Państwo – trzeci rodzic

Niezależna Gazeta Obywatelska

Czy polityka prorodzinna w Polsce jest skuteczna? A może należałoby ją nazwać polityką antyrodzinną? Przyjrzyjmy się, jak państwo traktuje polskie rodziny i co z tego wynika.

Dzieci rodzi się coraz mniej, mimo że wydatki socjalne państwa rosną. Liczba programów pomocowych dla rodzin stale się zwiększa, podobnie jak liczba urzędników zatrudnionych do ich wdrażania, tymczasem poziom życia rodzin w Polsce – szczególnie rodzin wielodzietnych – wciąż spada. System zatem nie działa. Dlaczego?

Bilans ostatniego dwudziestolecia dla państwowej polityki prorodzinnej jest fatalny, czego najlepszy dowód stanowi spadek wskaźnika dzietności. W roku 1990, zaraz po oficjalnym ogłoszeniu końca ustroju socjalistycznego w Polsce, wynosił on 2,04. W rekordowo mizernym na tym polu roku 2004 wskaźnik ten spadł do 1,22, co oznaczało, że pokolenia tego rocznika będzie o 42 procent mniej niż pokolenia jego rodziców. Od kilku lat wskaźnik waha się w granicach od 1,2 do 1,5 dziecka na kobietę, co oznacza, że dzieci rodzi się tak mało, iż mamy do czynienia z wyraźnym regresem demograficznym.

Ostatnia inicjatywa rządu, aby podnieść VAT na ubranka dziecięce z 8 na 23 procent, najlepiej ilustruje jego kompletną ignorancję i z całą pewnością nie przyczyni się ani do polepszenia sytuacji rodzin, ani do wzrostu dzietności. I to mimo deklaracji kolejnych rządów, że polityka prorodzinna stanowi priorytet ich działań. Jednym z filarów takiej polityki jest przecież – przynajmniej w założeniu – zwiększenie dzietności, aby chociażby zapewnić ciągłość obecnego systemu emerytalnego. A tu, pomimo kolejnych programów, dzietność spada, więc coś jest nie tak. Z czego zatem wynika nieskuteczność polityki prorodzinnej w Polsce? Jak wygląda ona w porównaniu z innymi państwami naszego kręgu cywilizacyjnego?

Koszty posiadania dzieci

Warto zauważyć, jak silny jest trend wmawiania kobietom, aby decydowały się na dzieci dopiero wówczas, gdy będzie je stać na ich wychowanie i zapewnienie im odpowiedniego standardu życia.

Według wyliczeń ekonomistów, gdyby wszyscy myśleli podobnie, to dzieci nie powinny rodzić się w ogóle, gdyż liczby obrazujące koszty wychowania dzieci w Polsce są ogromne.

Jak wyliczyło Centrum im. Adama Smitha, koszt wychowania jednego dziecka do dwudziestego roku życia, przy założeniu, że jest ono zdrowe, wynosi około 160 tysięcy złotych. Wychowanie dwójki dzieci kosztuje 280 tysięcy, trójki – 376 tysięcy, czwórki zaś – 472 tysiące złotych.

Jeżeli młody człowiek pozostaje na utrzymaniu rodziców do dwudziestego piątego roku życia, koszty są jeszcze wyższe: przy jednym jest to 210 tysięcy złotych, przy dwóch – 380 tysięcy, trzech – 526 tysięcy, zaś czterech – 672 tysiące złotych.

Ogromną część tych kwot stanowią jednak jawne i ukryte podatki, którymi państwo grabi rodzinę. To właśnie m.in. powoduje, że niewiele rodzin decyduje się na większą liczbę dzieci. A jeśli już podejmą taką decyzję, pracująca głowa rodziny nie jest w stanie utrzymać wielodzietnej rodziny z jednej pensji. Sytuacja ekonomiczna, za którą w przeważającym stopniu odpowiada państwo, zmusza zatem kobiety do podjęcia pracy zawodowej, skutkiem czego mają one mniej czasu na wychowanie dzieci. Inna sprawa, że państwo mocno wspiera wyciąganie kobiet z domu i odciąganie od dzieci.

Nie trzeba specjalnie udowadniać, że rodzina to podstawa funkcjonowania świata. Dla jednostki jest środowiskiem naturalnym, w którym przychodzi ona na świat, kształtuje swoją niepowtarzalną osobowość, uczy się i poznaje otaczającą rzeczywistość. Dla społeczeństwa i państwa stanowi fundamentalną instytucję społeczną, podstawową komórkę, w której wszystko ma swój początek i koniec. Jest podstawą również dla gospodarki, gdyż ma największy udział we wzroście gospodarczym, wręcz powoduje zaistnienie produkcji, handlu czy usług.

