Motywacje polskiego inteligenta (jeszcze o Jerzym Bobińskim)

Niezależna Gazeta Obywatelska2

Codziennie o czwartej rano, gdy wszyscy jeszcze śpią, otwiera się furtka i wychodzi z niej starszy pan z plecakiem. Idzie do pociągu i jedzie… Chce zdążyć do szkoły, by nauczyć dzieci polskich pieśni patriotycznych. Ta sama furtka zamknie się wieczorem, kiedy strudzony pan Jerzy Bobiński wróci do domu.

Po krótkim odpoczynku spożyje obiad i usiądzie do pisania listów: do szkoły, w której był i do dzieci, które wyraziły chęć nawiązania z nim korespondencji. Gdy odłoży pióro, weźmie rozkład jazdy pociągów i ustali dokładną, kolejna jutrzejszą trasę, do następnej szkoły. Plan może zmienić tylko choroba lub nadmierne zmęczenie. I tak jest od 16 lat. Dawniej jeździł po całej Polsce, od kilku lat już tylko w promieniu 50 kilometrów. Dorobek: około 2000 godzin nauczania w około 170 szkołach. Pan Jerzy Bobiński mieszka w Kędzierzynie Koźlu, ale jego domem jest cała Polska.

– Ma pan kilka fakultetów – pytam. – Zna pan biegle cztery języki, dlaczego podjął się pan bezinteresownie tak ciężkiej pracy? Odpowiedzią był dyskretny uśmiech, potem krótko: – Ktoś to musi robić… Na drugie pytanie: – Skąd u pana tyle sił? – usłyszałem równie krótką odpowiedź: – Od Boga!

Dzieci

Z panem Jerzym Bobińskim spotkałem się dwukrotnie: pierwszy raz 26.05.1994 r. w Szkole Podstawowej nr 14 w Zabrzu, drugi cztery lata później 15.01.1998 r. w Szkole Podstawowej nr 19 w Kędzierzynie Koźlu. W Zabrzu spotkaliśmy się z panią dyrektor Krystyną Gradoń, w Kędzierzynie z bardzo przychylnie ustosunkowaną panią dyrektor Jadwigą Krupową. W Zabrzu skierowani zostaliśmy najpierw do klasy VI a, w Kędzierzynie do VII a. W obu klasach zająłem miejsce w ostatniej ławce. Dzwoni dzwonek. Pan Jerzy Bobiński swoim donośnym barytonem wita dzieci rozdając im własnoręcznie zrobione śpiewniki. Dwugodzinną lekcję zatytułowaną „Dawnej polskiej poezji i pieśni historycznej” rozpoczyna modlitwa, po niej następuje recytacja wiersza Marii Konopnickiej pt. „Ojczyzna”, fragmenty z Konrada Wallenroda, a następnie opowieści o Alojzym Felińskim, Władysławie Bełzie, Karolu Kurpińskim, Feliksie Nowowiejskim. To wstęp. Po nim następuje krótkie wyjaśnienie, tak zrozumiałe, że wychowawczyni reaguje mimowolnym uśmiechem. Donośny baryton wycisza się i nagle…  – A teraz drogie dzieci pragnę wyśpiewać z wami nasze tysiącletnie dzieje. Chcecie?…  W odpowiedzi rozlega się donośne „Taaak”. ( W Zabrzu na twarzy pana Jerzego Bobińskiego pojawił się uśmiech, a jego krok stał się bardziej sprężysty, w Kędzierzynie już mniej było sił). Zanim zaśpiewa pierwszą „Pieśń Rycerską” przeprosi dzieci za brak głosu i odpowie, że nie on tu jest ważny, lecz ważne są one, bo przecież specjalnie przyjechał do nich. Zapada cisza. Zanim jednak dzieci zaczną śpiewać łatwiejsze i bardziej znane pieśni, uświadomią sobie, że Polska była niepodległa przez 700 lat. Miły pan rozkłada ręce i mówi dalej: – Kochane dzieci, połóżcie na jedną szalę 700 lat, a na drugą 300. Widzicie, na obu szalach leży 1000 lat, i one są w was. Ale czymże jest te 300 ostatnich lat wobec 700 lat poprzednich. Wszyscy jesteśmy Polakami.

