NGO Wrocław: Mechanizm wrzutni

Niezależna Gazeta Obywatelska

Komputeryzacja instytucji publicznych jest miejscem, w którym od wielu lat dochodzi do malwersacji publicznych pieniędzy. Co prawda wiedza o tych „przekrętach” jest coraz powszechniejsza, to jednak, ze względu na brak wymaganej wiedzy specjalistycznej, mniej znane są stosowane przy tym metody. Na łamach „Opcji na prawo” podawałem przykłady patologicznych komputeryzacji (tu Wroclawskie kalendarium). Jedną z nich, „modernizację informatyki” w Urzędzie Miasta Wrocławia w 2002 r., opisałem bardziej szczegółowo, podając wiele informacji z raportów NIK i Regionalnej Izby Obrachunkowej, procesu sądowego oraz opinii biegłych sądowych.

Metoda malwersacji pieniędzy przeznaczanych na komputeryzację w UM Wrocławia była podobna do sposobu wyłudzenia w ubiegłym roku 4,6mln zł z banku PKO BP w Warszawie. Oszust bankowy, który miał konto dla firmy założonej pod fałszywym nazwiskiem, skorzystał z bankowej wrzutni – usługi dla bezpiecznego deponowania gotówki. Zadeklarował, że wpłaca 1,5 mln euro, ale zamiast pieniędzy, włożył do wrzutni pakunek z pociętymi skrawkami papieru. Następnego dnia, po zaksięgowaniu w banku na jego koncie kwoty „wpłaty”, kupił złoto za 4,6 mln zł. Policja nie wyjaśniła, w jaki sposób oszust ominął kontrolę wewnętrzną wymagającą, aby przed operacją księgowania wpłaty przy pomocy wrzutni, sprawdzić i przeliczyć jej zawartość. Bank zapłacił miliony złotych za makulaturę, i nie wiadomo, czy oszust miał wspólnika w banku, czy też wykorzystał nieudolność pracowników.

Wrocławscy samorządowcy już dekadę temu wymyślili lepszy sposób na ominięcie kontroli wewnętrznej swoich wydatków – wrzutnię niekontrolowaną. Była nią, utworzona przez Zarząd Miasta dla Pełnomocnika Prezydenta ds. Komputeryzacji Urzędu, wyodrębniona i jednoosobowa jednostka budżetowa JWU-51 (Jednostka Wydziału Urzędu). Jednostce tej przydzielono w 2002 roku 5 mln zł, za które Pełnomocnik miał „zmodernizować” miejską informatykę. Jak wykazało śledztwo, w tym kontrole NIK, RIO oraz opinie biegłych, do wrzutni trafiały przez nikogo w UM niekontrolowane, bezużyteczne opracowania. Ich wartość merytoryczną potwierdzał tylko Pełnomocnik, którego działania akceptował bez zastrzeżeń Zarząd Miasta.

Wrzutnia niekontrolowana

Instytucje publiczne mają ustawowy obowiązek pilnowania, aby wydatki dokonywano w sposób celowy i oszczędny. Taki też cel ma, obowiązująca od wielu lat w UM Wrocławia, „Instrukcja Obiegu Dokumentów Księgowych”. Wymaga ona poddaniu wydatków Urzędu trzem stopniom kontroli wewnętrznej – wstępnej merytorycznej, merytorycznej i formalno-rachunkowej.

Kontrola wstępna to obowiązek Skarbnika Miasta, który powinien zbadać legalność, rzetelność i prawidłowość zobowiązań finansowych (np. umów), a po kontroli złożyć na dokumencie swój podpis. Kontrola merytoryczna to zadanie dyrektorów wydziałów, których dotyczą dokumenty finansowe. Ich obowiązkiem jest sprawdzić faktury pod względem celowości, gospodarności i legalności przedstawionych danych. Na okoliczność dokonania kontroli podpisują klauzulę „sprawdzono pod względem merytorycznym”. Kontrola faktur pod względem formalno-rachunkowym jest obowiązkiem pracowników Wydziału Finansowo-Księgowego. Po sprawdzenia podpisują klauzulę „sprawdzono pod względem formalno-rachunkowym”.

