Transvaal, Oranje i Boerowie (część IV): Uświęcona historia – od rebelii w Slachters Nek do Wielkiego Treku

Niezależna Gazeta Obywatelska

Burowie nad podziw cierpliwie i ze stoickim spokojem znosili kolonialną politykę anglików. Z jednej strony wzrost gospodarczy i nieskrępowana swoboda handlowa spacyfikowała nastroje wśród mieszczan Kapsztadu, z drugiej strony za nowym prawodawstwem stała potęga Imperium Brytyjskiego poparta regularnym wojskiem licznych garnizonów. Jednak wzajemny antagonizm narastał. Gniew potęgowany poczuciem bezsilności rósł zwłaszcza wśród farmerów, którzy poczynania nowych władz odczytywali jako ingerencję w ich prywatne sprawy.

Kolonia Przylądkowa stała się domem dla Burów ich jedyną ojczyzną w której spoczywały kości ich przodków, którzy ciężką pracą zapewnili byt przyszłym pokoleniom.  Nie bez powodu potomkowie Holendrów z dumą określali się mianem „Afrykanerów”. Afryka była ich ziemią.

Z kolei Anglicy, którzy przybyli zaledwie kilkanaście lat temu, rościli sobie wyłączne prawo do ich ojczyzny, spychając prawowitych właścicieli, za jakich uważali się Burowie, na ten sam pozioma  na którym znajdowali się  Hotentoci.

Kielich goryczy przepełniło wydarzenie które, z pozoru nieistotne i mające zasięg lokalny, urosło do rangi symbolu a w burskiej narodowej mitologii zapoczątkowało okres tzw. „uświęconej historii”.

Rebelia w Slachters Nek

W 1815 roku farmer Fryderyk Bezuidenhout pochodzący ze wschodniej granicy Kolonii Przylądkowej został oskarżony o złe traktowanie swojego pracownika hotentockiego i wezwany przed sąd w celu złożenia wyjaśnień. Pomimo wielokrotnych wezwań Bezuidenhout nie stawił się przed angielskim wymiarem sprawiedliwości. Wobec czego lokalne władze wydały nakaz aresztowania burskiego farmera i wysłały po niego urzędnika sądowego pod eskortą angielskiego oficera i 12 hotentockich żołnierzy. Bezuidenhout nie zamierzał dobrowolnie oddać się wysłannikom angielskiej administracji.  Oszańcował swój dom i rozpoczął samotną walkę z nieproszonymi gośćmi. Po wystrzelaniu całej amunicji farmer schronił się w pobliskim lesie a następnie w skalnej grocie w której wytropiono zbiega i śmiertelnie postrzelono.

Wydarzenie to wzburzyło mieszkańców najbliższej okolicy a krewni i przyjaciele zamordowanego farmera poprzysięgli anglikom krwawą zemstę. Na czele rebelii która wybuchła 18 listopada 1815 roku stanął brat Bezuidenhouta, Hans oraz jego sąsiad  Henryk Prinsloo.

Buntownicy otwarcie domagali się utworzenia niezależnego, wolnego od anglików państwa. W tym celu udali się nawet do naczelnika miejscowego plemienia Bantu, Ngquika, pragnąc zawrzeć z nim sojusz. Jednak ani współziomkowie ani Nguika, który zdradził buntowników, nie zamierzali wszczynać rebelii, w konsekwencji czego 29 listopada 1815 roku w wąwozie pod Wintenbergiem wojska angielskie otoczyły około setki rebeliantów wzywając ich do poddania. Na angielskie negocjancie burscy farmerzy odpowiedzieli strzałami wobec czego rozgorzała bitwa w wyniku której Hans Bezuidenhout poniósł śmierć a 70-ciu Afrykanerów wzięto do niewoli.  Pięciu z nich skazano na karę śmierci a pozostałych na długoletnie ciężkie więzienie lub na deportację z Kolonii.

