Centralne Biuro Akompetencji

Niezależna Gazeta Obywatelska1

Bartłomiej GajosKilka dni temu rozpoczął się proces Mariusza Kamińskiego – organizatora i pierwszego szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Służba ta, powołana za rządów Prawa i Sprawiedliwości, miała (i ma zajmować się) szeroko pojętą walką z korupcją na różnych szczeblach władzy. Od powołania tej spec służby mija już niemal siedem lat, a to pozwala na chłodno i bez uprzedzeń przyjrzeć się jej działalności. W ostatnich miesiącach kilkukrotnie wracały do spraw prowadzonych przez CBA przed kilku laty. Niestety, serwisy telewizyjne nie ogłaszają nam oczekiwanych sukcesów służby stworzonej przez – dziś oskarżonego – Mariusza Kamińskiego.

W roku 2005 czteroletnie rządy Sojuszy Lewicy Demokratycznej i Unii Pracy zakończyły się porażką wyborczą SLD i podziałami na polskiej lewicy. Niewątpliwie jedną z głównych przyczyn tamtego upadku było ujawnienie korupcji w szeregach rządzącego SLD, a zwłaszcza ujawnienie „afery Rywina”. Wówczas to, w trakcie prac specjalnej komisji śledczej powołanej do wyjaśnienia okoliczności afery, na szersze wody wypłynął krakowski poseł PiS Zbigniew Ziobro. Jesienią PiS zwyciężyło w wyborach parlamentarnych, idąc do nich m. in. pod hasłami walki z korupcją, a Zbigniew Ziobro został ministrem sprawiedliwości w kolejnych rządach tworzonych przez PiS w latach 2005 – 2007. Po kilku miesiącach rządów gabinetu Kazimierza Marcinkiewicza powołano ustawą Centralne Biuro Antykorupcyjne. Po kilku miesiącach, na początku 2007 roku opinię publiczną zelektryzowały informacje o – jak się później okazało – rzekomym sukcesach nowej służby w związku z zatrzymaniem kardiochirurga Mirosława G.

Niestety dla Zbigniewa Ziobro, cała „afera” okazała się wielką chmurą, z której spadł mały deszcz. Były minister sprawiedliwości przegrał proces cywilny z Mirosławem G. o naruszenie dóbr osobistych za słowa „już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie”, a sam kardiochirurg został nieprawomocnie skazany za przyjęcie stosunkowo niewielkich korzyści majątkowych i to przyjętych po wykonaniu zabiegów. Ponadto nikt nie przedstawił mu zarzutów zabójstwa, nawet w zamiarze ewentualnym, jak to przedstawiali Zbigniew Ziobro i Mariusz Kamiński. Funkcjonariusze CBA dopuścili się zaś reżyserii nagrania z zatrzymania Mirosława G.

W ostatni piątek warszawski Sąd Okręgowy wydał wyrok w kolejnej sprawie związanej z działaniami Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Chodzi o wątek dotyczący, znanej raczej ze swojej kariery telewizyjnej, Weroniki Marczuk. Służba zbierała dowody w sprawie rzekomego ustawiania przetargu w Wydawnictwach Naukowo – Technicznych, który Marczuk, będąca radcą prawnym, miała ustawiać razem z prezesem Bogusławem Seredyńskim. Rozpracowywaniem Marczuk zajmowała się między innymi legenda CBA – agent Tomek. Centralne Biuro Antykorupcyjne –  w swoim stylu – w spektakularny sposób zatrzymało Seredyńskiego skuwając go w kajdanki i wyprowadzając w obecności współpracowników składających mu życzenia z okazji imienin. Jak sam twierdzi, w trakcie przesłuchań miał być zastraszany w celu wydobycia zeń informacji w sprawie. Cała historia skończyła się dla Seredyńskiego utratą pozycji, pracy, rozpadem związku i totalną degradacją społeczną. W piątek sąd uznał, że Serdyńskiemu należy się niemal pół miliona złotych odszkodowania i zadośćuczynienia z tytułu doznanych krzywd oraz strat moralnych i materialnych.

