„Zastanawiam się, skąd Polska bierze fundusze na utrzymywanie tak dużej populacji więźniów” z Marcinem Kozikiem londyńskim prawnikiem rozmawia Fiatowiec

Niezależna Gazeta Obywatelska

Powszechnie wiadomo, że wnioski o europejski nakaz aresztowania z Polski zasypują inne kraje europejskie, a zwłaszcza Wielką Brytanię, gdyż jest to miejsce zamieszkania większości polskiej emigracji po 2004 roku. Codziennością są ekstradycje z powodu drobnych przestępstw, sprzed kilku, czasem nawet kilkunastu lat.

Powstaje pytanie, jaki to ma sens z ekonomicznego punktu widzenia kraju, bądź dla interesu wymiaru sprawiedliwości i czy konieczne są reformy.

Jesteśmy również ciekawi jak wygląda procedura o ekstradycję w UK. Wiemy, że sądy w Londynie na porządku dziennym rozpatrują kilka, nawet kilkanaście spraw, a apelacje w sprawach o ekstradycję zapychają sądy wyższej instancji. Chcemy się także dowiedzieć, czy nie łamane są prawa osób w Wielkiej Brytanii przy okazji tego procederu.

Fiatowiec: Witam Panie Marcinie, mieliśmy przyjemność rozmawiać już kilka tygodni temu.

Marcin Kozik: Witam Pana, tak to prawda.

Z tego co wiem, prowadzi Pan z kolegami sprawy o ekstradycję na podstawie ENA. Czy mógłby Pan w skrócie opisać na czym polega ta procedura.

M.K.: ENA jest to instytucja unijna, powołana do życia Decyzją Ramową z 13 czerwca 2002. Wprowadza ona uproszczony system przekazywania osób poszukiwanych z jednego państwa członkowskiego do drugiego. Sam nakaz europejski, zgodnie z artykułem 1 Decyzji to decyzja sądowa, wydana w jednym państwie członkowskim, w celu aresztowania i przekazania przez inne państwo członkowskie osoby, której dotyczy wniosek, w celu przeprowadzenia postępowania karnego, bądź wykonania wyroku skazującego lub środka zabezpieczającego.

Nakaz taki, raz wpuszczony w obieg, spowoduje, że dana osoba będzie aresztowana w każdym z krajów członkowskich. W Anglii po aresztowaniu, policja ma obowiązek dostarczyć daną osobę w trybie natychmiastowym do sądu w Westminster, który ma za zadanie wykonać, bądź odmówić wykonania europejskiego nakazu.

Zaznaczam, że nie będzie podlegać ocenie słuszność wyroku w Polsce, bądź fakt, czy istnieją wystarczające powody do zastosowania tymczasowego aresztowania na terenie naszego kraju. To są kwestie zastrzeżone wyłącznie dla polskiej strony.

Zanim omówimy problemy występujące po stronie angielskiej, bo o to będą pytał w dalszej części naszej rozmowy, chciałbym zorientować się, jak ocenia Pan praktykę strony polskiej, która ewidentnie nadużywa instytucji ENA.

M.K.: Uważam, że praktyka ta wymaga szerokiej analizy. Osoby są ścigane za drobne przestępstwa, takie jak jazda pod wpływem alkoholu, czy np. drobne kradzieże. Dziś na przykład odwiedziłem klienta, który ma do odbycia karę sprzed kilku lat za jazdę pod wpływem alkoholu. Inny z moich klientów, mający 22 lata jest ścigany za uderzenie kolegi w liceum kilka lat temu.

Są jednak ścigani za przestępstwa i nie powinni uciec wymiarowi sprawiedliwości.

M.K.: Zgadzam się, natomiast bardzo często polskie władze zwlekają bardzo długo z czynnościami, które miałyby doprowadzić do osadzenia danej osoby w zakładzie. W efekcie osoby te wyjeżdżają za granicę i tam próbują zaczynać życie od nowa. Taka sytuacja ma miejsce w UK, gdzie Polacy pracują i mieszkają przez kilka lat, zakładają tutaj rodziny, kupują domy i nagle po długim czasie strona polska decyduje się na ściganie europejskim nakazem. Naturalnie nie można krytykować konkretnych indywidualności za wydawanie nakazu, gdyż osoby te jedynie stosują obowiązujące prawo.

Czy strona angielska nie narzeka, że musi wykonywać tyle nakazów? Z tego co wiem, to w sądzie w Westminster większość spraw to właśnie sprawy Polaków.

M.K.: Nie wiem, czy narzeka. Mogę potwierdzić, że rzeczywiście większość nazwisk na liście spraw dolnego korytarza sądu jest polska.

Wie Pan, ile osób jest ściganych na podstawie ENA przez UK?

M.K.: Z tego co wiem, to raptem kilkaset rocznie. Nie jestem dokładnie pewien, ale gdzieś czytałem, że około 200.

To spora dysproporcja.

M.K.: Tak.

Czy to oznacza, że w Polsce mamy więcej kryminalistów?

M.K.: Nie, na pewno nie. To oznacza, że wiele osób otrzymuje wyroki skazujące za przestępstwa, za które można byłoby wymierzyć inne kary. Aczkolwiek ja nie pracuję w Polsce, więc nie potrafię dokładnie skomentować.

Czy sądy angielskie biorą pod uwagę fakt założenia rodziny w UK przy wykonaniu ekstradycji?

M.K.: Sądy angielskie są zobowiązane na podstawie ustawy do zbadania zgodności ekstradycji z prawami człowieka danej osoby. Chodzi mi o prawa człowieka zawarte w Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, nad którą jurysdykcję sprawuje Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasbourgu.

