Ryszard Surmacz: Garnek czy państwo?

Niezależna Gazeta Obywatelska1

Co jest bardziej widoczne garnek, czy państwo? No oczywiście, że garnek!! Gdyby nie państwo, gdyby nie podatki, w garnku byłoby więcej. Zależność jest więc prosta: im mniej państwa, tym więcej w garnku i brzuchu. Państwo jest nam niepotrzebne, trzeba więc z nim walczyć, bo państwo zabiera nam jedzenie. Państwo nas krępuje i wymusza swoje nakazy i zakazy, a my chcemy wolności. Jak Polska długa i szeroka słyszymy: nie chcemy państwa, chcemy wolności!!… I to jest oczywiście perspektywa garnka. Co prawda podobna zbitka pojęciowa (nie chcemy państwa, chcemy wolności) trafiła nam się w okresie saskim, lecz w takich proporcjach jak dziś, nie zaistniała jeszcze nigdy. Potem, jak wiemy (lub nie wiemy) nastąpił rozbiór Polski. Historia perspektywy garnka byłaby więc bardzo ciekawą historią, i wielce pouczającą. Spróbujmy więc to zrobić na użytek niniejszego artykułu.

Garnek który poniewiera ludzi

Gdzieś na przełomie XX i XXI wieku dotarłem do małej miejscowości obok Bornego Sulinowa, dawnej rosyjskiej bazy wojskowej. Dziś nie pamiętam czy te kilka domów miało jakąkolwiek nazwę. Ale było położone w bardzo pięknej okolicy obok głębokiego i rybnego jeziora; wokół dużo lasów – i niestety w promieniu 50 km jeden zakład pracy – tartak. Z czego więc utrzymywali się zamieszkali tam ludzie? Jeden, czy dwóch pracowało w tartaku, pozostali łowili ryby, zbierali runo leśne a potem je sprzedawali. Warto zwrócić uwagę, że był to początek XXI wieku, środek Europy, ale też PRL-owskie realia! Dzieci biegające wokół były jednak czyste i zadbane. Okres letni maskował beznadzieję tamtego życia.

Wszedłem do jednego z domów, trafiłem do kuchni. Widok był przerażający: kilka starych, zdewastowanych mebli, wokół brudne ściany, w rogu duża żelazna kuchnia z fajerkami. Na kuchni jeden duży czarny żeliwny gar, w nim równie duża łycha do mieszania, a pośrodku kobieta – zupełnie nie pasująca do tego świata. Przyjęty zostałem bez skrępowania i całkiem gościnnie. Ale to nie był koniec kontrastów. Bezzębna z opuchniętymi dziąsłami gospodyni posługiwała się piękną polszczyzną; ręce miała bezlitośnie spracowane, ale ruchy wciąż zgrabne; figurę proporcjonalną i raczej wątłą, ale jednocześnie silną. Kontrast całości był tak przejmujący. Patrzyłem raz na garnek spod którego dna wydobywały się płomienie, raz na stojąca obok kobietę… O co tu chodzi – myślałem gorączkowo. Gdy spytałem o nazwisko rodowe, zostałem zszokowany jeszcze bardziej. Spadła na mnie taka pielucha wyzwisk i bluzgów, jaka nie przydarzyła mi się nigdy wcześniej ani później. Atak przetrzymałem bardziej z ciekawości, niż z desperacji. Kobieta widząc moją reakcję, uspokoiła się. Po chwili wpadła w drugą skrajność, w szloch, i jakby nie ta sama, smutnym tonem, przez łzy ponagliła mnie:

– Niech pan już stąd idzie, bardzo proszę.

Tę prośbę musiałem już spełnić. Gdy dochodziłem do polnej drogi, na której stał samochód, podbiegł do mnie jakiś mężczyzna, złapał mocno za rękę i zapytał:

– Coś ty sk… jej zrobił?!

Spojrzałem na mężczyznę badawczo i zupełnie spokojnie odpowiedziałem, że spytałem tylko o nazwisko rodowe.

