Rewolucyjny model rozdziału Kościoła od państwa – w kierunku totalitaryzmu

Niezależna Gazeta Obywatelska

Katolicki model rozdziału Kościoła od państwa, wywalczony na przełomie XI i XII wieku przez papieży wcielających w życie tzw. reformy gregoriańskie, zaczął się kruszyć z chwilą przewrotu reformacyjnego, a następnie w okresie, który przygotował intelektualny grunt pod wybuch rewolucji francuskiej.

Pierwsze skrzypce w owym działaniu grali „filozofowie”, których umiłowanie mądrości sprowadzało się do szerzenia indyferentyzmu religijnego bądź wprost ateizmu. W ich wizji państwo nie mogło być już dłużej chrześcijańskie i szukać swej legitymizacji w sferze religijnej, ponadnaturalnej, a co za tym idzie, być przez tę sferę ograniczone. Państwo „filozofów” miało być pozbawione sakry, stąd więc pozbawione ograniczeń nakładanych przez Prawo Boże na każdego władcę – Bożego pomazańca. Nowy władca to raczej urzędnik, za to cieszący się niezwykle szerokimi kompetencjami.

Państwo bez sakry – wszechwładne

Nic więc dziwnego, że furorę na oświeceniowych salonach robił król Prus Fryderyk II, który w roku 1740 odmówił udania się na własne uroczystości koronacyjne do Królewca, bo – jak sam stwierdził – nie będzie zaprzątał sobie głowy głupstwami. Nie dość przypominać, że Wolter, d’Alembert czy Diderot kochali silną władzę państwową i im bardziej władca był despotyczny, tym większą miał szansę zyskać ich akceptację: czy to jako król-filozof (Fryderyk II w ocenie Woltera), czy Semiramida Północy (caryca Katarzyna II opiewana w ten sposób przez Diderota).

Realizowany w XVIII wieku model tak zwanego „oświeconego absolutyzmu” tylko sprzyjał rewolucyjnym poglądom les philosophes. Model ten, w którego założeniu tkwiła przewaga państwa nad Kościołem, realizowano nie tylko w protestanckich Prusach czy prawosławnej Rosji. Zostali nim zainfekowani również władcy państw katolickich – dość wspomnieć politykę cesarza rzymskiego Józefa II Habsburga, który w interwencjach w sprawy kościelne posunął się nie tylko do konfiskaty licznych majątków kościelnych i kasat wielu zgromadzeń zakonnych, ale miał nawet ambicje regulowania liczby świec stojących na ołtarzach. Kwestia to szczegółowa, ale wiele mówiąca o nastawieniu władcy jednego z najpotężniejszych państw katolickich tamtej epoki.

Bodaj najbardziej spektakularnym przejawem tego w swej istocie antykatolickiego absolutyzmu władców krajów katolickich okazało się popieranie (albo nieopieranie się) zorganizowanej akcji niszczenia Towarzystwa Jezusowego, wiernego swojej misji krzewienia i obrony Prawdziwej Wiary. Systematyczne usuwanie jezuitów z Portugalii, Hiszpanii i Francji stanowiło skuteczny nacisk na Stolicę Apostolską, która w końcu się ugięła i w roku 1773 podjęła decyzję o kasacie zakonu św. Ignacego Loyoli.

Grunt pod rewolucyjny „rozdział Kościoła od państwa” – a więc program ustanowienia faktycznej omnipotencji państwa i jego całkowitej dominacji nad Kościołem – był więc dobrze przygotowany. Wolter – jak najdalszy od fascynacji demokracją lub ciemnym motłochem (jak mawiał o stanie trzecim) – lubował się w silnej, zdechrystianizowanej monarchii. Rousseau – główny szermierz demokratycznej umowy społecznej – był jednocześnie intelektualnym prekursorem totalitarnej demokracji, ukształtowanej przez nową, „obywatelską religię”. W jednej i w drugiej wersji „rozdziału” chodziło o to samo: o zagwarantowanie przewagi zdechrystianizowanej władzy świeckiej (czy to monarchicznej czy demokratycznej) nad Kościołem.

Rozdział od państwa

Po rewolucji francuska polityka postąpiła o krok dalej, zmierzając już nie do podporządkowania Kościoła państwu, jak to czynili oświeceni absolutyści, lecz do jego oddzielenia od społeczeństwa i kultury. Tu leży straszliwe novum rewolucji francuskiej.