Pan więc pyta mnie, czy sądy biorą pod uwagę prawa osób na podstawie artykułu 8 Konwencji (Prawo do poszanowania życia prywatnego i rodzinnego). Odpowiedź na to pytanie jest więc twierdząca, aczkolwiek pozostaje kwestia na ile może to powstrzymać ekstradycję.

Otóż poprzeczka jest postawiona bardzo wysoko. Obecnie reżim prawny w tym zakresie jest ustanowiony przez precedens z Izby Lordów Norris v USA. W sprawie tej orzeczono, że tylko w ekstremalnych przypadkach artykuł 8 mógłby stanowić przesłankę do wstrzymania ekstradycji. Nie spotkałem jeszcze ani jednego klienta, którego sytuacja rodzinna i osobista spełniała kryteria, jakie ustalili lordowie przed kilku laty. Wątpię, żebym spotkał w niedalekiej przyszłości.

Ale wiem, że wielu adwokatów w UK próbuje przekonać sąd, że ludzie nie powinni wyjeżdżać właśnie z tego powodu.

M.K.: Jest to prawdą.

Dlaczego tak się dzieje? Czy to fair, żeby podnosić coś w sądzie, co nie ma szans powodzenia?

M.K.: Nie umiem powiedzieć, czy to fair. Klienci mają różne priorytety. Jeden klient może dać instrukcje, żeby zdobyć czas, w celu rozpoczęcia działań po stronie polskiej. Inny klient będzie sobie życzył, żeby sprawę spróbować wygrać i nie dopuścić do wykonania nakazu.

Adwokat z urzędu nie jest w stanie poprowadzić sprawy w sposób, jaki klient by sobie życzył, gdyż stawki za tego typu sprawy są naprawdę głodowe. System działa w taki sposób, że osoby zatrzymane poznają swojego prawnika z urzędu na kilka minut przed rozprawą, daje mu pobieżne instrukcje i ten składa w jej imieniu oświadczenia przed sędzią. Jest Pan sobie w stanie wyobrazić jakość usług w tak ekspresowym tempie. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś na przykład mógł wytłumaczyć, że doznał rażąco nierzetelnego procesu w Polsce (co mogłoby być przesłanką do wstrzymania ekstradycji), w tak krótkim czasie, nie mówiąc już o ustaleniu konkretnych faktów, czy przygotowaniu sprawy.

Czy to w porządku, przecież jak wspomina Pan wyżej, istnieje wymóg, żeby proces sądowy był rzetelny. Ludzie powinni mieć czas na przygotowanie obrony.

M.K.: To na pewno nie w porządku, aczkolwiek europejskie gwarancje procesowe w sprawach karnych nie mają zastosowania do ekstradycji. W efekcie nie ma więc jakiś szczególnych barier, żeby utrudnić obronę takim osobom do wysokiego stopnia.

Można wyciągnąć wniosek, że polskiej strony nie ocenia Pan pozytywnie.

M.K.: Wie Pan, ja jestem zwolennikiem tzw. zasady proporcjonalności. Jeśli działania polskich władz byłyby proporcjonalne do rezultatu, to nie widziałbym nic zbożnego w ściganiu tak ogromnej liczby ludzi. Natomiast, jeśli ściga się każdą jedną osobę, za drobne występki, to niewątpliwie zachodzi pytanie, czy jest to proporcjonalne. Decyzja Ramowa nie wprowadza obowiązku ścigania europejskim nakazem wszystkich, a wystawienie takiego nakazu to prerogatywa każdego z państw.

Zastanawiam się, skąd Polska bierze fundusze na utrzymywanie tak dużej populacji więźniów. Być może lepiej byłoby odpuścić ludziom, którzy zrobili coś błahego za młodu i nie ściągać ich z powrotem do Polski, bo tutaj pokazują, że są w stanie żyć w pełnej zgodzie z prawem.

Wiem, że prowadzi Pan z kolegami postępowanie kilkunastu osób, gdzie poczyniliście poważne zarzuty wobec polskiego rządu, czy to prawda?

M.K.: Zarzuciliśmy polskiej stronie, że wprowadza społeczność europejską w błąd, gdyż władze więzienne ukrywają prawdziwą populację, a ponadto, że w zakładach karnych więźniowie doznają poniżającego i nieludzkiego traktowania, a nawet tortur, niezgodnie z artykułem 3 Europejskiej Konwencji.

 CIĄG DALSZY WYWIADU NA MEDIA RP (wystarczy kliknąć).


Marcin Kozik
jest absolwentem prawa na UG i Nottingham Trent University. Ma już blisko 4 letnie doświadczenie w Anglii, a od 3 lat prowadzi polski departament. Od lutego 2012 jest pracownikiem kancelarii adwokackiej Duncan Lewis Solicitors w Londynie. Obecnie Pan Kozik jest w trakcie zdobywania kwalifikacji zawodowych, wszystkie sprawy o ekstradycję prowadzi wspólnie ze swoim kolegą Markiem Smithem, barristerem z ponad 20 letnim doświadczeniem. W chwili obecnej zajmują się postępowaniem kilkunastu osób, gdzie podnosi się, iż ekstradycja tych ludzi naruszyłaby ich prawa na podstawie artykułu 3 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Panowie przedstawili dowody w sądzie w Westminster jak i High Court na to, że polskie służby więzienne przedstawiają nieprawdziwe dane co do populacji w Polskich więzieniach, a także, że pomimo akcesji do UE oraz ponad 20 lat demokracji, wciąż mają miejsce w zakładach karnych tortury i inne nieludzkie, bądź poniżające traktowanie.

Za: Media RP

Komentarze są zamknięte