Na serio, a nie w zastępstwie

Niezależna Gazeta Obywatelska1

Nie lubię terminu dyskusja zastępcza. Ale nie da się ukryć, że w dzisiejszej Polsce wszystko sprzyja temu, by robił wciąż zawrotną karierę. Oczywiście to nie przypadek, że opinia publiczna jest z całą medialną mocą zachęcana, by zajmować się jednymi tematami, drugie zaś zauważać w najlepszym razie mimochodem. Choć najlepiej wcale.

I tak niezastąpiona „Gazeta Wyborcza” nie zamierza psuć sobie dobrego nastroju po skutecznie rozpętanej histerii wokół warszawskiego Marszu Niepodległości. Najlepszym zaś sposobem jest sięgnąć właśnie po temat zastępczy. Na Czerskiej długo szukać nie trzeba. Tak jak kiedyś w państwowej telewizji czasów Gierka pod ręką był zawsze dyżurny góral, który bredził o pogodzie. Tak dziś na samym wierzchu gazetowej szuflady leżą „kwity” na ulubionych polityków PiS-u.

Dwa dni po wydarzeniach z 11 listopada w dzienniku, uważającym się za najpoważniejszy i najbardziej opiniotwórczy, próżno szukać  krytycznej analizy pomysłów władzy na ograniczenie zgromadzeń i wolności słowa lub społecznych recept na walkę z frustracją wśród młodzieży. Zamiast tego, czytelnik dostaje papkę pisomanii stosowanej: kolejny bełkotliwy tekst o rzekomych hakach zbieranych przez Kaczyńskiego, nic nie wnoszący wywiad z poseł Sobecką z Torunia i tysięczny odcinek political fiction, tym razem pod hasłem „ile żeber Ziobro wyjmie Kaczorowi”. Żałosne…

Ktoś powie: to przecież nic nowego, że ludzie Michnika ujeżdżają na temacie przypominającym chabetę, która już ledwo dyszy. Nie od dziś przecież wiadomo, że mainstreamowe media przez ostatnie lata z lubością zajmują się opozycją, a nie rządem i jego wątpliwymi osiągnięciami. Zgoda. Czy jednak opozycja nie daje się w taką właśnie sytuację zbyt łatwo wpuszczać? Czy recepta „emocje i honor” jakimi PiS albo najszerzej pojęta prawica, najchętniej karmią dziś swoich zwolenników, to nie droga wprost w paszczę medialnego lwa? Ten zaś, nawet jeśli cokolwiek wyliniały i zblazowany, wciąż – co widać m.in. po ostatnim wyborczym wyniku – zębów nie stracił.

Dlaczego zatem emocjonalnej i honorowej debaty nie zastąpić wreszcie merytoryczną, programową? Na przykład – jak w przypadku powstającej formacji Ziobry – zamiast jęków pisowskich sierot i bredzenia o „przelewanej za PiS krwi”, zacząć generować pomysły na dzisiejszą Polskę? Na zapaść demograficzną i politykę prorodzinną (właśnie Tusk zamierza skasować ulgi na dzieci!), klęskę państwowej infrastruktury, zmasakrowane finanse publiczne czy nieistniejącą samodzielną i podmiotową politykę zagraniczną państwa o nazwie Rzeczpospolita Polska?

Aż prosi się, by właśnie prawica nie licytowała się na emocje. By wyborcy, którzy chcą i nie boją się wiedzieć nie musieli wybierać między nadętą miną i zmrużonymi oczami wszechwiedzącego posła Hofmana a cynicznym, szelmowskim uśmieszkiem europosła Kurskiego.

By ci, którzy chcą i nie boją się być obywatelami nie tylko maszerowali w żałobnych pochodach, ale również znali i popierali najważniejsze pomysły poważnych polityków na państwowe bolączki.

Aż przykro pisać, ale po 9 października wydaje mi się, że jesteśmy od takiego modelu dalej, niż bliżej.

A zaklinanie rzeczywistości w rodzaju wieszczenia drugim Budapesztem wydaje się to w pełni potwierdzać. Warto przy tym pamiętać, że – skoro już używamy takiego określenia – „Budapeszt nie zrobił się sam”. Był efektem ciężkiej, konsekwentnej pracy polityków Fideszu. Od samej góry w postaci premiera Orbana po dynamicznych i pomysłowych samorządowców, którzy odbili socjalistom węgierskie miasta i gminy.

Nikt mi nie powie, że to spadnie z nieba, a „kamienie drgną i polecą jak lawina przez noc”. Sierpień’80 nie zdarza się dwa razy. Podobnie jak tragiczny, choć jakże pełen (zawiedzionej w części) nadziei, 10 kwietnia.

Zatem do roboty! W mediach takich, jak cały holding Gazety Polskiej, niezależne portale i inne ciekawe inicjatywy w sieci.

I takich, jak obywatelska, tworzona ze społecznej potrzeby niezależna gazeta w Opolu. Obu podobnych było jak najwięcej.

Profil Niezależna Gazeta Obywatelska na Facebooku ma 295 fanów. Plus jeden? »

Do roboty trzeba też wreszcie zabrać się w prawicowej polityce, ale tej realnej, a nie podszytej teatrem i emocjami.

Do Budapesztu będzie wówczas znacznie bliżej.

Chyba, że… na prawicy to tylko temat zastępczy.

Autor: Rafał Kotomski, dziennikarz „Gazety Polskiej”, artykuł ukazał się w wydaniu papierowym NGO nr 3/2011

  1. | ID: 782653c7 | #1

    opieram w calości ale czy ciemny lud to kupi jak powiedzał kiedyś kurski i mał i ma racje.

Komentarze są zamknięte