9 marca 1816 roku w publicznej egzekucji powieszono pięciu liderów rebelii: Henryka Prinsloo, Stephanusa Bothma, Abrahama Bothma, Corneliusa Fabera i Theunisa de Klerka.

Ludzie Ci stali się pierwszymi męczennikami „uświęconej historii” – okresu, który ostatecznie, poprzez wspólnotę cierpień i wysiłku, ukształtował odrębny naród.

Angielscy osadnicy i V wojna z Xhosa

Kolejnym elementem kolonialnej polityki zmierzającej do anglicyzacji  Kapelandu  i pacyfikacji holenderskich potomków była decyzja o sprowadzeniu do Kraju Przylądkowego osadników z Wielkiej Brytanii.  W roku 1820 w Algoa Bay, w miejscu gdzie obecnie znajduje się miasto Port Elizabeth, wyładowano na ląd ponad 4000  angielskich osadników którzy mieli zasiedlić, niedostępne dla osadnictwa od czasów IV wojny Xhosa, terytorium Zuurveldu. W tym celu wydzielono nowy dystrykt Albany ze stolicą w Grahamtown powstałym zaledwie 8 lat wcześniej jako brytyjski garnizon.  Osadnikom przyznano z urzędu przydziały ziemi na których powstać miały gospodarstwa farmerów lojalnych wobec Korony.  Burowie krok ten słusznie odczytali jako wymierzony w ich egzystencję. Angielscy osadnicy mieli bowiem stworzyć przeciwwagę do burskiego żywiołu dostając przy tym ziemie o które od lat starali się Afrykanerzy uznając, zresztą jak wszystko w Kraju Przylądkowym, za należącą się wyłącznie im. Dodatkowo władze Kolonii wolały mieć na zapalnym pograniczu lojalnych obywateli uznając jednocześnie Burów za niegodnych zaufania, mając zapewne w pamięci rajdy burskich komand na „zakazane” terytorium Zuurveldu i odwetowe wyprawy wojowników Xhosa. Jedna z takich wypraw z roku 1818 dała początek V wojnie z Xhosa w wyniku której armia 10 000 wojowników obległa Grahamstown bronione przez garnizon złożony przez zaledwie 350 brytyjskich żołnierzy. Tysiące angielskich osadników zamieszkujących farmy wokół Grahamstown  miało więc również, w zamyśle władz Kolonii, stanowić naturalny rezerwuar lojalnych rekrutów.

Z czasem większość angielskich osadników opuściło nadane im farmy i przeniosło się do miast Grahamstown, Port Elizabeth i East London, tworząc społeczność miejską, w odróżnieniu od społeczności burskiej mającej charakter wiejski. W ten sposób wytworzył się  mentalny antagonizm między obu, żyjącymi odtąd równolegle, społecznościami.

 

Zamach na lekker lewe

 

Burowie z pogranicza zamknęli się w obrębie swoich farm, które częstokroć stanowiły cały znany im świat, dodać trzeba, świat niezwykle prosty i archaiczny. Wszystkie artykuły pierwszej potrzeby były wytwarzane własnymi siłami a jedynie sporadycznie, od domokrążców, kursujących od farmy do farmy, nabywano proch strzelniczy i lekarstwa. Wychowanie burskich dzieci opisuje na własnym przykładzie Paulus Kruger, wielokrotny prezydent Rzeczpospolitej Południowo-Afrykańskiej: „od najmłodszych lat musiałem pasać trzody i wykonywać drobne roboty około gospodarstwa[1]. Jednocześnie nie zaniedbywano nauki: „Po każdym jedzeniu, dzieci, siedząc dookoła stołu, odczytywały po kolei jakiś ustęp z Biblii i powtarzały go następnie z pamięci; potem zaś przepisywały pieśni pobożne; zwyczaj ten praktykował się codziennie we wszystkich rodzinach burskich (…)”[2].

