Kartka z kalendarza: dziś mija 93. rocznica bitwy pod Dytiatynem zwanej Polskimi Termopilami

Niezależna Gazeta Obywatelska

dytiatyn_1920_polskie_termopileDziś mija 93. rocznica bohaterskiej i tragicznej bitwy w wojnie polsko – bolszewickiej, zwanej „Polskimi Termopilami”, stoczonej pod Dytiatynem (ob. zachodnia Ukraina) ze słynną dywizją „Czerwonych Kozaków”, wspieraną przez brygadę piechoty. Bitwa ta miała kluczowe znaczenie dla utrzymania ofensywy na froncie w Małopolsce Wschodniej. Poświęcając swoje życie, niewielki oddział Wojska Polskiego zatrzymał na wiele godzin marsz dwóch brygad sowieckich, ratując przed rozbiciem swą macierzystą 8 Dywizję Piechoty oraz ukraińską dywizję kawalerii. Za swój czyn bohaterowie otrzymali Krzyż Virtuti Militari a miejsce bitwy otoczone zostało wielką czcią ze strony wojska i mieszkańców Małopolski Wschodniej. Bitwa ta przeszła do historii oręża polskiego jako symbol do końca spełnionego żołnierskiego obowiązku.

Sławna bitwa trwała 8 godzin. Rozpoczęła się ok. godz. 9.00. 3 batalion kpt. Jana Gabrysia zajął pozycje na wzgórzu 385, położonego na północny wschód od Dytiatynia i wyparł słaby oddział Rosjan. Ok. godz. 14.00 sowieci rozpoczęli czwarte natarcie. Grupa Kozaków ominęła prawe skrzydło obrony i wdarła się do Bokowa na tyłach pozycji polskiej. Wyczerpani obrońcy nie myśleli jednak o poddaniu się. Wszystkich opanował szał walki, nawet ciężko ranni walczyli do utraty przytomności. Jednakże wobec dużych strat i wyczerpywania się amunicji kpt. Gabryś, po naradzie z oficerami, wydał rozkaz opuszczenia wzgórza 385. Zamierzał wycofywać się na południe, aby opóźniać marsz Rosjan. Przed godz. 16.00 pierwsza wyruszyła kompania techniczna z konnymi zwiadowcami, taborem i dowództwem pułku. Gdy reszta oddziałów szykowała się do opuszczenia wzgórza, sowieci przystąpili do piątego natarcia. Kawaleria wdarła się do okopów na lewym skrzydle, odsłoniętym po odejściu kompanii technicznej. Rozgorzała walka wręcz, którą rozstrzygnął kontratak małego oddziału, doraźnie sformowanego z artylerzystów. Zanim Polacy wznowili odwrót, po piętnastu minutach ruszyła kolejna szarża. Gdy zostały zniszczone ostatnie cekaemy, Polacy opuścili wzgórze. Na jego szczycie została tylko kawaleria otaczająca obsługę baterii oraz 2 pluton 9 kompanii osłaniający działa. Grupa ta, dowodzona przez kpt. Adama Zająca nie odpowiedziała na wezwanie do kapitulacji. Po zużyciu amunicji Polacy polegli w walce wręcz z sowietami. Kozacy dobili ciężko rannych. Nikt z polskich żołnierzy nie wpadł w panikę, nikt nie szukał ocalenia w ucieczce. Żołnierze bronili się kolbą i bagnetem, strzelali z najbliższej odległości do nieprzyjaciela. Kawaleria bolszewicka podjechała na kilkadziesiąt kroków od polskiej linii obrony na wzgórzu 385. W stronę dowódcy obrony kapitana Zająca padały okrzyki: „Poliak, zdajsia! Nie ujdiosz!” Kapitan, nie zważając na to, chodził między działami i krzyczał: „Bronić się do ostatniej kropli krwi!”. Niektórzy kozacy przystawali i przyglądali się ze zdumieniem walczącym dzielnie Polakom. Na wezwanie do kapitulacji odpowiedziano strzałami. W odległości trzystu kroków od milczących dział polskich kawaleria rosyjska przygotowywała ostatnią szarżę. Przed godziną 17.00 na dany znak kawalerzyści ruszyli w szyku zwartym na baterię. Powitały ich rzadkie strzały karabinowe, które wkrótce ucichły. Wyczerpanym obrońcom pozostały tylko bagnety. Otoczeni przez kozaków stanęli przy swoich oficerach, broniąc się zaciekle. Kpt. Zając i por. Wątroba strzelając z pistoletów wprost w twarze czerwonoarmistów oddali życie zarąbani szablami. Z karabinem w ręku zginął ppor. Świebocki. Po kilkunastu minutach padli ostatni obrońcy. Bolszewicy przeszukiwali pole bitwy znęcając się nad rannymi i bezczeszcząc zwłoki poległych. Niektórzy mieli jeszcze dość sił, aby doczołgać się do najbliższych zarośli, jednak umierali tam z zimna i upływu krwi. Oddziały Armii Czerwonej rozlokowały się na nocleg w Dytiatynie i Bokowie, co uniemożliwiło tutejszym mieszkańcom udzielenie pomocy ciężko rannym żołnierzom.

O świcie 17 września 1920 r. mieszkańcom Dytiatyna ukazał się przerażający widok. Na samym tylko wzgórzu 385 w okopach i wokół roztrzaskanych dział, leżało ponad sto ciał poległych obrońców oraz kozaków. Na wzgórzu 385 oraz na pobliskich polach leżały ciała zabitych Polaków, czerwonoarmistów oraz koni. Ziemia była czerwona od krwi. Polskich bohaterskich obrońców miejscowa ludność pochowała na cmentarzu w Bokowie i w Dytiatynie. Bitwa pod Dytiatynem zyskała wielką sławę wśród wszystkich jednostek 6 Armii i darzona była wielkim szacunkiem ludności zamieszkującej Kresy Południowo-Wschodnie. Bitwę pod Dytiatynem wymienił w swoim rozkazie gen. Józef Haller oraz dowódca 8-ej Dywizji Piechoty płk. Burhardt – Bukacki, gdzie zapisano między innymi: „W myśl rozkazu swego dowódcy „bronić się do ostatniej kropli krwi” – wytrwali wszyscy tak żołnierze, jak i oficerowie mężnie na swoich stanowiskach, poświęcając raczej swe życie niż działa i honor Żołnierza Polskiego. […] Męstwo ich i nieustraszona odwaga niech zapalą w nas ten wielki ogień Miłości Ojczyzny, który oby prowadził wszystkich śladami takich bohaterów. Na dowód też uznania tego męstwa i poświęcenia przedstawiono baterję 4-ą 1-go pułku artylerii górskiej jako „baterję śmierci” do Krzyża „Virtuti Militari„.

16 września był do 1939 r. świętem 1 Pułku Artylerii Mieszanej, a 4 bateria pułku nosiła nazwę baterii śmierci. Na polu bitwy wzniesiono kaplicę-pomnik (zniszczoną w 1948 r.). Straty polskie: 97 poległych, 86 rannych, 6 dział i 5 cekaemów. Bohaterstwo Polków zostało upamiętnione na Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie, napisem na jednej z tablic w II RP i po 1990 r. – „DYTIATYŃ 16 IX 1920”.

 

Więcej na: www.dytiatyn.pl

Komentarze są zamknięte