Kędzierzyńskie Centrum Inicjatyw Patriotycznych

Autor Obywatelski

17285_621736004508109_1120963463_nPrzy okazji rocznicy tak ważnej dla każdego Polaka, a mającej związek z bestialskim mordem członków OUN i UPA na polskich rodzinach zamieszkujących Wołyń, w Kędzierzynie-Koźlu odbyły się uroczystości, w których wzięli udział także przedstawiciele Kędzierzyńskiego Centrum Inicjatyw Patriotycznych. Czym wspomniana grupa jest ? Myślę, że warto przytoczyć tutaj fragmenty artykułu, który ukazał się w „Śląskiej Gazecie” pod koniec czerwca. Zapraszam do lektury.

 Wielka sprawa w Kędzierzynie-Koźlu ! Miejscowi patrioci, do tej pory działający raczej na własną rękę w różnych organizacjach, postanowili się zjednoczyć i razem podołać trudom dzierżenia narodowej odpowiedzialności. Tak powstało Kędzierzyńskie Centrum Inicjatyw Patriotycznych.

Jednym z jego pomysłodawców oraz kierownikiem jest Michał Sibiński, młody miejscowy narodowiec. Od kilku lat jest on aktywnym działaczem organizacji prawicowych. Przypomnijmy sobie ubiegłoroczną prowokację, kiedy „Gazeta Wyborcza” opublikowała bubel w postaci fikcyjnej skargi mieszkańca miasta na znajdujący się na moście transparent poświęcony Janowi Pawłowi II.

W listopadzie Sibiński zorganizował wyjazd na Marsz Niepodległości do Warszawy. Jest także radnym osiedla Pogorzelec.

Czytelnikom „Śląskiej Gazety” postanowił opowiedzieć trochę o kulisach powstania pierwszej tak prężnie działającej w mieście organizacji patriotycznej. Jesteśmy pod ratuszem na Placu Wolności. Kilkadziesiąt lat temu, kiedy Kędzierzyn i Koźle nie były jeszcze jednym organizmem, był on centralnym miejscem tego pierwszego. Tutaj też narodowcy postanowili rok temu zorganizować pierwszą akcję. Akcję, o której lepiej nie wspominać.

Pisaliśmy do każdego indywidualnie. W ruch poszły telefony i wiadomości na facebooku. Nic to nie dało. Na zorganizowaną przez nas pikietę przyszło jedynie kilka osób i media, które przeprowadziły z nami wywiad” – wspomina Sibiński. Potwierdza, że to był chyba najtrudniejszy moment w jego narodowej działalności – „Na ostatnim Marszu Niepodległości było 20 tysięcy ludzi. W całej Polsce trwała już mobilizacja na następny. Terytorium całego kraju ogarnął szał na patriotyzm. ONR i MW raz po raz otwierały kolejne oddziały. A Kędzierzyn-Koźle ? Miasto możliwości, ale nie narodowych. Tak przynajmniej wydawało się na początku.

Potem nie było wcale lepiej. Na spotkanie mające zachęcić ludzi do wyjazdu na Marsz Niepodległości przyszła garstka osób. Trochę ruszyło się pod koniec października, przy okazji mobilizacji na wyjazd. Chętnych do świętowania 11 listopada w Warszawie było ponad 20 osób. Życie zweryfikowało jednak te plany. Przewoźnik odmówił autokar. Większość grupy musiało obejść się smakiem. Z Kędzierzyna-Koźla do Warszawy wybrał się jedynie mały busik. Sibiński z nostalgią wspomina wyjazd: „Jechaliśmy małym, nierzucającym się w oczy busikiem. Raz po raz mijały nas policyjne (oznakowane i tajniackie) radiowozy, kilka razy napotkaliśmy także zatrzymane i przeszukiwane autokary. A na nas nikt nie zwracał uwagi”.

Po powrocie do miasta wszystko jakby przycichło. Przez kilka miesięcy Kędzierzyn-Koźle był pustynią. Narodowcy zrobili zwrot w tył, zebrali siły i przegrupowali się.