Wydawać by się zatem mogło, że państwo poprzez swoje regulacje i stanowione prawa powinno zostawić tej najbardziej sprawdzonej w historii instytucji maksimum autonomii. Tymczasem rzecz ma się całkiem odwrotnie – państwo stara się zastępować rodzinę, często staje się trzecim rodzicem, a niekiedy nawet pierwszym, mimo że przecież żadna instytucja państwowa nie jest w stanie zastąpić dziecku bliskości i miłości rodziców ani zapewnić mu szczęścia.

Państwo zamiast rodziny

Francuski podróżnik i pisarz Alexis de Tocque­ville zanotował już w XIX wieku, że skoro rząd zajął miejsce rodziny, nic dziwnego że każdy, gdy znajduje się w potrzebie, wzywa państwo na pomoc.

Dawniej ludzie znajdujący się w tarapatach zwracali się o pomoc do rodziny, krewnych, sąsiadów. Dziś natomiast normą jest zwracanie się o pomoc do państwa i jego wyspecjalizowanych instytucji. Państwo przez swą aktywność na tym polu zastąpiło tradycyjną rolę Kościoła jako opiekuna ubogich, a także doprowadziło do zdjęcia odpowiedzialności z rodziców choćby na polu wychowania dzieci, kształtowania charakterów i postaw aż po zapewnienie potomstwu edukacji.

Becikowe

Po urodzeniu dziecka państwo wypłaca rodzicom tzw. becikowe w wysokości tysiąca złotych. Niezależnie od wysokości wypłacanej kwoty są to środki, które wcześniej zostały zabrane matce i ojcu owego dziecka w podatkach, chociażby z okazji zakupu pieluch, wózka czy fotelika samochodowego.

Transfer środków pieniężnych wygląda następująco: od rodziców, którzy płacą za towary podatek VAT, przez państwowe urzędy, z powrotem do rodziny. Czy taki transfer ma w ogóle sens?

Przymusowa edukacja

Dziecko nieco już „odchowane” państwo przymusowo odbiera rodzicom, by je kształcić nie w oparciu o wartości wyznawane przez rodziców i według nich warte przekazania dzieciom, lecz własne, ustalane przez nikogo niewybieranych urzędników.

Państwo deklaruje, że wychowa nasze dzieci, dzięki czemu rodzice będą mieli więcej czasu dla siebie, a matki będą mogły spełniać się zawodowo. Nie wdając się w szczegóły poziomu edukacji zapewnianej młodym ludziom przez państwo, warto zauważyć rzecz o wiele ważniejszą – że rodzice w zasadzie nie uczestniczą w tym procesie. Nikt tak właściwie nie wie, kto dokładnie i w oparciu o jakie kryteria ustala treści podręczników, z których uczą się nasze dzieci. Kto niemal co roku zmienia podstawę programową, przez co podręczników nie można – jak kiedyś – przekazywać kolejnym rocznikom, tylko rodzice muszą dla rodzeństwa kupować nowe? Czyżby lobby wydawców podręczników było aż tak silne?

Państwowy wujek z Ameryki

Państwo zabezpiecza również rodzinę materialnie – przynajmniej formalnie, bo już praktyka to zupełnie inna sprawa. To z kolei powoduje, że tradycyjną rolę głowy rodziny, czyli mężczyzny, na którego barkach spoczywało niegdyś utrzymanie żony i dzieci, przejęło państwo. Takie działanie podważa autorytet głowy rodziny, ojciec nie jest już dla dziecka wzorem do naśladowania.

Państwo jawi się w tym wypadku jak dobry wujek z Ameryki, który przekazuje pieniądze dla dziecka, czym doprowadza do pogłębienia problemu. Jaką bowiem ojciec, głowa rodziny, znajduje motywację do pracy i działania, skoro byt jego dzieciom zapewnia państwo? Współczesny alkoholizm, staczanie się mężów i ojców swój prapoczątek znajduje przede wszystkim w odebraniu im odpowiedzialności za los swoich najbliższych.

Państwo buduje

Rządy budują „tanie mieszkania dla młodych małżeństw”, ale niemal żadnego młodego małżeństwa nie stać na zakup takiego mieszkania. W ramach polityki prorodzinnej państwo likwiduje ulgi budowlano-remontowe, które dawały możliwość remontowania mieszkań odziedziczonych po dziadkach, a ponadto wprowadza podatek VAT na materiały budowlane i zakup mieszkań, podnosząc tym i tak już potwornie wysokie ceny. Na dodatek pobierany jest podatek spadkowy, stanowiący przecież hipokryzję do kwadratu. A nie zapominajmy, iż cały czas mówi się o wprowadzeniu w najbliższym czasie podatku katastralnego, który zabije nadzieję wielu tysięcy młodych ludzi na własny kąt.