– A… rozumiem – mężczyzna opuścił ręce i dodał. – Może pan iść spokojnie.

Garnek tej kobiety był symbolem deklasacji. Aktu deklasacji nie widać, ale jego skutki są tak samo widoczne jak garnek. Dziś niewielu rozumie co to znaczy, jeszcze mniej chce się tym zajmować. Więcej, Polacy nie zdają sobie sprawy, że jako naród, stoją przed groźbą podobnej deklasacji. Członkostwo w Unii Europejskiej w stosunku do PRL-u oznaczało techniczny awans cywilizacyjnym, ale bieda w tej samej Unii oznacza właśnie deklasację. Ponownie schodzimy na poziom proletariusza, ale z innym piórkiem. Kryzys europejski i zapowiedź wprowadzenia podatku katastralnego są tego instrumentami.

No ale, pozostawmy deklasację, a zwróćmy uwagę na garnek – symbol biedy. Ziemie zachodnie i północne są obszarem przesiedleńczym i osiedleńczym. Posiadają kilka wielkich miast i setki małych miasteczek i jeszcze więcej wsi. Do lat 70-ych mieszkający tam kresowianie nie wierzyli, że ziemie te zostaną przy Polsce. Żyli więc na walizkach. Oswajanie okolicznego krajobrazu nastąpiło dopiero w drugim, trzecim pokoleniu. To dramat.

W ziemię tę wpisane były też PGR-y, jako symbol małej perspektywy, przegrania i klęski niepodległej II RP. Garnek zgrabnej i brudnej kobiety nie był więc jedynym takim garnkiem. Takich garnków było dużo – więcej w Polsce, mniej zagranicą. Wiąże się on także ze zmianą elit i atrybutem obcego państwa. Kiep ten, kto w krzywdzie klasowej dozna proletariackiej satysfakcji. Kiep, dlatego, że nie widzi w tym własnego upadku i własnej dotkliwej straty. Przed wyjazdem wojsk rosyjskich mieszkańcy osady, w której byłem, mieli jakąś dziurę w murze, przez którą chadzali do kantyny po tańsze produkty żywnościowe. Wówczas było im lepiej.

Niniejszy artykuł ukazuje się na Śląsku, a więc na Śląsku sytuacja ta tylko pozornie jest trudno przekładalna. Śląsk wprawdzie był dzielony, ale nigdy nie został podzielony w takim stopniu, jak Polska. Stoi na swoim miejscu „od początku świata”. Śląski garnek przez długie lata gotował wodziankę i żur, z bardzo podobnych powodów, co ta kobieta. Oponenci niech zwrócą uwagę na to jakimi Ślązacy odeszli od Polski w XIV w i jakimi wrócili w XX wieku? Ślązacy też mieli swoją deklasację, ale ona trwała wieki. Dopiero Polsce zaczęli odzyskiwać swoja tożsamość, zaczęli się kształcić. Ślązacy ani na chwilę nie mogą więc zapomnieć, że w Niemczech są Polakami oraz, że nikt tam nie będzie ich traktował jako gospodarzy. Zgoda, perspektywę tę trudno zauważyć zwłaszcza, gdy tak długo było się pochylonym nad swoim garnkiem. Nowe czasy wymagają jednak nowego wysiłku. Dziś wprawdzie niemiecki palnik lepiej grzeje pod śląskim garnkiem, ale cała historia Śląska zaświadcza, że jego miejsce jest w Polsce. Garnek pożyczony jest złym doradcą.

