Może opłaca się rozmawiać jak z Niemcem?

Niezależna Gazeta Obywatelska1

W dniu 17 lutego w Gazecie Prawnej ukazał się artykuł pod tytułem „Związkowcy są dobrzy (W Niemczech)”. W Polsce kraju, którym większość inicjatyw społecznych, domagających się publicznej debaty jest traktowanych przez władze co najmniej podejrzliwie, tekst można by uznać za prowokację dziennikarską.

W Polsce rządzący i usłużne im media budują od lat, obraz związków zawodowych jako grupy społecznej, nie przystosowanej do funkcjonowania w nowej rzeczywistości gospodarczej. Można odnieść wrażenie, że związkowcy to tęskniący za PRL-em frustraci bez kwalifikacji, roszczeniowi, przedkładający partykularne interesy nad dobro wspólne. A takich można co najwyżej tolerować a nie dopuszczać do debat nad systemem emerytalnym, podatkami, wydatkami państwa, jakąś tam umową ACTA itp. Władza wie lepiej i zna najlepsze rozwiązania, a to że często się myli to już inna sprawa. Żyjemy w państwie, gdzie jedyną konsekwencją jaką ponoszą politycy za swoje błędy to niższe wskaźniki poparcia społecznego.

Autor Rafał Woś opisuje niemieckie rozwiązania i zadaje pytania. Niemcy to kraj, w którym związki zawodowe są potęgą, relacje między pracownikami a firmami regulują układy zbiorowe, a mimo to silna i bogata gospodarka rozwija się z korzyścią dla obu stron. Czy Niemcy mają lepszych związkowców, czy mądrzejszych pracodawców? Jak skutecznie łagodzić tarcia między silnymi związkami zawodowymi a pracodawcami, tak żeby zadowoleni byli i jedni, i drudzy. Po co? Bo to (zwłaszcza w kryzysie) wychodzi całej gospodarce na dobre.

Przez dziesięciolecia obowiązywania systemu negocjacji w Niemczech, wykształciło się wiele praktyk skierowanych na osiągnięcie szybkiego porozumienia. – Z reguły nie czekamy, aż wszystkie regiony się dogadają. Po prostu, gdy pierwszy osiągnie kompromis, zamykamy dyskusję i przyjmujemy wynegocjowaną stawkę dla całych Niemiec. Unikamy w ten sposób niekorzystnej z naszego punktu widzenia konkurencji pomiędzy regionami, które mogłyby, godząc się na niższe taryfy, próbować przyciągać do siebie miejsca pracy – tłumaczy Kay Ohl, członek zarządu IG Metall odpowiedzialny w największym niemieckim związku za politykę taryfową. Ten system podoba się również pracodawcom. – Już dawno zrozumieli, że silne związki leżą w ich własnym interesie. Mają dzięki nim obliczalnego partnera, z którym można dogadać się raz a porządnie – mówi w rozmowie z DGP Natalia Stolz z działu taryfowego berlińskiej centrali BDA.

Niemieckim związkom zawodowym trzeba jednak oddać sprawiedliwość. Choć wielu wieszczyło ich upadek (o kapitalizmie bez związków pisał już w 1984 r. na łamach „Die Zeit” gigant niemieckiej socjologii Ralph Dahrendorf), na razie trzymają się mocno. W czasie obecnego spowolnienia dowiodły wręcz, że konstruktywna postawa i kultura kompromisu mogą pomóc całej gospodarce w przejściu przez proces kontrowersyjnych reform i recesję. W warunkach głębokiego kryzysu zadłużeniowego w Europie niemiecki przykład mógłby (i powinien) stać się inspiracją dla innych krajów, które czeka w najbliższych latach nieuchronny proces gospodarczej transformacji i społecznych niepokojów. Problem polega tylko na tym, czy znajdzie się wola, by z tego przykładu skorzystać.

Autor: Dariusz Całus

  1. Kokou Rokou
    | ID: 8c21219c | #1

    Dobry artykuł panie Dariuszu. Tumańska propaganda mówi że jak najniższą krajową się będzie podwyższać to polski prywaciarz (w 70% przypadków menda ,złodziej, wyzyskiwacz) będzie musiał ludzi zwolnić. Prawda jest taka że „ten nasz krajowy złodziej” musiałby sobie uszczuplić. Na zachodzie prywaciarze zarabiją 4-krotność płacy najniższej.
    Lata 90 są temu winne – rządy „żydokomuny” Unii Wolności i Unii Demokratycznej oraz SLD. WYPRZEDAWANIE MAJATKU NARODOWEGO ! ! ! ! ! ! !
    DLA PRZYKŁADU – JAK „PRYWATIER” PRZEJMIE ELEKTROWNIĘ OPOLSKĄ TO NIE BĘDZIECIE MIELI JUŻ 13 WYPŁAT, ANI WCZASÓW POD GRUSZĄ. NO BO NAWET JAK BĘDZIE MIAŁ KASE, TO CHAM POwie ŻE NIE MA I wyPOwie KLASYCZNĄ ŚPIEWKĘ RODZIMYCH SZUBRAWCÓW : „NA TWOJE MIEJSCE STU JEST”.

Komentarze są zamknięte