Zarząd Miasta ominął ten obowiązek i spod wewnętrznej kontroli wyłączył działania Pełnomocnika Prezydenta. Widać to chociażby na fakturach za opracowania, których wykonanie firmom zewnętrznym sam zlecał, a na których, obok parafki Skarbnika Miasta, figurują tylko jego podpisy przy klauzulach: ”Sprawdzono pod względem legalności, celowości i gospodarności”, „Prace wykonano zgodnie z umową Nr … z dnia … bez zastrzeżeń”, „Sprawdzono pod względem merytorycznym”, „Sprawdzono pod względem formalnym” oraz „Zatwierdzono do wypłaty”.

Urzędnicy odpowiedzialni za kontrolę dokumentów księgowych złożyli w tej sprawie wyjaśnienia dla RIO zaskakująco identycznej treści – „nie kwestionowano jednoosobowych uprawnień Pełnomocnika do zatwierdzania faktur pod względem merytorycznym i do wypłaty, gdyż dla niego Zarząd Miasta wyodrębnił w klasyfikacji budżetowej osobną jednostkę JWU-51 oraz środki finansowe dla niej. Faktem powszechnie znanym i obowiązującym było i jest, że w budżecie Miasta wydatkowanie środków odbywa się przez dysponentów części budżetowych. Ponieważ Pełnomocnik otrzymał środki w budżecie do wyłącznej dyspozycji dla JWU-51, miał takie same uprawnienia jak i inni dysponenci środków w budżecie miasta. W związku z tym, że stanowisko to było jednoosobowe, zatwierdzanie dokumentów pod względem merytorycznym nie mogło być dokonane przez inną osobę”.

 

Inaczej ocenili to kontrolerzy RIO: „taka praktyka zatwierdzania dowodów pod względem merytorycznym, formalno-rachunkowym i do wypłaty przez Pełnomocnika jako dysponenta środków budżetowych nie znajduje umocowania w obowiązujących przepisach wewnętrznych jednostki. Osoba ta nie była upoważniona do zatwierdzania dokumentów księgowych pod względem merytorycznym, formalno-rachunkowym ani do zatwierdzania ich do wypłaty.” Wg RIO Pełnomocnik, bez odpowiednich uprawnień, zatwierdził w 2002r. do wypłaty 21 faktur o łącznej wartości 2.185.206 zł.

Pełnia władzy

Z akt sprawy wynika, że Zarząd uczynił Pełnomocnika omnibusem. Oprócz powyższych uprawnień, brał jeszcze udział w tworzeniu uchwały budżetowej podając wykaz zadań i kwot na „modernizację” systemów komputerowych, nie konsultując jednak ani zadań ani kwot z Miejskim Ośrodkiem Informatyki. Przewodniczył też Komisjom Przetargowych, wysyłając m.in. oferty przetargowe do wskazanych przez siebie trzech spółek kolegów i znajomych. Najczęściej jedna z nich wygrywała, i to dokładnie z planowaną przez Pełnomocnika kwotą, której wysokości nie powinni wcześniej znać uczestnicy przetargów. Jak zeznał, „wygrywającymi” były spółki do których miał pełne zaufanie i którym sprzyjał.

Jak wynika z raportu RIO, prawie w każdym przetargu, któremu przewodniczył, wystąpiły przypadki naruszania prawa o zamówieniach publicznych, co powinno automatycznie skutkować jego anulowaniem przez Komisję. Mimo tego Pełnomocnik występował do Zarządu o zaakceptowanie wyników przetargu, a ten czynił to bez zastrzeżeń.

Doszło też do kuriozalnej sytuacji, gdy występował jednocześnie jako zleceniodawca i wykonawca, a od obydwu otrzymywał stałe pensje jako ich pracownik etatowy. W tym zamówieniu nie tylko oceniał sam siebie, ale od wykonawcy otrzymał dodatkowo ponad 100 tysięcy zł – wówczas pięcioletni zarobek miejskiego informatyka.