Perspektywa innych garnków

Powyższa historia ma swoją retrospektywę. Aby ten problem zrozumieć lepiej, odwołajmy się do najnowszej książki prof. Zofii Zielińskiej (Polska w okowach „systemu północnego” 1763-1766, Arkana 2012), w której Autorka opisuje okres bezkrólewia po śmierci Augusta III i pierwsze lata panowania S. A. Poniatowskiego. Okres przełomowy (Sasa na tronie polskim osadzili Rosjanie) i schyłkowy dla polskiej cywilizacji i samej I RP. Kandydatura Poniatowskiego była dalszym ciągiem rosyjskiej polityki osaczania i neutralizacji Polski. Miała tę zaletę, że przyszły król Polski pozbawiony był większego doświadczenia politycznego a jego rodzina nie miała koneksji rodzinnych w Europie. Spełniał więc podstawowy postulat rosyjskiego rządu: był już tym „Piastem”, który odcinał polski dwór od powiązań z rodami i państwami europejskimi, a tym samym pozbawiał Polskę wszelkich ewentualnych obcych zobowiązań. Nie był też cudzoziemcem, z którym Rosja musiałaby się liczyć z tych samych względów. Gdy będąc już królem poprosił Katarzynę II o zgodę na nawiązanie stosunków z Francją, spotkał się z odmową. Rzeczpospolita miała być najpierw odizolowana od świata, a następnie połknięta. (Całkiem jak PRL). Książka prof. Zofii Zielińskiej jest trudna w odbiorze, ale warto ją przeczytać, bo spotkamy tam wiele nowych ustaleń i pouczających analogii do czasów obecnych; jest ponadto efektem wieloletniej pracy w archiwach rosyjskich, niemiecko-autriackich i francuskich. Uzupełnia brakujące lata w polskiej historiografii.

Garnek „Familii” Czartoryskich i samego Stanisława Poniatowskiego był dla wyniesionego rodu krótkotrwale piękny. Ale nie wolno zapomnieć, że ten sam garnek stał się wekslem, który musiała później spłacać nie tylko „Familia”, lecz my wszyscy przez 123 lata niewoli. Na koniec okazał się bardziej rosyjskim, niż polskim.

Swój garnek miał też zabór pruski. Najkrócej mówiąc, ten garnek gotował po niemiecku. Wprawdzie główny ciężar odzyskania niepodległego państwa spoczął na zaborze rosyjskim, i częściowo austriackim (państwo mniejszości narodowych skonfliktowane z Prusami i Rosją), to jednak zabór pruski pełnił ważną role pomocniczą.

Istnienie Prus uzależnione było od nieistnienia Polski. O tym otwarcie mówił Bismarck, Hitler i wielu innych niemieckich polityków. Wrogiem numer jeden w zaborze rosyjskim była szlachta i inteligencja polska oraz katolicyzm, trochę mniejszym – państwo. Największym wrogiem w zaborze pruskim było państwo i polska kultura, a za nią szlachta i wszystko, co wiązało się z polskością. Polskość, jako ta naturalna na swoim terytorium, wypierała pruskość, która została narzucona siłą. Państwo pruskie walczyło z nią w sposób strukturalny i coraz bardziej bezwzględny, aż do swojego upadku i likwidacji.

Jakie składniki miała więc „pruska zupa”? Głównym jej składnikiem było powszechne szkolnictwo. (Nawiasem mówiąc wzorowało się na modelu wypracowanym przez polską Komisje Edukacji Narodowej). Pruska szkoła nieco inaczej uczyła w zaborze, a nie co inaczej na Śląsku. Miała też swój okres liberalny (na Śląsku szczególnie ważny), ale szybko się on skończył. Jej wspólnym mianownikiem był lekceważący stosunek do Polski i jej kultury, a gloryfikujący kulturę i niemiecki dorobek cywilizacyjny. Wspomnienia, działalność i artykuły takich ludzi, jak ks. Szafranek, Józef Rostek, Karol Miarka, ks. Skowroński, Wojciech Korfanty i wielu innych zaświadczają o tym niezbicie. Gdy Miarka przyjechał do domu Rostka i zobaczył jego polską bibliotekę, nie chciał wierzyć własnym oczom: Mickiewicz, Słowacki, Krasiński, Norwid, Kraszewski itd. Był nauczycielem, ale w szkole niemieckiej uczono go, że kultura polska nie istnieje. O tym samym wspomina Korfanty, którego wyrzucono ze szkoły z wilczym biletem, dlatego, że nie chciał podporządkować się kłamstwu.

