Krzysztof Pasierbiewicz: To już nie moje miejsce i nie moi ludzie

Niezależna Gazeta Obywatelska1
Krzysztof Pasierbiewicz fot. J. Lorek

Krzysztof Pasierbiewicz fot. J. Lorek

Urodziłem się pod sam koniec wojny i tak sobie myślę, że przez te wszystkie lata, jako Polak nigdy nie byłem we własnej Ojczyźnie do końca szczęśliwy.

Więc nasuwa się logiczne pytanie dlaczego, choć miałem ku temu rozliczne okazje nie zdecydowałem się poszukać szczęścia poza granicami kraju?

Wytłumaczenie jest proste. Tak mnie wychowano w domu.

I choć we wczesnym dzieciństwie komuniści zamęczyli mi Ojca, a Matka w kilka lat później na śmierć się zaharowała by nas z bratem wychować, choć przebiedowałem okres studiów a decydując się na pracę na uczelni wiedziałem, że nie mam szans na dorobek finansowy, bo za żadną cenę nie zagram w jednej drużynie z czerwonymi, do głowy mi nie przyszło by porzucić ziemię, na której przyszedłem na świat.

Bo za komuny Polacy byli paradoksalnie po stokroć bardziej zbratani niż teraz, kiedy nas Pan Bóg pokarał wolnością rynkową i rządami intelektualnie nowobogackich prawdziwków. I zaryzykuję karkołomną tezę, że już nigdy potem nie byliśmy tak radośni, jak wtedy, kiedy polski pieniądz nic nie znaczył, więc zdesperowani rodacy oddawali się instynktownej beztrosce niebojących się jutra ludzi szczęśliwych chwilą.

Pamiętam, że czuliśmy się wtedy na uczelni jak w rodzinnym domu i z utęsknieniem wspominam jak silne, bliskie i serdeczne były wówczas więzi między nami i wszyscy byli pogodni, choć nie było tlenu. I coraz częściej boleję nad tym, gdzie się podziały nasze ówczesne idee, zażarte Polaków rozmowy na tematy nie tylko zawodowe, lecz również problemy hierarchii wartości, moralności, etyki etosu akademickiego i przyzwoitych postaw życiowych. Ileż w nas było wtedy żaru do arcyciekawych dysput, polemik i odważnej wymiany stanowisk. A wszystko przy winie patykiem pisanym i koreczkach z żółtego sera, posypanych mieloną papryką.

Niestety, o ironio! po roku 1989 wszystko to szlag trafił, a w wyścigu szczurów po pieniądze, które raptem się stały najwyższą wartością ludzie zaczęli się wzajemnie podgryzać i nie lubić, a widmo utraty pracy za sprzeniewierzenie się rygorowi poprawności politycznej sprawiło, że zamknęli się w sobie i przestali ze sobą rozmawiać bojąc się własnego cienia. Że najbardziej opłacalną stała się tchórzliwie zachowawcza postawa wobec promowanej przez państwo i postępującej w zastraszającym tempie demoralizacji i brutalnie deptanego przez władzę politycznego obyczaju.

Dlatego po osiągnięciu wieku określonego ustawą bez żalu pożegnałem się z uczelnią.

Widząc, co się dzieje z Polską założyłem blog by w miarę swoich możliwości uświadamiać ludziom dziejące się zło, które upatruję w odhumanizowanych pryncypiach Trzeciej RP, która podzieliła ludzi na „lepszych” od „gorszych”.

Bo nikt nie zaprzeczy, że choć po wierzchu Polska wypiękniała, jesteśmy już formalnie wolni i żyje się wygodniej, to jednak coś jest nie tak, bo państwo rozmyślnie szczuje obywateli przeciw sobie, co skutkuje hamującym postęp syndromem wszechobecnej nienawiści i nieżyczliwości pokrętnie „zdrową konkurencją” nazywanym.

Z obrzydzeniem i pogardą patrzę, jak po tym, gdy na blogu opowiedziałem się publicznie po konkretnej stronie sceny politycznej niektórzy moi znajomi znienawidzili mnie zwierzęco jedynie za to, że mam inne poglądy niż oni.

Lecz najgorsza jest odbierająca poczucie bezpieczeństwa świadomość, że państwo na każdym kroku chce obywatela oszukać, a jeśli samo tego nie czyni to daje przyzwolenie by ludzi przy każdej możliwej okazji rolowano. Że każda z państwowych reform przeprowadzonych w III RP zawierała w sobie pułapkę dla jakiejś grupy społecznej, że wszelkie negocjacje rządu ze związkami zawodowymi były z założenia nieuczciwe, że prawo nie broni oszukanych lecz oszustów, a za każdą medialną, telefoniczną lub listowną ofertą, czy to PZU, telekomunikacji, jakiegoś funduszu bądź banku, kryje się podstęp by obywatela zrobić w konia, czego modelowym przykładem jest tragedia ludzi, których nabito w butelkę zachęcając do brania kredytów we frankach szwajcarskich.

I żadnej nadziei na lepsze, bo obecne państwo z premedytacją daje przyzwolenie na usankcjonowaną prawnie bezkarność oszustów, których ofiarami padają najczęściej bezbronni ludzie starzy, nierozumiejący bezdusznie szalbierczych krętactw zapisanych drobnym druczkiem na podsuwanych im podstępnie do podpisania umowach. O programie cichej eutanazji Narodowym Funduszem Zdrowia nazywanym nawet nie wspominam.

Żadnej dobrej wiadomości. Tylko: zabili, zgwałcili, ukradli, przekręcili, zmanipulowali, omamili… i tak dalej.

I choć miłość do Ojczyzny wyssałem z mlekiem Matki, która od małego dziecka także mnie uczyła, iż sekretem życiowego komfortu są starannie dobierane miejsca i ludzie coraz częściej myślę, że gdybym był młodszy, to na czas panoszenia się nad Wisłą banksterskiej Trzeciej RP wyjechałbym z mojej ukochanej Polski, która póki, co nie jest moją.

Krzysztof Pasierbiewicz (nauczyciel akademicki)

Post Scriptum
Załączam link do amatorskiego filmu dokumentującego moją mowę pożegnalną z macierzystą Uczelnią, Akademią Górniczo – Hutniczą w Krakowie, gdzie na Wydziale Geologiczno Poszukiwawczym łącznie ze studiami spędziłem 50 lat:

 

  1. Irena
    | ID: 31facad7 | #1

    Przykre, ale prawdziwe.

Komentarze są zamknięte