Dylematy systemu wyborczego

Niezależna Gazeta Obywatelska

Każde wybory oprócz plebiscytu popularności poszczególnych ugrupowań politycznych, festiwalu pustych haseł, wzajemnych oskarżeń głównych aktorów są również okazją do nieco głębszej oceny ich podstawowych zasad oraz reguł systemu wyborczego. Właśnie z tej perspektywy chciałbym zwrócić uwagę na dwa zagadnienia, które w mojej ocenie mają kluczowe znaczenie dla systemu wyborczego i wyborów.

Równość umowna

Równość w procesie wyborczym w podstawowym jej wymiarze dotyczy aspektu formalnego, którego istotą jest przyznanie każdemu wyborcy takiej samej ilości głosów oraz aspektu materialnego, który polega na tym, by każdy z oddanych głosów miał tak samo istotne znaczenie, taką samą siłę. Tak, by głos każdego z wyborców miał taki sam wpływ na skład wybieranego organu. To jednak nie wyczerpuje problematyki równości wyborów. Równość wyborcza jest bowiem uszczegółowieniem równości wszystkich wobec prawa, gwarantowanej w Konstytucji RP, jako podstawowe prawo człowieka i obywatela. Nie powinno podlegać dyskusji, że równość w procesie wyborczym powinna dotyczyć każdego z jego elementów i być przestrzegana w całej procedurze wyborczej. Jej istota polega na tym, aby każdy wyborca miał takie same możliwości korzystania z praw wyborczych. Trudno byłoby zaakceptować pogląd, aby zasada równości odnosiła się jedynie do aktu głosowania, a na innych etapach procesu wyborczego była stosowana mniej rygorystycznie i z większym zakresem dowolności oraz odstępstw od niej. Takie stanowisko znajdowało również akceptację w orzecznictwie Trybunału Konstytucyjnego. Wszyscy wyborcy powinni mieć zagwarantowane równe możliwości w powoływaniu organów przedstawicielskich, bez stosowania jakichkolwiek restrykcji lub przywilejów. Równość wyborcza powinna odnosić się zarówno do podmiotów zbiorowych uczestniczących w wyborach, jak i do poszczególnych kandydatów. W drugim przypadku np. rozpatrując szanse poszczególnych kandydatów w wyborach do Sejmu lub Parlamentu Europejskiego zasada równości pozostaje jedynie postulatem. Czy zatem polska praktyka wyborcza zapewnia prawdziwą i pełną równość? Nie. Czy zagwarantowane są równe szanse poszczególnym podmiotom uczestniczącym w wyborach? Nie.

Podobny osąd dotyczący przestrzegania zasady równości wyborów formułuje W. Łączkowski. Były Przewodniczący PKW wskazuje, że w całym procesie wyborczym ustawodawca akceptuje wiele zróżnicowań obywateli, np. z uwagi na wiek czy przynależność do mniejszości narodowej. W związku z tym, postuluje on  osłabienie zasady równości, na rzecz promowania rozwiązań zmierzających do wyboru najwłaściwszych osób, posiadających najwyższe kryteria moralne i zawodowe. Nie trzeba chyba specjalnie uzasadniać i bronić takiej propozycji. Dla dzisiejszej jakości parlamentaryzmu w Polsce miałoby to zasadnicze znaczenie.

Mandat partyjny

Okres wyborów i czas kampanii wyborczej uwypuklają również bardziej relacje jakie występują pomiędzy wyborcą a kandydatem, czy następnie pomiędzy głosującym a osobą wybraną.

Wzrost roli partii politycznych w procesie wyborczym i alokacji mandatów parlamentarnych odbywa się kosztem obywateli sceptycznych wobec ubiegania się o mandat parlamentarny „pod szyldem partyjnym”. W moim odczuciu w ten sposób bierne prawo wyborcze „antypartyjnych” obywateli ulega w pewnej mierze osłabieniu. Inną konsekwencją jest niewłaściwe ukształtowanie relacji na linii kierownictwo partii politycznej – mandatariusz – wyborca. Swoistość tych zależności w obrębie wymienionych podmiotów powoduje, że mandatariusz coraz bardziej staje się reprezentantem partii politycznej, za pośrednictwem której realizuje jej program poparty przez wyborców. Kandydat na parlamentarzystę lub piastujący już mandat zawsze w pierwszej kolejności zabiega o względy kierownictwa partii politycznej decydującej o nominacjach kandydatów, a dopiero w drugiej kolejności, po uwzględnieniu jego osoby na odpowiednio zbudowanej liście wyborczej stara się przekonać do siebie wyborców. Dysponentem władzy coraz bardziej stają się partie polityczne, a państwo staje państwem partyjnym. Stąd też pojawiają się skandaliczne pomysły, jak np. wymuszanie od kandydatów podpisywania weksli, co było nie tak dawno praktykowane przez niektóre ugrupowania polityczne. Wymagane ustawowe większości w praktyce gwarantują kierownictwa ugrupowań politycznych i to od nich w zdecydowanej mierze zależy np. skład formowanych gabinetów. Mandat wolny podporządkowany został partiom politycznym i stał się mandatem partyjnym. Mający fundamentalne znaczenie wolny charakter mandatu nie wytrzymuje próby czasu. Przykładem może być chociażby finansowe karanie posłów głosujących zgodnie z własnym sumieniem.

Za trafne należy uznać spostrzeżenie G. Sartoriego, który wskazuje, że wybory decydują o tym, kto będzie decydował, ale decydowanie „ostateczne” nie jest w gestii elektoratu, ale jego przedstawicieli. Rzeczywiście, tak jest w istocie, a rola i odpowiedzialność wyborcy bywa bardzo pomniejszona. Wybory bardzo często nie zapewniają wyborcy decydującego wpływu na kształt koalicji parlamentarnej, nie gwarantują bezpośredniego wpływu na partyjno-personalny skład gabinetu. Dodatkowo należy zauważyć, że tworzenie koalicji prowadzi de facto do ograniczenia kreacyjnej roli wyborów. Ma ono zatem wpływ na pomniejszenie zakresu realizacji suwerennej władzy Narodu. Wreszcie wybory nie gwarantują zgodności decyzji podejmowanych na forum parlamentu i rządu z rzeczywistymi preferencjami wyborców.

Wskazanych wyżej dwóch problemów nie rozwiązał kodeks wyborczy. Głosując w najbliższych wyborach miejmy zatem świadomość rzeczywistości.

Autor: Tomasz Strzałkowski

Komentarze są zamknięte