Zawartość wrzutni

Przed wypłatą pieniędzy wykonawcom żadne z opracowań trafiających do JWU-51 nie było poddane ocenie informatyków, nie tylko tych zatrudnionych w Miejskim Ośrodku Informatyki. Negatywne opinie o tych pracach wydali specjaliści w zakresie informatyki: biegły z NIK – dr informatyki i zarządzania oraz dwóch biegłych sądowych – specjalistów w zakresie informatyki. W sądzie ocenę przedstawili także informatycy o wieloletnim doświadczeniu, w tym byli pracownicy Miejskiego Ośrodka Informatyki. Potwierdzono podstawowy zarzut stawiany Pełnomocnikowi – „opracowania te nie znalazły praktycznego zastosowania w wydziałach merytorycznych UM, dla których były przygotowane, a ich warstwa merytoryczna jest zbyt ogólnikowa, sprowadzająca się do formułowania haseł, które w wielu przypadkach nie mają odniesienia do rzeczywistości”.

Miałem okazję przeczytać wiele z tych opracowań i przyznam, że z takimi opracowaniami spotkałem się po raz pierwszy w swojej wieloletniej praktyce informatycznej. Uważam, że UM zapłacił za teksty będące w większości „składankami” różnych informacji zbieranymi z Internetu, a jedyne co je łączy z informatyką w UM Wrocławia, to tytuł opracowania. Treści niektórych z nich niewiele mają wspólnego z tytułami. Tego typu dokumenty można „skleić” korzystając z Internetu w ciągu 1-2 dni, i prawdopodobnie tak były tworzone. UM zrobiłby lepiej, gdyby w księgarniach informatycznych kupił potrzebne mu podręczniki z zakresu informatyki – byłoby i tanio, i opracowania na wysokim poziomie merytorycznym. Wrocławski Ratusz stracił co najmniej milion zł na opracowania, które powinny kosztować tyle, ile zapłacą w skupie makulatury za papier, na którym zostały wydrukowane.

Wartość merytoryczna tych tekstów nie mogła być inna, jeśli wykonawcami tych opracowań, wymagających specjalistycznej wiedzy informatycznej, byli, zeznający w sądzie: geodeta, urzędnik, sekretarka, inż. górnictwa, technik mechanik, politolog, studentka administracji, zootechnik, policjant, urzędniczka czy emerytka sprzedająca na placu targowym. Z ich wyjaśnień wynika, że niektórzy pełnili rolę tzw. słupów – nie potrafili wskazać fragmentów opracowań, które podobno wykonali osobiście.

Okres od 21 października do 27 listopada 2002 r. był okresem „żniw” szczególnie trudnym dla „fachowców”, gdyż wówczas Pełnomocnik podpisał aż 11 umów na różne opracowania – średnio co trzy dni nowa umowa za ok. 100 tys. zł każda. Był to też okres „sprzyjający” kontroli jego poczynań – trwały wybory samorządowe, w listopadzie zmiana na stanowisku Prezydenta i Zarządu Miasta, oraz końcówka roku budżetowego. Trzeba było się bardzo spieszyć, gdyż pieniądze przydzielone na 2002r. mogły przepaść, a z końcem grudnia kończyła się umowa o zatrudnieniu Pełnomocnika w UM. Tylko w ostatnich dwóch miesiącach 2002 r. na te umowy ubyło z kasy UM 1.180.000 zł.

Brak szkody

W odróżnieniu od Zarządu warszawskiego banku, który nie ukrywał poniesienia szkody w wyniku wyłudzeniu 4,6 mln zł, i złożył do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, Zarząd Miasta Wrocławia „nie widział” strat spowodowanych wydatkami Pełnomocnika. Podobnie i wrocławska prokuratura nie znalazła powodów zajęcia się nieprawidłowościami w UM. Śledztwo rozpoczęło się dopiero w 2006 r., gdy sprawę przeniesiono z Wrocławia do Prokuratury w Zielonej Górze i powierzono prokuratorowi Wiesławowi Łatkowskiemu. W 2008 roku rozpoczął się proces, w którym Pełnomocnik Prezydenta oskarżony został o wyrządzenie w roku 2002 gminie Wrocław umyślnie szkody „wielkich rozmiarów” (dokładnie 1.037.312 zł i 60 gr., art.296 ust. 3 w zw. z art. 296 par. 1 i 2 i inne), niedopełnienie obowiązków, naruszenie ustawy o zamówieniach publicznych, przekroczenie uprawnień oraz poświadczanie nieprawdy