Ogólnie szkoła pruska zrobiła swoje i po dzień dzisiejszy zbiera owoce. Przykładem są nie tylko przekonania rdzennych Polaków z Wielkopolski, Pomorza, czy Śląska, ale również twórczość chociażby Edmunda Osmańczyka. Ten wybitny publicysta i wielki Polak udzielał wiele cennych rad, miał mnóstwo ważnych spostrzeżeń, ale popełniał typowo pruskie błędy… Ogólnie: wszystko, co na wschód od granicy niemieckiej jest barbarzyńskie i nie warte uwagi. Wszystko, co działo się na wschodzie dobrego, przypisać należy cywilizacji niemieckiej. O cywilizacji jagiellońskiej przeciętny Niemiec nie wie nic, a przeciętny poddany pruski z polskim rodowodem nie posiada wyobrażenia o jej wadze dla polskiej kultury. Brak tego doświadczenia poważnie zubaża motywację spójności i sam obraz osiągnięć cywilizacyjny Polski (i Litwy) w tamtej części Polski. Chcąc tworzyć jeden naród, trzeba niestety o tym wiedzieć. Potomkowie byłych poddanych pruskich zazwyczaj nie zdają sobie sprawy jak bardzo mogą się ubogacić poznając dzieje Polski jagiellońskiej i samych kresów. Ich ideały w wielu przypadkach są zbieżna z tamtymy. Oddziela ich curiosum – pruska szkoła.

Innym składnikiem „pruskiej zupy” jest kult samego garnka: Niemiec musi dobrze zjeść. Ponadto musi mieć proste krawężniki i swoje własne prawo. W „Dokumentach pruskich” (Czytelnik 1947) Osmańczyk pisze: „Kariera Hansa Franka polegała na tym, że zawsze umiał wymyślić prawo, uzasadniające postępowanie takie czy inne. Od ustaw norymberskich po warszawskie getto wszystko miało uzasadnienie „prawniczo-ideowe i prawniczo-praktyczne” (s. 61). Ten fakt rozgrzeszał wówczas Niemców w ich własnym sumieniu. Gdy po wojnie zabrakło niemieckiego prawa, ci sami Niemcy byli bliscy załamania… Warto zauważyć że, po raz kolejny w swojej historii musimy dostosowywać się do czyjegoś prawa.

Ogólnie jednak garnek niemiecki dziś lepiej daje jeść, Niemcy są państwem dyktującym warunki Unii Europejskiej, strawa jest ciepła i dobra, ale trudno nie zauważyć, że ten garnek jakoś nie pasuje ani do Śląska, ani w Polski. Wypala się sam. I dzieje się to wbrew tym, co pod garnkiem grzeją i obiecują gruszki na wierzbie. Ostflucht wiele wyjaśnia.

Swój garnek mieli też gen. Maczek, który w Edynburgu zarabiał na życie kelnerowaniem; gen. Sosnkowski, który w Kanadzie prowadził gospodarstwo rolne. A czego musieli się imać polscy oficerowie, aż przykro wspominać. Anglicy nie znają pojęcia wdzięczności. Swój garnek mieli też Żołnierze Wyklęci, którzy czekali na III wojnę światową i z nie swojej winy byli do końca Żołnierzami przegranymi. Dokumenty mogą mówić o „bandyceniu” się niektórych oddziałów, ale to tylko część prawdy, bo zmiana sytuacji politycznej, przejęcie władzy przez obcy rząd ograniczała im ruchy. Nie byli w stanie już bronić tych, którzy ich karmili a siła i znaczenie jakie reprezentowali, wciąż malała; stawali się niepotrzebni. Nie sposób jednak ukryć faktu, że to oni po zakończeniu II wojny wciąż reprezentowali prawowitą władzę. Skazani zostali na śmierć przez cały świat. Owo „bandycenie” nie może więc podlegać pod żaden paragraf prawny. Było ono dramatem głodnych i zdradzonych bohaterów, do których ofiar dopiero dziś możemy nawiązywać. Ale o bandyceniu się komunistycznego państwa jakoś nie słychać.