Zadzwonił dzwonek i z tym wrażeniem dzieci wyszły na przerwę. Część z nich podchodzi do stołu i wpisuje się do pamiętnika. Następuje też bezpośredni kontakt z nieznajomym panem i obietnica, że napiszą do niego. Druga godzina jest już wspólnym śpiewaniem. Dzieci proszone na środek, wyrywają się, chcą śpiewać. Do „Pieśni ułańskiej” wybiegają dwie najbardziej rosłe dziewczyny, do hymnu marynarzy, czterech chłopców. Ale powszechnie znane są tylko hymn narodowy i „Rota”. Dwugodzinną lekcje podsumowuje okrzyk z rękami podniesionymi do góry: „Jesteśmy narodem polskim, który ma 1000 lat!”. Lekcja kończy się przekazaniem jednego skromnego śpiewnika. Na więcej emerytowanego nauczyciela historii i pielgrzyma polskiej pieśni patriotycznej nie stać. Treść piosenek dzieci będą musiały odpisywać nawzajem. Pytam jedno z nich: – Odpiszesz? Reaguje milczeniem, ale zza pleców odpowiadają dwa entuzjastyczne głosy: – Ja odpiszę, ja też!… Czy na pewno?

Po krótkiej przerwie idziemy do następnej klasy. Starsze dzieci są bardziej oporne. Jeden z chłopaków rozgląda się na boki z prowokującym uśmiechem, ale nie znajduje akceptacji, (w Kędzierzynie jest podobnie). Większość śpiewa bez entuzjazmu – jakże inna atmosfera. W Zabrzu kończy się podobnym okrzykiem „Jesteśmy narodem polskim…”, lecz ten wypada dużo słabiej. Kilka dziewcząt wpisuje się do pamiętnika, chłopcy wychodzą bokiem. Pan Jerzy Bobiński jest bardzo zmęczony.

Listy i pamiątki

Obejmują lata 1982 – 1988. Jest ich dużo. W pamiętnikach wpisują dzieci swoje adresy, krótkie zdania, czasami narysują serduszko a w nim „Kocham Polskę”, „Ojczyzna”. Zdarzył się też list niezwykły. Dziewczynka pisze: „Ja nie spotkałam się w naszej wsi z takimi piosenkami. W moim środowisku spotykam się tylko z mniejszością niemiecką. Ja nie wiem kim jestem. Babcia pyta dlaczego nie jestem Niemką. Niech mi pan powie…”. Otrzymała odpowiedź na 12 stron i wyjaśnienie kim są Ślązacy, kim są Polacy i jakie mają korzenie. Po kilku miesiącach odpisała z pełna dojrzałością: „Myślę, że jestem Polką niemieckiego pochodzenia, a w ogóle to jestem Ślązaczką i przy tym chciałabym pozostać”. Ale były też listy z Warszawy, Lublina, Koszalina i całej Polski.

Z ojca na syna

Najpierw trzeba zrozumieć dzieje polskiego narodu. A gdy już się tego dokona, ów romantyzm, staje się świadomą, ale jednocześnie ciężką pracą – często ponad miarę jednego prawdziwego polskiego inteligenta. Rodzina Bobińskich wróciła ze wschodu do Polski w 1919 r. Ojciec pana Jerzego Bobińskiego, również Jerzy, syn lekarza weterynarii, absolwent Korpusu Kadetów w Pskowie, Inżynieryjnej Szkoły Morskiej w Kronsztadzie i Instytutu Elektrycznego w Petersburgu, w swojej pracy zawodowej i pedagogicznej kierował się tymi samymi zasadami – bezinteresownie do tego stopnia, że pod koniec swego życia mieszkał w Państwowym Domu Rencistów w Skolimowie, gdzie napisał obszerne wspomnienia. Zmarł w sędziwym wieku 90 lat. Pochowany został w Kobyłce pod Warszawą.