Prokuratorskie zarzuty, oparte na raportach NIK, RIO, biegłego sądowego oraz zeznaniach świadków, spotkały się w sądzie, nie tylko ze strony obrony, co jest jednak zrozumiałe, ale ze strony przedstawicieli władz miasta, współodpowiedzialnych za efekty pracy Pełnomocnika, z twierdzeniem, że w UM nie było żadnej szkody. Z taką sytuację, trudną dla oskarżyciela, trudno też wyobrażalną, można byłoby się spotkać np. w sprawie bankowej wrzutni, gdyby po złapaniu oszusta i postawieniu mu zarzutów, Zarząd banku twierdził, podobnie jak i oskarżony, że nie było szkody, gdyż do wrzutni bankowej wkładano prawdziwe pieniądze. Sąd uniewinnia oszusta bankowego, gdyż „daje wiarę” wyjaśnieniom jego i Zarządu banku, a winą za postawienie go przed sądem obwinia informatyków z banku i dziennikarza opisującego sprawę.

Podobnie uczynił Sąd Okręgowy we Wrocławiu, który uniewinnił byłego Pełnomocnika Prezydenta Wrocławia, gdyż, jak napisał w uzasadnieniu, „dał wiarę” wyjaśnieniom oskarżonego i przedstawicielom władz Wrocławia. Winą za postawienie „człowiekowi prezydenta” zarzutów obarcza miejskich informatyków i mnie, który opisał nieprawidłowości na łamach „Opcji na prawo” (z pełnym tekstem uzasadnienia można zapoznać się w czytelni Sądu Okręgowego we Wrocławiu).

Sądowe bzdury

Uzasadnienie wyroku jest kuriozalne. Po przeczytaniu tego dokumentu, a nie znając wcześniej sprawy, można odnieść wrażenie, że przedmiotem oskarżenia nie było wyrządzenie szkody majątkowej gminie Wrocław przez Pełnomocnika Prezydenta, ale informatycy Miejskiego Ośrodka Informatyki i systemy informatyczne używane w UM. Informatyków przedstawia się w jeden sposób: „brak kompetencji” i „stosowanie przestarzałych i archaicznych systemów”. Opinie Sądu, wynikające prawdopodobnie z braku elementarnej wiedzy informatycznej, nie tylko dyskredytują i obrażają pracowników MOI, ale są przede wszystkim sprzeczne ze stanem faktycznym. Sąd uczynił z informatyków „chłopców do bicia”, a z oskarżonego „zbawcę” miejskiej informatyki, chyba po to, by usprawiedliwić działania oskarżonego i uzasadnić jego uniewinnienie. Konstrukcja uniewinnienia oparta została na błędnym założeniu, że w UM stosowane były archaiczne i przestarzałe narzędzia informatyczne, z czego ma wynikać, zdaniem Sądu, że stosujący takie systemy informatycy musieli być niekompetentni. Dobrze się więc stało, że „uzdrowienie” miejskiej informatyki Zarząd Miasta powierzył Pełnomocnikowi. Sąd chyba zapomniał, że oskarżenia dotyczyły malwersacji publicznych pieniędzy, a nie poziomu wiedzy informatyków w UM.

Poniżej przytaczam niektóre „argumenty” uzasadnienia wyroku (tekst pisany kursywą) oraz mój komentarz do nich. Poniższy tekst może być niezrozumiały dla laików, ale jest niezbędny dla przedstawienia poziomu merytorycznego uzasadnienia:

1) Materiał dowodowy wykazał, że QNX i ZIM to systemy przestarzałe i nie nadające się do procesu informatyzacji Urzędu..

Z niezrozumiałych powodów Sąd „uczepił” się QNX, a pominął fakt, że w obsłudze informatycznej Urzędu miejscy informatycy wykorzystywali także inne systemy operacyjne, jak np. UNIX czy WINDOWS, a obok bazy ZIM, także ORACLE czy MySQL. W Polsce QNX jest mało popularny, ale wysoko ceniony przez wielu fachowców z informatyki. Ten „przestarzały” system operacyjny jest od wielu lat wykładany m.in. na Politechnikach w Łodzi, Warszawie, Wrocławiu czy na studiach Podyplomowych AGH w Krakowie. Czy ktoś by poświęcał czas i pieniądze w szkołach wyższych na naukę przestarzałego systemu? Poniżej kilka informacji o QNX:

– jest laureatem wielu corocznych prestiżowych nagród w okresie od 1995r. do 2012r. (www.qnx.com/company/industry_awards.html), posiada wiele certyfikatów jakości ISO (www.qnx.com/company/certifications.html ),

– przy jego pomocy funkcjonują dzisiaj np. światowe serwisy internetowe takie jak Twitter, Facebook, czy YouTube. Wykorzystywany jest dla zakupów przez Internet – stosuje je m.in. jeden z największych sklepów internetowych – Amazon.