Może już czas zdać sobie sprawę, że potrzebny jest nam jeden wielki garnek, który nakarmi nas wszystkich i nie pozwoli zrobić nam krzywdy; ze ten garnek wykarmi nie tylko górnika, stoczniowca, szewca czy kominiarza, ale również profesora, poetę, księdza i ministra.

Swój garnek miał też PRL. Owszem, był pełny, ale co z tego jak po raz kolejny realizował rosyjską perspektywę jednego zamkniętego gara, który miał odpowiednio spreparować mózgi. Miał być hermetyczny i już. Gdy w 1989 r. wielka pokrywa spadła, zupa okazała się już spreparowana i gotowa. Dostała nazwę homo sovieticus. Było jej tyle, że starczyło dla każdego w III RP, nawet oseska.

Zakończenie

W obecnej Polsce nie ma już polskiej zastawy stołowej, nie ma też jednego państwowego garnka. Wszystko to zostało sprzedane! Jest natomiast wiele garnuszków nazywanych małą ojczyzną i wiele osobnych palników, na których wielu gotuje swą prywatną strawę. Garnki są różnej wielkości i poszczególne płomyczki figlarnie skaczą. Kombinatorzy nie wiedzą jednak, że perspektywa garnka jest perspektywą małą, ograniczona do samego garnka. Przechodząc na bardziej dosadny język, wymaga ona pochylenia i (niestety wypięcia), a taka postawa wystawia na szwank kieszeń, w której nosi się portfel oraz siedzenie, w które wygodniej drugiemu lać. Kto policzy ile pieniędzy straciliśmy przez tę krótką perspektywę?

Tak samo krótką była królewska perspektywa „Familii” i taki sam krótki wymiar miała bieda na Śląsku. Choć podobne co do swojej długości, osobno, dały zupełnie inny efekt. Syta królewska perspektywa Poniatowskiego doprowadziła do kompletnej klęski I RP (choć można dyskutować, czy państwo to możliwe było do utrzymania?), chłopska i później robotnicza perspektywa na Śląsku oraz pusty garnek zmusił ich do wygenerowania nowej śląskiej inteligencji, której zadaniem było odprowadzenie Ślązaków tam, skąd wyszli. Do Polski. I była to radykalna zmiana sposobu myślenia z chłopskiej i robotniczej na państwową. Jeżeli damy się podzielić, okażemy się skończonymi głupcami.

Dziś wielu Polaków, a także Ślązaków zaczyna zatracać naukę płynącą z przeszłości i marnować ten tak niezwykły wysiłek swoich przodków, którzy próbowali naprawić doznane zło. Polacy wydają się nie pamiętać, że trzeba bardzo dbać o ten jeden garnek i jego całość, a Ślązacy że nikt nie toleruje cyganów pogranicza i że garnków nie można zmieniać, jak rękawiczki. Na Śląsku i w pozostałej części Polski nie docenia się wagi i potrzeby państwa.

Czego powinniśmy oczekiwać od państwa?

Polska historiografia odróżnia model państwa zachodniego od polsko-litewskiego. Najogólniej mówiąc dzieli nas stosunek do państwa: na Zachodzie ludzie byli dla państwa, w Polsce odwrotnie – państwo ma być dla ludzi. Taki model wymaga dobrego wykształcenia swoich obywateli, ich odpowiedzialności za materialne i duchowe dobro wspólne; taki model wymaga też wzajemnej solidarności. Bez tych przymiotów, wciąż będąc pomiędzy Niemcami a Rosją, nie stworzymy ani silnego państwa które w tym układzie jest konieczne, ani nie zdołamy obronić swoich interesów które mają zapewnić nam stabilizację. I jest to specyfika polskiej cywilizacji w ramach cywilizacji łacińskiej. Ta cywilizacja wciąż żyje w nas i trwa.