Proces Mariusza Kamińskiego jest chyba najpoważniejszym z tutaj wspomnianych. Centralne Biuro Śledcze miało dopuszczać się nielegalnych inwigilacji, podsłuchów, fabrykowania dokumentów czy wyłudzenia poświadczenia nieprawdy. Słowem Mariusz Kamiński ma odpowiadać, wraz ze swoimi podwładnymi, za ustawienie i reżyserię „afery gruntowej”, która bezpośrednio doprowadziła do upadku koalicji PiS – Samoobrona – LPR latem 2007 roku.

Były szef CBA broni się przed zarzutami prokuratury próbując sprowadzić sprawę do rozgrywki politycznej. Tymczasem  należy raczej postawić sobie pytanie czy działania Centralnego Biura Śledczego nie miały charakteru politycznego. Ustawa powołująca CBA została podpisana przez Lecha Kaczyńskiego 14 czerwca 2006 roku, a weszła w życie 24 lipca tegoż roku.  W międzyczasie premierem przestał być Kazimierz Marcinkiewicz, a na fotelu premiera zmienił go Jarosław Kaczyński  tworząc rząd koalicyjny z LPR i Samoobroną. Gorące polityczne lato kolejnego roku przyniosło „aferę gruntową”, która bezpośrednio przyczyniła się do upadku koalicji, a następnie przedterminowych wyborów, w których dotychczasowy elektorat koalicjantów PiS został przezeń wchłonięty. Pamięć ludzka jest zawodna i tamte wydarzenia powoli wymazują się ze świadomości społecznej. Tamto polityczne przetasowanie nie byłoby możliwe bez „afery gruntowej” i działań CBA – służby stworzonej na szybko przez polityków PiS. Dziś, po kilku latach zapadają kolejne wyroki, które ujawniają bezprawne działania służby stworzonej przez Mariusza Kamińskiego, a kolejne sprawy albo są w toku, albo właśnie się rozpoczynają. Wychodzi na jaw smutna prawda o tym, że CBA podejmowało wiele działań, aby jak najszybciej udowodnić potrzebę własnego istnienia dopuszczając się naruszeń prawa i wykazując się totalnym brakiem moralności w swoich poczynaniach. Niebawem może się okazać, że CBA sfingowało „aferę gruntową”. Is fecit cui prodest, a przecież beneficjentem był nie kto inny jak prezes PiS. Nie jest tajemnicą, że to on zyskał najwięcej na „aferze gruntowej”. Oddał, co prawda, władzę, ale w przedterminowych wyborach Prawo i Sprawiedliwość uzyskało więcej mandatów, aniżeli dwa lata wcześniej. Działania CBA z tamtego okresu, a zwłaszcza konferencje prasowe Mariusza Kamińskiego i Zbigniewa Ziobry to ośmieszenie państwa polskiego i jego służb specjalnych, które urządzają żałosne spektakle w świetle reflektorów stacji telewizyjnych. Podobnie politycy głównej partii rządzącej wystawiali na szwank powagę państwa rozgrywając swój partyjny interes pod pozorem walki z korupcją w szeregach rządowych.

Służba stworzona dla szczytnych ideałów walki o oczyszczenie życia publicznego z wszechobecnej korupcji dziwnym trafem wykonywała operacje, których politycznym skutkiem były korzyści konkretnej partii. Ciężko przecież zakładać zupełnie przypadkowy zbieg okoliczności. Zwłaszcza, że po kilku latach okazuje się, że „sukcesy” Centralnego Biura Antykorupcyjnego są nikłe, a jego „koronkowe” sprawy mają żałosne finały. Z kolei jego funkcjonariuszom, na czele z twórcą i pierwszym szefem , prokuratura stawia szereg zarzutów. Odpowiedź na pytanie o skuteczność i kompetentność tej służby. Niedługo poznamy odpowiedź na pytanie o upolitycznienie tej służby u samego jej początku i chyba nie będzie ona zaskakująca.

 

Autor: Bartłomiej Gajos

  1. Anonim
    | ID: 89dbfd27 | #1

    Jedna uwaga do tekstu, choć mogłoby byc ich więcej. Nie ma polskiej lewicy i jej podzialów. Jest lewizna i to calkiem obcego pochodzenia, która zostala legitymizowana ukladem z Magdalenki i tak nazwana przez media, by zaakceptowano to zgola obce cialo. Jak nie nauczymy sie zanywać rzeczy po imieniu, nie nauczymy się niczego. Zbierzemy baty od cynicznych i bezwzględnych wrogów i poniesiemy klęskę.

Komentarze są zamknięte