– posiada wiele możliwości w zakresie systemów informacji przestrzennej, m.in. bogate możliwości w zakresie grafiki 2D i 3D, tworzenia map i nawigacji satelitarnej

(www.qnx.com/products/hmi/core-graphics.html oraz www.qnx.com/products/intl/middleware/graphics/adv_graphics.html)

– współpracuje m.in. z systemem bazodanowym ZIM, któremu firma ORACLE przyznała status „Gold Partner” (www.zim.biz/news/zim-corporation-becomes-oracle-partner-network-gold-level-partner). W uzasadnieniu nagrody zaznaczono, że jest to dowód uznania kompetencji i doświadczenia korporacji ZIM w dziedzinie integracji systemów oraz dostarczania aplikacji użytkowych.

Podsumowując – QNX nadawał się w 2002r. do komputeryzacji UM, tak jak i nadaje się dzisiaj.

2) Dyrektor MOI opierał strategię komputeryzacji UM na platformie QNX oraz na bazie ZIM. Materiał dowodowy wykazał, że informatycy miejscy nie byli w stanie przeprowadzić procesu informatyzacji Urzędu. ) Postępowanie w niniejszej sprawie rodzi pytanie, czy gdyby oskarżony nie podjął się tych trudnych zadań, UM nie utknąłby wówczas w tych przestarzałych systemach?)

Zastosowanie QNX w UM Wrocławia jest dowodem wysokich umiejętności miejskich informatyków. Negatywne opinie o informatykach z UM przedstawiali w czasie procesu najczęściej ci dyrektorzy Wydziałów i członkowie Zarządu Miasta, którzy powinni odpowiadać za działania Pełnomocnika w Urzędzie. W UM pracowali i nadal pracują absolwenci wyższych uczelni z kierunków informatyki i zarządzania informatycznego prowadzonych na Uniwersytetach i Politechnikach w Polsce. Opinie Sądu są sprzeczne z oceną informatyków, zawartą w dokumencie z 2000r. pt. „Raport wstępny – Program poprawy wiarygodności kredytowej Wrocławia”, przygotowanym dla Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOR) przez UM: „MOI jest głównym wykonawcą (projektowanie, wykonanie, bieżąca konserwacja i rozwój) niemal wszystkich systemów informatycznych, które funkcjonują w UM. Posiada wysokiej klasy specjalistów projektowania, programowania, baz danych, sieci oraz spraw technicznych. Są to wysokiej klasy specjaliści i stanowią obecnie największą wartość MOI. Zrealizowane dotąd systemy wykazują, że posiadają dużą wiedzę techniczną a także fachową z zakresu realizowanych zagadnień merytorycznych. Informatycy mogą być angażowani z powodzeniem w większe nowe projekty, które stoją w najbliższej i dalszej przyszłości przed Urzędem”. Powyższą opinię opracowali audytorzy będącymi przedstawicielami EBOR, osoby z zewnątrz Urzędu i z zagranicy.

Kataster – temat tabu

Szkoda, że Sąd nie próbował wyjaśnić kulis zatrudnienia Pełnomocnika w Urzędzie. Możliwe, że udałoby się uzyskać potwierdzenie, wynikające nie tylko z akt sprawy oraz zeznań świadków, że powodem zatrudnienia Pełnomocnika w UM, ukrywanym przez polityków przed wyborcami, był plan wprowadzenia w samorządach podatku katastralnego. Trwały wówczas początkowe prace nad projektem „Zintegrowanego Systemu Katastralnego” (znanego pod kolejnymi nazwami PHARE2000, PHARE2001, …). Jego celem było wprowadzenie w każdym samorządzie, w ramach tzw. polityki spójności UE, podatku od wartości nieruchomości, tzw. podatku katastralnego. Inicjatorami wprowadzenia tego podatku była, rządząca wówczas w Polsce, koalicja AWS i UW, a Pełnomocnik, podobnie jak i większość ówczesnego Zarządu Miasta Wrocławia, byli prominentnymi wrocławskimi działaczami tej koalicji.