Antykatolicką politykę rewolucyjną wyznaczały kolejne akty agresji wobec struktur kościelnych, zarówno we Francji, jak i poza jej granicami (w dobie tzw. wojen rewolucyjnych toczonych pod hasłem pokój chatom, wojna pałacom i świątyniom). Już w roku 1789 rewolucyjne Zgromadzenie Narodowe zadekretowało konfiskatę majątków kościelnych. W lutym 1790 roku władze rewolucyjne przeprowadziły kasatę wszystkich zgromadzeń zakonnych we Francji. W lipcu tego samego roku formalnie zadekretowano uczynienie z Kościoła narzędzia polityki państwa, rzecz jasna: państwa rewolucyjnego. Miała to zapewnić tzw. konstytucja cywilna kleru.

Podporządkowywała ona całkowicie Kościół państwu. Zredukowano liczbę biskupstw, dostosowując liczbę oraz obszar diecezji do granic departamentów, na które po roku 1789 podzielono Francję. Biskupi zostali zdegradowani do rangi urzędników wybieranych przez ludność poszczególnych departamentów (w wyborach biskupów mogli brać udział wszyscy obywatele, bez względu na to, czy byli wierzący czy też nie). Rzecz jasna, autorzy cywilnej konstytucji kleru nie przyjmowali do wiadomości papieskiej inwestytury kanonicznej dla biskupiego nominata. Jawnie dążono do ustanowienia we Francji Kościoła schizmatyckiego.

Uchwalenie cywilnej konstytucji dla duchowieństwa otwierało ponadto drogę do dalszych prześladowań broniącego swej niezależności Kościoła, albowiem pracę duchownych we Francji uzależniono od złożenia przysięgi na ten dokument. Zdecydowana większość biskupów i kapłanów odmówiła, pozostając „niezaprzysiężonymi”. Wśród biskupów znalazło się zaledwie dwóch odstępców (w tym znany ze swojego karierowiczostwa Talleyrand). Wystarczyło to jednak do wyświęcania kolejnych biskupów „zaprzysiężonych”, a tym samym tworzenia struktur de facto schizmatyckich. Ojciec Święty Pius VI w marcu 1791 roku oficjalnie potępił konstytucję cywilną kleru.

Rozdział od życia

Duchowni, którzy wytrwali w jedności z Kościołem (czytaj: z Rzymem), poddani zostawali coraz surowszym represjom. Najpierw karze banicji, po upadku monarchii w roku 1792 – deportacji, a w epoce szczególnego nasilenia rewolucyjnego terroru (1793-1794) groziła im kara śmierci. Jak mawiał jeden z jakobińskich komisarzy w roku 1793: Księża są jedyną przyczyną nieszczęść we Francji. Rewolucja, która stanowi triumf oświecenia, jedynie z obrzydzeniem może spoglądać na zbyt długą agonię tej zgrai niegodziwców.

Rewolucyjny rozdział Kościoła od państwa oznaczał w praktyce rozdział Kościoła od jego majętności, pochodzących z wielowiekowych fundacji ludzi pobożnych, oraz w przypadku setek duchownych – rozdział ciała od duszy, czyli męczeńską śmierć. Wstrząsającego dowodu, czym faktycznie był przeprowadzany od 1789 roku rozdział Kościoła od państwa, dostarcza spisywane przez kolejnych papieży martyrologium, które przypomina, między innymi, męczeństwo szesnastu karmelitanek z Compiegne czy okrutny los „niezaprzysiężonych” księży oczekujących na deportację do koloni karnej w Gujanie, na barkach zacumowanych nieopodal Bordeaux.

Oblicza się, że ofiarą rewolucji francuskiej padło około trzech tysięcy księży.

Nie tylko jakobini

Pewne uspokojenie w relacjach państwo-Kościół przyniosło w roku 1799 objęcie władzy przez Napoleona Bonapartego i zawarcie przezeń, jako przez Pierwszego Konsula, konkordatu z papieżem Piusem VII w roku 1801. Ta ostatnia decyzja – okupiona ze strony Stolicy Apostolskiej daleko idącymi ustępstwami (między innymi akceptacją „niezaprzysiężonych” biskupów) – nie oznaczała jednak bynajmniej traktowania Kościoła przez Napoleona jako struktury niezależnej od państwa. Bonaparte także chciał dominacji państwa nad Kościołem. Do roku 1808 odbywało się to raczej w ramach modelu przyjętego wcześniej przez tzw. oświeconych absolutystów (a więc, na przykład, poprzez naciski przy nominacjach biskupich).