Biblia była zresztą jedyną lekturą jakiej oddawali się Burowie. Stanowiła źródło najwyższej  wiedzy i kształtowała ich świadomość, według której, Afrykanerzy, lud pasterski i koczowniczy, ściśle utożsamiał się z tak samo pasterskim i koczowniczym ludem Izraela. Przy czym „egipskim domem niewoli” była dla religijnych Burów Kolonia Przylądkowa pod rządami Anglików, co w prostej konsekwencji musiało doprowadzić do ich exodusu na podobieństwo „narodu wybranego”, do którego w pełni pretendowali.

 Codzienne obowiązki związane z gospodarowaniem farmami przerywały częste polowania na dzikie zwierzęta oraz, ku przerażeniu angielskich władz, okazjonalne wyprawy na „zakazane” terytorium Zurveldu.

Burowie niemal całe życie spędzali w gronie najbliższej rodziny i służby, stroniąc od, rzadkich zresztą, wizyt międzysąsiedzkich, częstym wizytom nie sprzyjały zresztą odległości między farmami których średnia odległość wynosiła 15 km. Życie towarzyskie Afrykanerów ograniczało się jedynie do kilkukrotnego w roku odwiedzenia okręgowego miasteczka, gdzie dokonywano niezbędnych zakupów, uczestniczono we Mszy Świętej i wymieniano się wiadomościami.  Pogłębił się również rozdźwięk między potomkami holendrów zamieszkującymi Kapsztad i jego okolice a ich ziomkami z pogranicza, którzy utracili kontakt z europejską cywilizacją uważając się za rdzennych mieszkańców Afryki – „Afrykanerów”, którego to miana odmawiali mieszczanom zeuropeizowanego Kapsztadu.

Burowie z pogranicza rezygnowali tym samym dobrowolnie z udziału w przekształceniach zachodzących w Kolonii Przylądkowej pod rządami anglików, którzy i tak nie dopuszczali do tego udziału potomków holenderskich.

Droga do Wielkiego Treku wiedzie przez VI wojnę z Xhosa

 

Przemiany zachodzące w Kolonii Przylądkowej dla ultrakonserwatywnych Burów były niezwykle drastyczne i odczytywane jako zamach na ich lekker lewe czyli wygodne i spokojne życie.

Zwłaszcza emancypacja Hotentotów, dotąd pełniących rolę służby na burskich farmach, oraz plemion Bantu, stanowiących śmiertelne zagrożenie dla egzystencji Afrykanerów, stała się katalizatorem kroków podjętych przez coraz bardziej rozgoryczonych Burów z pogranicza zmierzających do Wielkiego Treku, czyli opuszczenia Kraju Przylądkowego.

W 1828 roku władze Kolonii Przylądkowej uchwaliły tzw. Kartę Hotentocką na mocy której ludność ta została zrównana w prawach z białymi.

Jednak prawdziwym wstrząsem dla Burskiej społeczności było ostateczne zniesienie niewolnictwa w roku 1833 w wyniku czego wyzwolonych zostało w Kolonii ponad 39 000 Afrykanów.  Burskim właścicielom rząd angielski zapewnił wypłacenie odszkodowań, których łączna suma opiewała na 1 247 000 funtów szterlingów. Jednak odszkodowania, w gotówce lub w papierach wartościowych, były wydawane wyłącznie w Londynie co dla Burów, dla których słupy graniczne własnej farmy były niemal końcem świata, było praktycznie nie osiągalne. Z pomocą załamanym farmerom przyszły kapsztadzkie banki i liczni pośrednicy-spekulanci, którzy za astronomiczne prowizje, obowiązali się do odzyskania odszkodowań. W konsekwencji skomplikowanych przepisów finansowo-wykonawczych Burscy farmerzy tracili i gotówkę i niewolników co doprowadziło do znacznego zubożenia społeczeństwa a nawet całkowitego bankructwa wielu farm.