Taka polityka skutkuje zadłużeniem młodych ludzi na kilkadziesiąt lat – muszą przecież spłacić kredyty za mieszkania, które obiecało niby załatwić państwo, ale bez powodzenia. Tani kredyt nie istnieje, a koszty jego spłaty skutecznie zniechęcają do posiadania dzieci. Najpierw trzeba spłacić kredyt, potem przyjdzie czas na dzieci – mówią dziś młodzi. Problem w tym, że kredyt spłacą za trzydzieści lub pięćdziesiąt lat, czyli o dzieciach zaczną myśleć najwcześniej po pięćdziesiątce…

Opieka na starość

Państwo, rozbudowując i wspierając cały system zabezpieczenia emerytalnego, przejęło funkcję opiekuna ludzi starszych. Jaki jest tego efekt, wie każdy emeryt, który mimo że przez całe życie ciężko pracował, otrzymuje głodową emeryturę. Państwo tymczasem bez skrupułów pobiera podatek od wypłacanych rent i emerytur, co w istocie jest podwójnym, a może nawet potrójnym opodatkowaniem.

Jak wygląda opieka państwa nad najstarszym pokoleniem, najlepiej wiedzą dzieci emerytów – kupujący lekarstwa czy płacący za wizytę w prywatnym gabinecie, bo długość kolejki do lekarza w państwowej służbie zdrowia skłania do obawy, że starsza osoba może jej końca zwyczajnie nie doczekać.

A przecież dzisiejszym emerytom państwo przez grubo ponad połowę życia lub nawet dłużej odbierało około 50 procent wynagrodzenia z myślą o zabezpieczeniu ich na starość. Gdzie są te pieniądze? Czy tak skonstruowany system emerytalny nie spowodował, że dziś wielu starszych ludzi nie może liczyć nawet na pomoc dzieci – z tej prostej przyczyny, że ich nie mają, bo nigdy ich nie było na to stać?

Bezpieczeństwo

Państwo wreszcie poprzez swą aktywność na polu dogadzania rodzinie ma dawać poczucie bezpieczeństwa socjalnego. Na wypadek, gdyby z jakichś powodów rodzina znalazła się w kryzysie lub kłopotach, państwo oferuje swoje usługi. Sęk w tym, że od pomagania członkom rodziny od wieków była dalsza rodzina, przyjaciele, sąsiedzi, parafia. Nie ma się co dziwić, że członkowie dalszej rodziny nawet nie wiedzą o jakiejś rodzinnej tragedii, skoro ludzie nie udają się o pomoc do nich, tylko do najbliższego urzędu.

Państwo, zastępując rodzinę i funkcje poszczególnych jej członków, nie jest jednak bogatym filantropem, którego stać na taką szczodrość. Państwo nie ma przecież żadnych innych dochodów ponad te, które wcześniej odbierze obywatelom, a więc głównie rodzinom. Swoją szczodrość prowadzi zatem na nasz koszt, pobierając przy okazji wcale niemałą część tych pieniędzy na tzw. koszty własne, czyli pensje dla urzędników wprowadzających w życie kolejne programy pomocowe dla rodzin, na ich siedziby, sprzęt i wiele innych rzeczy.

Wydatki socjalne zajmują w budżecie państwa łącznie niemal 30 procent, z czego zdecydowaną większość stanowią wypłaty świadczeń emerytalnych i rentowych. Jak wyliczają ekonomiści, przeciętna polska czteroosobowa rodzina oddaje państwu rocznie ponad 70 procent swoich dochodów. Warto więc sobie odpowiedzieć na pytanie, czy usługi świadczone przez państwo na rzecz rodzin są rzeczywiście tyle warte?

Nie kradnij!

Obserwując prowadzoną przez kolejne rządy politykę względem rodzin, wydaje się, że najbardziej prorodzinną polityką jest taka, która nie odbiera rodzinie wypracowanych dochodów. Jest najlepsza również z etycznego punktu widzenia, ponieważ nikt nie daje nam prawa do życia na cudzy koszt, a przecież do tego sprowadza się cały system finansowej pomocy rodzinom. Ponadto, permanentna pomoc rodzinie doprowadza ją ostatecznie do uzależnienia od państwa, a na dodatek utrwala w społeczeństwie bardzo szkodliwy obraz tego typu pomocy jako normy, a nie jedynie występku.

Amerykański ekonomista Charles Murray w opublikowanej w roku 1984 (czyli po trzydziestu latach prowadzenia przez władze federalne szeroko zakrojonej polityki prorodzinnej) książce Bez korzeni wykazał – wywołując prawdziwą burzę wśród urzędników – że programy pomocowe skierowane do rodzin ubogich nie tylko nie przezwyciężyły ich trudności, lecz wręcz je pogłębiły. Tymczasem liczba beneficjentów tych programów w ciągu trzydziestu lat zwiększyła się czterokrotnie. Wzrosła również liczba urzędników odpowiedzialnych za wdrażanie programów, a także sumy przeznaczane na te programy. Murray doszedł do konkluzji, że polityka państwa przyniosła więcej szkód niż pożytku. Nie tylko nie rozwiązała żadnego problemu, ale wręcz je pogłębiła.