Plany związane z tym podatkiem, i osobą Pełnomocnika, pojawiają się w zeznaniach niektórych świadków. Wynika z nich, że jeszcze przed zatrudnieniem Pełnomocnika w UM, rozmawiali z nim o przyszłych planach zarabiania pieniędzy we współpracy z Urzędem, a interesem tym miała być obsługa poboru podatku katastralnego. Rozmawiano podobno o wstępnym podziale zadań miedzy trzy spółki: pierwsza – miała załatwiać „dojścia” do władz samorządowych, druga – obsługiwać pobór podatku katastralnego, a trzecia – zapewnić ochronę prawną interesu. Zeznania te wydają się wiarygodne, tym bardziej, że Pełnomocnik posiadał wiedzę pomocną przy tworzeniu systemu katastralnego – przez wiele lat był prezesem spółki BIPROGEO, specjalizującej się w systemach informacji przestrzennej, wymaganych przy ewidencji gruntów i budynków w obsłudze katastru. Poza tym był doradcą MSWiA, a właśnie to ministerstwo prowadziło, i prowadzi nadal, prace związane z wprowadzeniem podatku katastralnego w Polsce. Prawdopodobnie tutaj należy szukać źródła pełni władzy Pełnomocnika w UM Wrocławia i braku kontroli jego działań przez wrocławskich samorządowców.

Na koniec kilka dat i informacji uzupełniających:

11 września 2011r. – Krajowa Rada Sądownicza postanowiła o przedstawieniu Prezydentowi RP wniosku o powołanie sędziego prowadzącego wrocławski proces, do pełnienia stanowiska sędziego w Wojskowym Sądzie Garnizonowym w Warszawie. Opinię kwalifikacyjną kandydata, dotyczącą oceny pracy i przygotowania zawodowego, sporządził zastępca prezesa Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie, pisząc m.in. Uzasadnienia wydawanych orzeczeń sporządza starannie, bardzo dokładnie przedstawiając ustalenia faktyczne będące podstawą merytorycznego rozstrzygnięcia sprawy. W należyty sposób dokonuje oceny zgromadzonego w toku pracy materiału dowodowego, szeroko uzasadniając kwalifikacją prawną czynu, rozstrzygnięć w przedmiocie kar i środków karnych. Opinia ta stoi w rażącej sprzeczności z treścią uzasadnienia wyroku w Sądzie Okręgowym we Wrocławiu, nie tylko w odniesieniu do zagadnień informatycznych.

 13 grudnia 2011r. – uniewinnienie Pełnomocnika z zarzutów.

13 stycznia b.r. – ogłoszenie postanowienia Prezydenta o powołaniu sędziego na stanowisko sędziego w Wojskowym Sądzie Okręgowym w Warszawie.

23 stycznia – uroczyste wręczenie nominacji w Pałacu Prezydenckim.

5 września – rozprawa apelacyjna w Sądzie Apelacyjnym we Wrocławiu. Sąd w składzie: Stanisław Rączkowski (przewodniczący), Tadeusz Kiełbowicz oraz Edward Stelmasiak zgodził się z argumentacją przedstawioną przez oskarżyciela, wnioskującego o odrzucenie wyroku uniewinniającego w całości, i skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia przez Sąd I instancji. Obszerne ustne uzasadnienie wyroku przedstawione zostało w sposób zrozumiały i logiczny. Wynikało z niego m.in., o czym pisałem w swoich artykułach, że to nie informatycy odpowiadają za nieprawidłowości.

Autor: Edward Leszczyński

Za: http://www.miastowroclaw.pl/

Powyższy artykuł znajdzie się w najbliższym numerze „Opcji na prawo”, który w wersji papierowej ukaże się ok. 10-go września,  uzupełniony o informacje z werdyktu Sądu Apelacyjnego z 5 września br.

Komentarze są zamknięte