O procederze tym pisze przyszły prezydent Transvaalu:

„(…) Anglicy sprzedali im [farmerom – przyp. TG] niewolników, a potem, zabrawszy do skarbu pieniądze, otrzymane z owej transakcji, niewolnikom przywrócili swobodę; właścicielom zaś obiecali zwrot kosztów za pośrednictwem ajencyj finansowych, ale tylko w samej Anglii. Wydatki nieodzowne przy tym systemie spłaty długów w wielu razach przewyższały sumę, którą należało podnieść tak, że większość Boerów wolała zrzec się tego odszkodowania, zakrawającego na szyderstwo.”[3]

Wyzwoleńcy, według angielskich przepisów, nie uzyskiwali całkowitej swobody ale stawali się „terminatorami” u byłych właścicieli czyli terminowymi, najemnymi pracownikami. Jednak wielu farmerów nie było już stać na opłacanie tego typu pracownika więc tysiące Afrykanów nie mających stałego zatrudnienia i pozbawionych opieki dawnych właścicieli stawało się „włóczęgami”, prawdziwą plagą spokojnych dotąd farm.

Zniesienie niewolnictwa stało się bolesnym ciosem dla społeczności burskiej rujnującym gospodarcze podstawy ich afrykańskiej egzystencji. Kolejny cios spadł szybciej niż się tego spodziewali najwięksi pesymiści.

W 1834 roku wybuchła szósta już  z kolei wojna graniczna z Xhosa.

Powodem jej nie były już graniczne zatargi komand burskich z wojownikami Xhosa ale polityka władz Kolonii Przylądkowej w wyniku której wysiedlono z Zuurveldu  nie tylko Burów ale również ponad 20 000 Afrykanów, nie zważając przy tym na fakt, że na wschodzie od wysiedlonego terytorium powstawało silne państwo Zulusów, jednoczące wszystkie plemiona Bantu, którego celem były nowe ziemie, w tym Zuurveld. Burowie, którzy mieli do czynienia z plemionami Bantu już od pół wieku prowadząc w tym czasie wiele prewencyjnych wypraw na ich terytoria nie dopuszczając do powstania silnych związków plemiennych, teraz  biernie przyglądali się powstającej potędze Zulusów, faktu ignorowanego przez angielskie władze Kolonii Przylądkowej.

Ponad 10 000 wojowników zuluskich pod wodzą Maqoma wkroczyło w granice dystryktu Albany pustosząc i paląc po drodze napotkane farmy i osiedla białych. Po stronie Magomy opowiedzieli się hotentoccy wojownicy, których Anglicy uzbroili w broń palną tworząc pułki mające bronić granic w zastępstwie burskich komand. Teraz ci sami Hotentoci zwrócili broń przeciwko swoim dobroczyńcom czyniąc prawdziwy popłoch wśród białej populacji najechanego terytorium. Mieszkańcy okolicznych wiosek i farm schronili się w Grahamstown, stolicy dystryktu,  oczekując odsieczy regularnej armii. Już 6 dni od wkroczenia Zuluskiej armii w granice kolonii, 6 stycznia 1835 roku do Grahamstown dotarła odsiecz.  Stąd głównodowodzący wojskami angielskimi, płk Sir Harry Smith, przez kolejne 9 miesięcy prowadził ataki odwetowe wypierając Zulusów poza granice Kraju Przylądkowego. W tym celu dowództwo brytyjskie oprało się na  pogardzanym dotąd doświadczeniu i mobilności burskich komand, które na nowo zmobilizowano obiecując w zamian zyski z przyszłych łupów wojennych.

W zaistniałej sytuacji zrujnowani farmerzy burscy widzieli poprawę swojego losu. Liczyli na łupy wojenne i nowe nadziały ziemi z terytoriów podbitych, które rozciągały się aż po rzekę Kei na których ustanowiono nową Prowincję Królowej Adelajdy ze stolicą w King Williams Town.