W roku 1808 w stosunkach z Kościołem, a konkretniej z Jego widzialną Głową, Napoleon powrócił do dawnych, rewolucyjnych wzorców, które stosował w Italii od roku 1796. Oto bowiem w roku 1798 wojska francuskie wkroczyły do Rzymu, ogłaszając likwidację Państwa Kościelnego i aresztując sędziwego papieża Piusa VI, który rok później zmarł we francuskim więzieniu.

Podobnego losu doświadczył jego następca, Pius VII, aresztowany na rozkaz Napoleona w roku 1808 po potępieniu decyzji cesarza Francuzów o wcieleniu ziem Państwa Kościelnego w obręb cesarstwa (papież ekskomunikował rabusiów patrymonium Świętego Piotra, ich mocodawców, popleczników, doradców i wykonawców). Wolność Ojcu Świętemu przyniósł dopiero rok 1812.

Liberalny Kulturkampf

Wiek XIX przyniósł ze sobą kontynuację dziedzictwa rewolucji francuskiej w zakresie bezwzględnego usuwania Kościoła i katolicyzmu z przestrzeni publicznej, poczynając od systemu edukacji. Obserwujemy to we wszystkich przetaczających się w II połowie wieku XIX przez większość krajów katolickich „wojnach o kulturę”. Na pierwszej linii wypowiadanych wówczas Kościołowi rozmaitych kulturkampfów stoją liberałowie (francuscy, niemieccy, włoscy, portugalscy, hiszpańscy) – wbrew pozorom zafascynowani przede wszystkim nie wolnością, lecz władzą. To właśnie fascynacja władzą i jej najdoskonalszym narzędziem, czyli państwem łączy wszystkich architektów wspomnianych przed chwilą kampanii antykatolickich. A chodzi, rzecz jasna, o państwo nowoczesne, tzn. „oddzielone od Kościoła” – czytaj: zaprowadzające żelazną ręką postęp i wyzwolenie spod władzy kruchty i konfesjonału. Jak słusznie zauważa Thomas Molnar, głównym motorem rewolucji w XIX wieku była synergia moralizatorskiego radykalizmu Rousseau z Heglowską gnozą.

Opór łamano bezwzględnie. Zresztą z perspektywy rewolucjonistów liberalnych tak być musiało. Jak w rewolucyjnej Francji należało ludzi wychować do cnoty, a głównym preceptorem był Trybunał Rewolucyjny, tak w epoce wojen o kulturę ludzi – zwłaszcza tych, tkwiących w oparach zacofania i obskurantyzmu – należało wychować do postępu i nowoczesnej cywilizacji. W tym przypadku gilotyny nie były potrzebne, bo proces rozkładano na kilkanaście (kilkadziesiąt) lat – gdy pierwsze roczniki opuszczą nowe, kompletnie zlaicyzowane szkoły.

Nic zatem dziwnego, że słynny Syllabus errorum bł. Piusa IX z roku 1864 jako tezę błędną odrzuca supozycję, iż papież rzymski może i powinien pogodzić się i jednać z postępem, liberalizmem i cywilizacją współczesną. Wbrew temu, co wmawiała propaganda twórców „wojen o kulturę”, takie stanowisko Piusa IX wcale nie dowodziło kuriozalnego braku zaufania Kościoła wobec współczesności i wolnościowych aspiracji człowieka. Wręcz odwrotnie: papież potępiał znaczenie „postępu” i „współczesności”, które tym słowom nadawali wówczas liberałowie – a więc program rozdziału katolicyzmu od społeczeństwa, przy jednoczesnej predylekcji ku statolatrii. Nieprzypadkowo Syllabus potępia także tezę, która głosi, że państwo, będąc początkiem wszelkich praw, ma uprawnienia niczym nie ograniczone. A przecież na ową tezę powoływali się właściwie wszyscy autorzy kulturkampfów.

Zjednoczenie przeciw Kościołowi

Dla celów propagandowych natomiast wszyscy „wojownicy o kulturę” wznosili hasło: Wolny Kościół w wolnym państwie. Jako jeden z pierwszych posłużył się nim premier Piemontu Camillo Cavour (przy okazji, wysoko umocowany wolnomularz). W praktyce, pod jego rządami, polityka taka przybrała postać bezwzględnego uderzenia w Kościół za pomocą uchwalonej w latach 1851-1856 całej serii antykościelnych praw, dekretujących kasatę większości zakonów, odebranie Kościołowi majątku oraz usunięcie go ze szkół. Trzeba pamiętać, że Piemont w tym samym czasie prowadził – przy poparciu Francji Napoleona III i Prus Bismarcka – szeroko zakrojoną politykę aneksyjną w Italii, której główną ofiarą padło istniejące od ponad tysiąca lat Państwo Kościelne oraz monarchia Burbonów sycylijskich. Podbój tych ziem przez Piemont – ostatecznie dokonany we wrześniu 1870 roku poprzez zajęcie Rzymu – oznaczał rozciągnięcie tych praw na całe Włochy.