Czego więc oczekujemy od polskiego państwa?:

1. Żeby było częścią gospodarki europejskiej i światowej, ale jego elity mogły się legitymować na tyle autonomicznym myśleniem i dobrym wykształceniem, które pozwoliłyby uchronić nas z jednej strony przed dewastacją kulturową i cywilizacyjną, a z drugiej oddziaływać na jej rozwój,

2. Żeby humanistyka, która w obecnym położeniu geopolitycznym powinna być polską specjalnością, mogła równie swobodnie korzystać z wielkich dokonań jagiellońskich jak i z doświadczeń okresu zaborów nie zapominając, że posiada piastowskie położenie,

3. Żeby państwo polskie było dla obywateli, a nie odwrotnie,

4. Żeby czuwało nad bezpieczeństwem własnym i swoich obywateli, a także nad bezpieczeństwem własności prywatnej każdego z nich,

5. Żeby czuwało nad zdrowiem: receptura była rzeczą świętą (złamanie jej oznaczało utratę koncesji); sumienie obywatela posiadało oparcie w służbie zdrowia, prawnej, obronnej i kulturowej, w tym religijnej; zło i dobro, które mają korzenie we własnej cywilizacji, było nazywane wprost – zło odpowiednio zwalczane, dobro – nagradzane, a środki masowego przekazu zaniechały sensacyjnego modelu, który ma charakter destrukcyjno-społeczny,

6. Swoją rolę w odzyskaniu równowagi państwa powinien mieć Sanepid i NIK, społeczeństwo nie może być zatruwane ani propagandą, ani nadmierną ilością chemii, ani nieludzką filozofią; policja i wojsko powinno być nieskorumpowanym elementem spójnej koncepcji politycznej, gospodarczej i kulturowej polskiego państwa.

7. Rodzina jest podstawową komórka państwa, także w okresie najgorszego kryzysu, ponieważ państwo nadal jest powołane do życia na zasadzie umowy z własnym społeczeństwem („My Naród…”).

8. Obywatele takiego państwa muszą być świadomi swoich praw i obowiązków; do takiej postawy ma przygotować ich państwowy system nauczania…

Autor doskonale zdaje sobie sprawę, że dla wielu mogą być to pobożne życzenia, nie mniej jednak w okresie kompletnego załamania się naszej cywilizacji, warto o tym przypomnieć. Warto przypomnieć twórcom i inżynierom nowych układów, że nie tylko oni żyją na tym świecie, że oprócz nich jest jeszcze kilka miliardów ludzi, którym z racji bycia człowiekiem należą się ludzkie warunki życia na ziemi i wykształcona wolność; że garnek nie może być narzędziem polityki oraz że każda kultura musi mieć swoje obudowanie – a więc najczęściej państwo. Społecznościom też należy przypomnieć, że mają pełne prawo do wyrażania swojej opinii i posiadania własnych mechanizmów obronnych, jak również odpowiednich struktur demokratycznych do wymuszania własnej woli. Ideę zysku trzeba jednak zamienić na ideę solidarności i równości. Idea totalnego zysku przegrała tak samo, jak wszelkie inne totalitaryzmy. Społeczeństwa dojrzały już nowych warunków, choć swoje postulaty jeszcze nie bardzo mogą sprecyzować, nie dojrzały natomiast elity, które jak widać, będą się bronić do końca…

Powyższa konstatacja nie ma nic wspólnego z komunizmem czy socjalizmem, jest myśleniem historyczno-społecznym w kierunku przyszłego ładu społecznego. Technika i technologia są zawsze elementem towarzyszącym, gdy jest odwrotnie, ludzie tracą własne obszary odniesienia – gubią się w perspektywie i przestrzeni.

Autor: Ryszard Surmacz

 

  1. Piotr Rubas
    | ID: 9fc2e88c | #1

    Żadna demokracja nie przywróci nam Państwa Polskiego a z pewnością już jesliby doszła jakaś patriotyczna ekipa do rządzenia to za pomocą rządów motłochu jakim jest demokracja nie da się polskiej niepodległości utrzymać.

    Tylko Monarchia Katolicka Narodu Polskiego

Komentarze są zamknięte