Post scriptum

Pan Jerzy Bobiński (junior) zmarł 10.03.1998 r. Przez ostatni miesiąc żył bardzo intensywnie. Wstawał jak zwykle o piątej rano  i jechał do pobliskich szkół. Wracał już wcześniej, około godz. piętnastej. Odpoczywał chwilę i szedł dalej załatwiać sprawy polskie – bo tak je trzeba nazwać. Siłą woli, trudem swej pracy, a też trzeba powiedzieć napędem rozpaczy chciał podtrzymać chwiejący się gmach polskości. Wyjątkowo ukochał młodzież – nadzieję swojej nadziei. Nie mógł znieść i pogodzić się z upadkiem moralnym Polaków. Cichy i wielki Reytan naszych czasów. Zmarł w drodze. Upadł na ziemię, którą tak ukochał. Odszedł Pielgrzym polskiej pieśni patriotycznej – człowiek niezwykle skromny, głębokiej wiary i heroicznego poświęcenia. Wszystko, co robił, robił dla Polski za swoje skromne pieniądze. Pochowany został na cmentarzu w Kędzierzynie Koźlu. Przeżył równe 80 lat. Zmarł ze zmęczenia i rozpaczy, a mógł jeszcze żyć.

Artykuł ukazał się w Naszym dzienniku z 23.03.1998

PS. Z dzisiejszego punktu widzenia Jerzy Bobiński nazwany zostałby nacjonalistą i przykładnie potępiony; lub w najlepszym przypadku uznany dziwakiem i zlekceważony… I tu widać na czym polega przerwanie ciągu elit, co to jest prowincjonalizm i czym kończy się grillowanie. Człowiek mający tak staranne przygotowanie domowe, mający tak rozległą wiedzę, znający biegle cztery języki i mający w nich coś do powiedzenia, zdecydował się na poniewierkę po szkołach, na narażanie się na śmieszność i brak zrozumienia. Dlaczego? No tak, dziś postawa taka jest kompletnie niezrozumiała. Więcej, zupełnie nie pasuje do Kargula, który stał się ikoną kresowianina. Jedynym określeniem, które przychodzi do głowy, to dinozaur. Ale warto wiedzieć, że właśnie dzięki takim ludziom jak Jerzy Bobiński Polska w 1918 r. mogła odzyskać niepodległość, a Śląsk miał się do czego odwołać w swoich powstaniach. Gdyby takich ludzi (po obu stronach brakło), dziś mówilibyśmy w kilku różnych językach.

Na czym więc polega ów etos inteligencki? Pierwszym jego filerem jest patriotyzm. Polski patriotyzm nie ma nic wspólnego z nacjonalizmem w dzisiejszym rozumieniu, czy ksenofobią. To tylko nieuctwo i brak elementarnej wiedzy może skłonić kogoś do łączenia tych dwóch terminów. Polski patriotyzm to forma zdrowego rozsądku. Polski patriotyzm szanuje patriotyzm drugiej strony, oczywiście jeżeli ma do czynienia z dobrą wolą, a nie zaborczymi lub fałszywymi albo niecnymi zamiarami i z tego tytułu chce się na swój użytek patriotyzmem nazywać. Odwołując się do przykładu warto odwołać się do powszechnie znanego prof. Franciszka A. Marka. Jego patriotyzm śląski wśród Polaków budzi dość powszechny szacunek, bo jest zrozumiały i mieści się w polskich kanonach kulturowych. Jest on też patriotyzmem polskim.