Liberalne risorgimento zawsze szło w parze z antykatolicką polityką. Po roku 1870 zyskała ona swe dopełnienie w zjednoczonej Italii poprzez wprowadzenie obligatoryjnych małżeńskich kontraktów cywilnych (a tym samym rozwodów). Zwolnioną przez Kościół przestrzeń publiczną mieli wypełnić bohaterowie „nowej Italii” – stąd publiczny kult Garibaldiego (pośród wielu schorzeń cierpiącego na głęboką antykatolicką fobię) czy stawianie pomników ofiarom kościelnego obskurantyzmu, czego doczekał w latach osiemdziesiątych XIX wieku Giordano Bruno.

Zjednoczenie Niemiec przez Prusy w 1871 roku dało sygnał do frontalnego ataku na Kościół przez koalicję Bismarcka oraz wspomagających go w parlamencie tzw. narodowych liberałów. W nowej Rzeszy Niemieckiej lata siedemdziesiąte XIX wieku przyniosły całą serię wymierzonych w Kościół praw. Zaczęto od usunięcia księży i zakonników ze szkół, a zakończono głęboką ingerencją w proces formacji seminaryjnej duchowieństwa (poprzez ustawowy wymóg – obowiązujący w Prusach na mocy tzw. praw majowych z lat 1873-1874 – państwowego nadzoru nad kształceniem przyszłych księży). Jak zawsze w tego typu przypadkach, usunięto z obszaru Rzeszy szereg zakonów. Najbardziej niebezpieczni po raz kolejny okazali się jezuici, którym aż do roku 1917, mocą specjalnego prawa (Jesuitengesetz), odebrano prawo pobytu na terytorium Niemiec. Zakaz ten dotyczył także członków Towarzystwa Jezusowego obywatelstwa niemieckiego.

Republika znowu antykatolicka

Początkiem francuskiego Kulturkampfu było proklamowanie w roku 1875 – większością jednego głosu – republiki we Francji. Już w roku następnym liberalna większość francuskiego parlamentu rozpoczęła forsowanie całej serii praw (tzw. prawa J. Ferry’ego z lat 1876-1879), które ustanowiły nad Sekwaną podstawy całkowicie zlaicyzowanego systemu edukacji. Usuwaniu Kościoła ze szkół towarzyszyło usuwanie zakonów z Francji. Odbyło się to w dwóch wielkich falach – w drugiej połowie lat siedemdziesiątych oraz w latach dziewięćdziesiątych XIX wieku. Jak zawsze, najbardziej niebezpieczni byli jezuici, ale równie groźnymi wrogami laickiej Republiki okazali się benedyktyni, karmelici czy kartuzi. Za każdym razem wypędzanym zakonnikom towarzyszyły tłumy wiernych (w niejednym przypadku usiłujące także czynnie bronić klasztorów przed żandarmerią), nieodmiennie też z ich ust padały okrzyki: Niech żyje wolność! W liberalnym państwie jednak wolności dla Kościoła i osób wierzących było coraz mniej.

Nauczycielem nie może być osoba, która z własnej woli oddziela się od społeczeństwa i składa ślub, że nie będzie miała z nim nic wspólnego. (…) W momencie, gdy osobowość obywatelska zanika, zanikają również obywatelskie prerogatywy – tak oto postulat zagwarantowania swobody wykonywania zawodu nauczyciela dla obywatela Republiki, który złożył ślub zakonny, skomentował jeden z architektów „polityki rozdziału” w III Republice.

Ten sam polityk, odnosząc się do faktu, że kasacja wielu szkół klasztornych pozbawiła całą rzeszę młodych Francuzów prawa do edukacji, stwierdził: Jeśli prawdą jest, że ulica jest szkodliwa, to jest ona o wiele mniej szkodliwa, aniżeli szkoła ignorantów, w której zatruwa się dzieci, nauczając je nienawiści do republiki i pogardy dla cnoty republikańskiej.