Kędzierzyn-Koźle to nasze miasto. Tutaj mieszkamy od zawsze, większość z nas nie wyobraża sobie opuszczenia tego miejsca. Uznaliśmy, że skoro żyjemy tutaj, tutaj musimy też działać. Owszem, możemy jeździć do Opola, Brzegu czy Warszawy, ale nasza główna działalność opierać się powinna na naszym mieście” – mówi młody narodowiec.

Minęła godzina 16, drzwi ratusza, gdzie dziś mieści się Starostwo Powiatowe, rozwarły się i na zewnątrz wysypał się tłum urzędników. Któryś z nich kilka tygodni temu wpisał Kędzierzyńskie Centrum Inicjatyw Patriotycznych do rejestru stowarzyszeń. Patrioci nie poprzestali jednak na tym, nie chcieli być jednym z wielu fikcyjnych stowarzyszeń, których struktura istnieje jedynie na papierze. Zaczęło się na Marszu dla Życia i Rodziny, gdzie zebrali kilkadziesiąt podpisów w sprawie obrony życia nienarodzonego. Byli także na Kongresie Ruchu Narodowego w Warszawie.

Jechaliśmy tam we mgle z prędkością 40 kilometrów na godzinę. Traumatyczne przeżycie” – wspomina Sibiński. I dodaje – „Kędzierzyńskie Centrum Inicjatyw Patriotycznych wspiera Ruch Narodowy i chce się przyczynić do wzrostu jego znaczenia w województwie, a szczególnie w mieście”.

O tym, że KCIP istnieje nie tylko na papierze, świadczy zaangażowanie narodowców w kwestię niemieckich tablic w gminie Pawłowiczki. Oddajmy jednak głos w tej sprawie kierownikowi nowo powstałej organizacji. „Byliśmy tam kilka razy. Nawiązaliśmy kontakt z miejscowymi Kresowianami. To dla nas wiele znaczy. Cieszymy się, że obdarzyli nas ogromnym zaufaniem, ale jeszcze bardziej, że mogliśmy ich wesprzeć. Kiedy w tzw. Bitwie o Pawłowiczki, czyli referendum dotyczącym tablic, okazało się, że 90 % głosów jest na NIE, na sali wybuchł szał radości. Członkowie Mniejszości Niemieckiej, czerwoni na twarzach, wzburzeni opuszczali salę. To nasz pierwszy mały sukces. Chcę wierzyć, że wieść o naszym zaangażowaniu i przyjeździe na głosowanie skłoniła mieszkających w wiosce Polaków do przyjścia na konsultacje i że mieliśmy jakikolwiek wkład w ten wynik.

Plany na przyszłość są bardzo proste. W środę 26 czerwca (tekst był pisany wcześniej) członkowie KCIP planowali wybrać się do Śląskiego Katynia, czyli polany Hubertus znajdującej się koło wsi Barut.

Jesteśmy mentalnymi spadkobiercami Narodowych Sił Zbrojnych. Tak jak oni Sowietom, tak my dziś nie wierzymy synom okrągłego stołu. Nie wierzymy, że w Polsce skończył się komunizm. Bo nawet jeśli na ulicach nie ma czołgów, to mentalna postkomuna rządzi światem polityki i mediów. Gdyby komuna była jedynie reliktem przeszłości, nie musielibyśmy bić się o pamięć poległych.

Jesteśmy ich spadkobiercami… dlatego to my musimy pamiętać o tragedii, która rozegrała się w Barucie. Nikt inny nie będzie pamiętał. Dlatego w środę wybieramy się tam oddać im hołd i w tym hołdzie zapalić znicze. Ale nie tylko. W przeciągu ostatnich kilku miesięcy nad Hubertusem szalały deszcze, śnieg, palące słońce, a na koniec burze. Ktoś musi to posprzątać. Śląski Katyń ma przypominać miejsce kaźni, symboliczny pomnik, a nie śmietnik.

Takimi właśnie akcjami mają się zajmować młodzi ludzie. Sprzątaniem grobów, zapalaniem zniczy, rozdawaniem ulotek i plakatów, przeprowadzaniem akcji z podpisami. Sibiński, zapytany czy pewny jest, że ten sposób działalności trafi do ludzi, odpowiada krótko ze śmiechem:

Wiesz… Pewna jest tylko śmierć.

km

Komentarze są zamknięte