Drugi filar to poczucie bezinteresownej odpowiedzialności – za wartości, za kulturę i właśnie za Polskę. Ten element został już niemal do końca zarzucony błotem. Patriotyzm można było wyśmiać, zakrzyczeć, ale bezinteresowną odpowiedzialność trzeba było zniszczyć bo stała na przeszkodzie komunistycznej władzy i jej planom. Zrobił to PRL. Dziś już trudno o powszechnie zrozumiałe przykłady. Z bezinteresownej odpowiedzialności pozostała bezinteresowna nieżyczliwość lub wręcz zawiść – i niestety w dużej mierze głupota. A ta zrówna z ziemią wszystko. I właśnie na tę bezinteresowną odpowiedzialność, na tę niezwykłą cechę mogliby otworzyć się Ślązacy i skorzystaliby na tym o wiele więcej niż uparcie trzymając się pruskiej kindersztuby. Ta cecha na Śląsku jest interpretowana jako wywyższanie się lub zagrożenie. To poważny błąd. Najbardziej widoczne akty bezinteresownej odpowiedzialności  widoczne są w oparciu o heroizm bohaterów wojennych: Pileckiego, Fieldorfa, wielu dowódców powojennego podziemia, a także pośród zwykłych żołnierzy.

Ta bezinteresowna odpowiedzialność była potrzebna w chwilach zagrożenia nie dla ratowania siebie lub własnej przewagi nad chłopem, jak interpretowała to komuna, lecz dla zachowania narodowej kultury, dla ratowania prawa do samodzielności myślenia i niepodległości, bez której nie ma własnego rozwoju. Wyłączając krótki okres międzywojenny, niewola trwała ponad 200 lat. Ten etos wyznawała nie tylko szlachta, która utraciła majątki, ale wyznawał go każdy świadomy Polak. Do więzień i na Sybir trafiali wszyscy – również ci, którzy z dzisiejszego punktu widzenia nie musieli włączać się w walkę o wolność. Na pytanie ilu ich tam uwieziono nie potrafi odpowiedzieć nawet sam Pan Bóg.

Trzeci filar to obowiązek służby słabszym i mniej oświeconym. Tu działał imperatyw, że kto więcej od Boga dostał, to musi ten nadmiar przekazać tym, którzy dostali od niego mniej. To bardzo piękna cecha polskiej kultury. Dziś można nazwać ją solidarnością narodową i odpowiedzialnością zarazem. W PRL-u ten element etosu był zamykany na kłódkę. Mniej ważni byli ludzie, ważniejszy był sam fakt jego istnienia. Taka postawa na Śląsku też nie jest zrozumiała, bo jest czymś nowym, pomimo, że na tę drogę wstępowali Józef Lompa, Karol Miarka i wielu bohaterów polskiego odrodzenia.

Gdyby uczniowie w poszczególnych szkołach, które odwiedzał pan Jerzy Bobiński znali powód jego wyczerpującej pracy skorzystaliby na tym więcej: oni sami, szkoła i cała Polska. Może nawet znalazłby się ktoś, kto w podobny sposób uczyłby pieśni śląskich. Pan Bobiński obawiał się, że będąca wówczas silna mniejszość niemiecka może zaszkodzić jego działalności. I zaszkodziła, sobie, bo zablokowała rozwój własnego śląskiego folkloru.

Polska takie właśnie wartości przyniosła z sobą na Śląsk, a Jerzy Bobiński był tego przykładem. Niestety, na ziemiach zachodnich bohaterem stał się Kargul, a nie tacy, jak Jerzy Bobiński. Może ktoś z władz Kędzierzyna Koźla zreflektuje się i ufunduje choć jakąś tablicę pamiątkową. Może któryś z księży przypomni sobie wybitnego parafianina, który gratis tłumaczył teksty włoskie na przyjazd Jana Pawła II i ogłosi zbiórkę na tablicę i zainstaluje ją w kościele? Może ktoś łaskawie z obywateli tego miasta wspomni sobie świetne licem, w którym uczyli wybitni nauczyciele min. z samego Lwowa i wyjdzie z odpowiednią inicjatywą? Zacznijmy upamiętniać siebie, a nie przyklejane wartości.

Autor: Ryszard Surmacz

 

  1. | ID: 08abaac8 | #1

    Ciekawy artykuł.Wyjątkowa osobowość,patriotyzm,pracowitość p.Jerzego.Wzór do naśladowania.
    Dziękuję panu Ryszardowi.Tak trzeba !

  2. Sibik
    | ID: 005505d0 | #2

    Więcej Takich artykułów.
    Takie osoby muszą zostać zapisane w historii naszego regionu!

Komentarze są zamknięte