Cytowane słowa wypowiedział premier III Republiki, Émile Combes, na którego okres urzędowania (1902-1905) przypadła szczególna intensyfikacja walki z Kościołem. Jej kulminacją stało się uchwalenie w roku 1905 (już po odejściu Combesa w atmosferze skandalu) prawa O rozdziale Kościoła od państwa. Stanowiło ono właściwie podsumowanie całej dotychczasowej antykościelnej polityki kolejnych rządów republikańskich, z jednoczesnym zadekretowaniem przejęcia przez państwo całej własności kościelnej, w tym budynków sakralnych. Odtąd zarówno wielkie katedry, jak i małe kapliczki miały przejść na własność „stowarzyszeń kultowych” (do których mogli zgłosić swój akces również ateiści, masoni czy lucyferianie). Przejęcie majątku kościelnego poprzedzała przeprowadzona w latach 1906-1907 akcja tzw. inwentaryzacji. Inwentaryzowano również zawartość tabernakulów z Sanctissimum! W wielu miejscowościach Francji wierni tworzyli wówczas żywe mury wokół świątyń, którym wskutek tak pomyślanej „inwentaryzacji” groziło po prostu zbezczeszczenie. Były ofiary śmiertelne.

Biskupi precz!

Za Pirenejami kopię francuskiego modelu laicyzacji stanowiła polityka realizowana przez Alfonsa Costę – zwanego „małym Combesem” – po rewolucyjnym obaleniu w Portugalii monarchii w roku 1910. Jak wszędzie, również tu, polityka wolnego Kościoła w wolnym państwie oznaczała w pierwszym rzędzie konfiskatę majątków kościelnych i usunięcie zakonów (oczywiście jako pierwsi zostali wygnani jezuici). Costa z całym ferworem laicyzatora i masona przeprowadził akcję dekrucyfikacyjną w szkołach i innych budynkach publicznych, usunął kapelanów z armii, a w roku 1911 uchwalony został, wzorowany na francuskim prawie z roku 1905, dekret o rozdziale Kościoła od państwa. Protest biskupów portugalskich również na nich ściągnął karę banicji – z końcem roku 1911 nie było w Portugalii żadnego biskupa, począwszy od patriarchy Lizbony.

Dodajmy, że portugalskie prawo o rozdziale Kościoła od państwa zakazywało również wszelkiego ostentacyjnego kultu, do której to kategorii zaliczano między innymi publicznie odmawianą modlitwę różańcową. Z pespektywy więc liberalnych laicyzatorów, Matka Boska objawiająca się w Fatimie nawoływała do czynu zabronionego.

Od liberalizmu do totalitaryzmu

W Hiszpanii, podobnie jak w sąsiedniej Portugalii, polityka radykalnego antykatolicyzmu rozpoczęła się z chwilą ogłoszenia republiki, w roku 1931. Hiszpański model nie różni się od wymienionych powyżej przykładów (i tu na porządku dziennym mamy usuwanie zakonów, konfiskatę kościelnych majątków, laicyzację szkolnictwa). Od roku 1936 „polityka rozdziału” wchodzi jednak w nową fazę – fizycznej eksterminacji ludzi wierzących, począwszy od biskupów i księży (w sumie w latach 1936-1939 zginęło około siedmiu tysięcy osób duchownych), kończąc na szeregowych wiernych. Tu jednak dochodzimy do osobnego zagadnienia, jakim jest komunistyczny model rozdziału Kościoła od państwa.

Należy wszakże pamiętać, że zbrodnicze orgie czerwonych hord w Hiszpanii w latach 1936-1939 nie byłyby możliwe bez gorliwej i systematycznej pracy liberalnych laicyzatorów. Nie tylko zresztą w tym kraju. Sługa Boży papież Pius XII zauważał ścisły związek między laicyzmem a nastaniem epoki totalitaryzmów. Na kartach ogłoszonej w roku 1939, miesiąc po wybuchu wojny, encykliki Summi Pontificatus pisał: Prąd laicyzacji życia doszedł wreszcie aż do tego, że od ożywczego i dobroczynnego wpływu Boga i Kościoła odwiódł pojedynczego obywatela, rodzinę i państwo, i to nawet w krajach, które przez wiele wieków szczyciły się chrześcijańską kulturą i obyczajami. Zaiste, z chwilą ukrzyżowania Chrystusa – ziemię ogarnęły ciemności.

Autor: Grzegorz Kucharczyk, artykuł udostępniony za zgodą redakcji  dwumiesięcznika „Polonia Christiana”, nr 17, listopad-Grudzień 2010 r.

Komentarze są zamknięte