17 września 1836 roku podpisano traktat pokojowy.

Była to najbardziej kosztowna i najkrwawsza wojna z Xhosa.

 Zabito ponad 100 Europejczyków i Hotentotów, którzy opowiedzieli się po stronie władz Kolonii, w tym ponad 40 burskich farmerów. 416 gospodarstw rolnych zostało spalonych. Zulusi zagarnęli 5700 koni, 115 000 sztuk bydła i 162 000 owiec.  7 000 farmerów zgłosiło straty materialne na łączną sumę ponad 300 000 funtów szterlingów.

Gubernator Kolonii Beniamin D’Urban podsycił nadzieje Afrykanerów ogłaszając, że nowo anektowane terytorium będzie otwarte dla białego osadnictwa, dodatkowo wojska angielskie odbiły ponad 60 000 sztuk bydła.

Sekretarz Stanu do spraw kolonii, rezydujący w Londynie, Lord Glengel nieprzychylnie jednak przyjął decyzję gubernatora Kolonii Przylądkowej nakazując wojskom opuścić zajęte terytorium i zwrócić je Afrykanom. Ponadto obarczył on  odpowiedzialnością za wojnę  i jej następstwa białych osadników a w depeszy do D’Urbana stwierdził: „Postępowanie wobec narodu Kafrów [potoczne określenia Afrykanów – przyp. TG] ze strony kolonistów i władz kolonii przez długie lata stanowi dla Kafrów wystarczające usprawiedliwienie wojny, do której zostali zmuszeni”.[4]

W wyniku decyzji lorda Glengela plemiona Xhosa odzyskały południową część „pasa neutralnego”, która pierwotnie miała być przeznaczona na burskie osadnictwo. Osadzono tam ponad 18 000 Afrykanów, stanowiących resztki rozproszonych przez wojowników Zuluskich plemion, tworząc nową grupę plemienną tzw. „Fingo” czyli „włóczęgów”, chętnie poddających się europeizacji.

Decyzje lorda Glengela najmocniej uderzyły w społeczność Burską, która ostatecznie utraciła wiarę w angielski system sprawiedliwości i kolejny raz poczuła się upokorzona i pominięta.

 Jednocześnie zagarnięte przez wojska angielskie bydło nie zostało oddane prawowitym właścicielom a  zostało przeznaczone na zrekompensowanie wyprawy wojennej czyli zostało po prostu zjedzone przez żołnierzy.

Pisze o tym w swoich pamiętnikach Kruger:

„Boerowie zawarli umowę z żołnierzami angielskimi, aby wspólnie ścigać plemiona kafryjskie, które uprowadzały ich trzody; rzeczywiście, udało się zagarnąć dobytek Kafrów, ale wtedy zaszła kolizja między nimi a jenerałami angielskimi, którzy zatrzymali zdobyte bydło pod tym pozorem, że jest to łup wojenny. Wobec tego nie mogli odebrać Boerowie należnej im części zdobyczy, zanim administracja nie odtrąciła kosztów wyprawy wojennej.”

Dalej Kruger pisze, że następstwa szóstej wojny z Xhosa były bezpośrednią przyczyną  „porzucenia siedzib ojczystych i wyemigrowania do dzikich i nieznanych krain Północy”[5]

Tym samym społeczność Burska wkroczyła na właściwą drogę „uświęconej historii” rozpoczynając Wielki Trek.

Autor: Tomasz Greniuch


[1] Paulus Kruge, Pamiętniki prezydenta Krugera, s.5, Warszawa 1902.

[2] Tamże, s. 12.

[3] Tamże, s. 6.

[4] Jan Balicki, Historia Burów, s. 74, Wrocław 1980.

[5] Paulus Kruge, Pamiętniki prezydenta Krugera, ss. 6-7, Warszawa 1902.

Komentarze są zamknięte