Skandynawskie złudzenie

W Polsce często powołujemy się na kraje skandynawskie, które mają być przykładem społeczeństw umiejących skutecznie zbudować tzw. państwa dobrobytu socjalnego z rozbudowaną ingerencją państwa w życie rodzinne, o czym ma świadczyć fakt, że Finlandia, Szwecja czy Norwegia zajmują bardzo wysokie miejsca w rozmaitych rankingach oceniających poziom życia czy bezpieczeństwa socjalnego.

Z jednej strony to prawda, ale zwróćmy uwagę, jakim kosztem się to wszystko odbywa. Jakie są relacje dzieci z rodzicami, rodziców ze swoimi rodzicami, jak wysokie muszą być w tych krajach obciążenia podatkowe, aby dało się sprostać takiemu poziomowi pomocy społecznej. Wszystkie świadczone przez państwo usługi nie są więc darmowe, lecz niezwykle drogo Finów, Szwedów i Norwegów kosztują, przy czym kosztów cierpiących w tym systemie relacji międzyludzkich i więzi społeczno-narodowych oszacować po prostu nie sposób.

Najwyższe wskaźniki dzietności w Europie notują obecnie Francja i Irlandia, ale i tak poziom ów ledwo zbliża się do granicy zastępowalności pokoleń. W wymienionych krajach istnieją wydłużone urlopy macierzyńskie, państwo płaci matkom za urodzenie i wychowanie dzieci, co – szczególnie we Francji – powoduje wzrost urodzeń głównie w środowiskach imigrantów, którzy stworzyli sobie z Francji przystań do życia na całkiem niezłym poziomie, na cudzy koszt. W Irlandii zaś – można powiedzieć – dzieci zostały za pomocą środków pieniężnych upaństwowione, gdyż to państwo łoży na ich utrzymanie.

Przytoczone powyżej przykłady stanowią dla nas nieodpowiednie wzorce. Powinniśmy uświadomić sobie, że rodzina będzie silna dopiero wówczas, gdy państwo przestanie wychowywać nieswoje dzieci, a stworzy jedynie system, w którym posiadanie dzieci nie będzie wyczynem ponad możliwości finansowe przeciętnego małżeństwa.

Jeśli nie państwo, to kto…

Jaka jest zatem najskuteczniejsza polityka prorodzinna? Co zapewni fundamentalnej dla rozwoju społecznego i ekonomicznego komórce społecznej trwałe i stabilne podstawy?

Odpowiedź jest wbrew pozorom prosta: niech państwo odczepi się od rodziny, niech przestanie zastępować rodziców w wychowaniu dzieci i zabierać im 70 procent wypracowywanych dochodów, by potem przekazywać z powrotem do portfeli rodzin zaledwie kilkanaście procent zabranych kwot. Niech zajmie się tym, do czego jest stworzone, czyli zapewnieniem bezpieczeństwa i porządku. Dopiero wówczas rodzina ponownie stanie pewnie na nogach.

Autor: Paweł Toboła-Pertkiewicz – wiceprezes Polsko-Amerykańskiej Fundacji Edukacji i Rozwoju Ekonomicznego (PAFERE). Dziennikarz, publicysta, wydawca.

Artykuł udostępniony za zgodą redakcji  dwumiesięcznika „Polonia Christiana”, nr 23, listopad-Grudzień 2011 r.

Urlop macierzyński w wybranych krajach europejskich:

Niemcy – 14 tyg.

Belgia – 15 tyg.

Polska – 18 tyg. (przy pierwszym dziecku)

Irlandia – 24 tyg.

Słowacja – 28 tyg.

Bułgaria – 45 tyg.

Wysokość becikowego w poszczególnych krajach europejskich:

Wielka Brytania – 500 funtów (tylko dla osób o najniższych dochodach)

Polska – 1000 zł za każde urodzone dziecko

Francja – 800 euro (zależnie od wysokości dochodu)

Hiszpania – 2500 euro (jednorazowa wypłata)

Szwecja – 80 proc. wynagrodzenia matki lub ojca wypłacane jest przez 480 dni

Wysokość podatku VAT na ubranka i buciki dziecięce:

Polska – 8 proc. (od 1 stycznia 2012 – 23 proc.)

Irlandia – 0 proc.

Wielka Brytania – 0 proc.

Luksemburg – 3 proc.

Wysokość stawki VAT na foteliki samochodowe:

Wielka Brytania – 5 proc.

Polska – 8 proc.

Portugalia – 6 proc.

Włochy – 20 proc.

Francja – 19,6 proc.

 

Komentarze są zamknięte