż Kaiser jest na wygnaniu i nikt w Niemczech, nikt zapewne nawet z rodzin poległych za niego żołnierzy, nie interesuje się w tej chwili tym, co robi, albo co myśli sobie o Trzeciej Rzeszy tam, w Holandii. Ale ten Kaiser w Gdańsku, za którego trzeba było krew przelewać, pozostał symbolem krwawej łączności z Niemcami.

Z Wiebenwall przechodzi się w dzielnicę Wieben-Kaserne. Ogromne swastyki łopoczą na wietrze. SS-mani stoją u wejścia, trzymają straż. Rośli, ogromni, Germani, blondyni, jakich lubi Hitler, prawdziwi Niemcy, z Niemiec sprowadzeni…

– À propos – mówi ktoś – szkoda, że nie było pana w piątek ubiegły w Sopotach. Zupełnie jawnie wyładowano tam ze statków 1.000 ludzi i przewieziono do Gdańska, do koszar.

– Do których?

– To nie ma znaczenia.

Na Bischofsbergu, każdy wie, że stoją ciężkie działa. Spacerować tamtędy nie wolno. Podejrzanych aresztują z miejsca, innych tylko zawracają z miejsca. Na Dominikswall, Sandgrube, w Langfuhr, w koszarach na Weidengasse, zobaczyć można tyle wojska, ile się komu podoba. Niemieckiego wojska, oczywiście. Oddziały te jeszcze w zwartym szyku maszerują po mieście w mundurach policji gdańskiej, jakkolwiek z karabinami i w stalowych hełmach, a za nimi jadą tabory, karabiny maszynowe… Ale już pojedynczy żołnierze przestali się w ogóle krępować. Onegdaj kawalerzyści przy szablach spacerowali sobie po Neugarten dla flirtu z panienkami. Pomiędzy gmachem Senatu, gmachem Volkstagu i Komisariatem Generalnym Rzeczypospolitej Polskiej.

Niemcy poczynają sobie zupełnie bezczelnie. Dziecko wie, że przez stocznię w Schichau idą główne transporty broni i amunicji, a także baterie dział. W stoczni tej funkcje nadzoru pełnili nasi inspektorzy celni. Pewnego dnia kazano się im wynosić. Nie poskutkował doraźny protest i inspektorów celnych nie dopuszczono więcej do stoczni w Schichau. Ale to wszystko razem nie ma najmniejszego znaczenia praktycznego. Właśnie dlatego, że dziecko wie, co się tam wyrabia, więc i inspektorzy celni nie mogliby nam nic nowego zakomunikować, gdyby pełnili nadal swe obowiązki.

Bezczelność niemiecka, o której wspomniałem, ma tę właśnie dobrą stronę, że odkrywa karty i dziś wiemy już, i z zupełnym spokojem skonstatować możemy, że tzw. militaryzacja Gdańska, która narobiła tyle hałasu w Europie, sprowadza się po prostu do bazy wojennej niemieckiej, w sile pełnej dywizji polowej. Zadaniem tej dywizji ma być defensywne powstrzymanie naporu wojsk polskich na wypadek zajęcia przez nas Gdańska. Formalnie wygląda to na grube naruszenie obowiązujących traktatów międzynarodowych. – Że to niby Wysoki Komisarz Ligi Narodów mógłby wezwać Polskę do wkroczenia zbrojnego dla przywrócenie porządku?

Faktycznie, nie mamy się czego troszczyć o to wezwanie Wysokiego Komisarza. Z nim, czy bez niego, z chwilą, gdy zapadnie decyzja rozwiązania międzynarodowego splotu, ta jedna dywizja niemiecka będzie dosłownie zniesiona, zmasakrowana w ciągu kilku godzin przez wojska polskie, które stalową obręczą stanęły nad granicami Rzeczypospolitej. Będzie to, powtarzam, mały fragment wielkiej wojny, jak dziś sprawa gdańska jest małym fragmentem wielkich planów Hitlera, którym Europa postanowiła położyć kres.

Autor: Józef Mackiewicz „Słowo” 1939 nr 198 (21 lipca)

Komentarze są zamknięte