Ile można stać w rozkroku?

Autor Obywatelski

Pamiętam, że74710d5847ad768f3794006fb0c1e8f5 kiedy miałem kilka lat, już od bardzo wczesnych godzin porannych – pewnie koło czwartej czy piątej nad ranem – z miejskiego targowiska dolatywały do mojego pokoju głosy handlarzy i prywaciarzy, którzy przygotowywali swoje budy na środowe i sobotnie targi. Pamiętam tabuny ludzi, które zmierzały od czeskiej granicy, żeby kupować, ot, chociażby wiklinowe krzesła czy fotele.Tak było na początku XXI wieku. Dzisiaj Cieszyn – co łatwiej zaobserwować po kilku latach spędzonych w Krakowie – staje się miastem-widmem: bez wizji, strategii i pomysłu na własną przyszłość.

Kiedy byłem mały, wydawało mi się, że moje rodzinne miasto stanowi centrum całego świata. Miejsce ze wspaniałą tradycją i pokręconą historią, która doprowadziła do podzielenia miejscowości na część polską i czeską po I wojnie światowej, jawiło się jako to wyjątkowe. Dopiero wyjazd do Krakowa na studia i powroty do Cieszyna na święta czy wakacje uświadomiły mi, że wizja baśniowego miasta ze Wzgórzem Zamkowym czy Rotundą św. Mikołaja, która widnieje na rewersie banknotu dwudziestozłotowego, była tylko dziecięcą iluzją.

Teraz należy zadać pytanie zasadnicze – czy Cieszyn już z góry skazany był na zapomnienie i stanie się miastem, brutalnie mówiąc, bez przyszłości? Z perspektywy ponad ćwierćwiecza III RP w Cieszynie wyraźnie odbijają się blaski i cienie transformacji ustrojowej. Jak w soczewce skupiają się problemy, które pomimo różnic geograficznych w podobny sposób dotykają Cieszyn, jak i inne miasta w całym kraju.

Po przemyśle został Kaufland

Współczesną opowieść o Cieszynie możemy rozpocząć pod koniec lat 90. Miasto wielkich zakładów przemysłowych i ogromnych hal produkcyjnych z których dzisiaj pozostało mgliste wspomnienie. Budynki pustoszejące z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc; coraz więcej rozbitych szyb i kurz po bankrutujących firmach.

Założona pod koniec XIX wieku Celma – Cieszyńska Fabryka Narzędzi – z zabudowaniami powstałymi w 1936 roku zlikwidowana została w roku 2001 – część zakładu przeniesiono w inny rejon miasta, a na miejscu dawnej fabryki postawiono Castoramę oraz Kaufland. Swoje zakłady dołożyły komunistyczne plany: trzy- i sześciolatka. Nazwy poważne, ciężkie, przemysłowe, jak Fabryka Sprzętu Elektrogrzejnego „Termika” („Termika” trochę łagodzi całe brzmienie). Z nich też już zostały głównie wspomnienia starszych mieszkańców miasta. Mniejsze zakłady – jak Elektometal czy Atal – dzisiaj działają na mniejszą skalę, bo choć budynki pozostały, to część jest wynajmowana innym firmom; pozostałe zostały zamknięte, np. Zampol.

Transformacja ustrojowa i pierwsze lata III RP przyniosły ciężkie żniwa. Miasto dotychczas na wskroś przemysłowe musiało odnaleźć się w nowej na gwałt deindustrializującej się rzeczywistości.
Taki był Cieszyn na przełomie wieków – żyjący własnym życiem, jakby odseparowany od problemów wielkich miast. A przecież już wtedy wyraźnie ustępował prężnie rozwijającemu się ośrodkowi miejskiemu w Bielsku-Białej. Z racji swojego położenia geograficznego, nigdy nie miał łatwo. Ulokowany na wzgórzach, mógł podążyć niewielką liczbą dróg. Podobnie jak pobliskie mniejsze miasta: Wisła czy Ustroń mógł pójść w kierunku kurortu uzdrowiskowego i wypoczynkowego albo, tak jak Bielsko czy Skoczów, w stronę przemysłu i handlu. Zamiast tego stanął pośrodku. A rozkrok rzadko kończy się dobrze. Miasto, które szczyci się ponad 1200-letnią historią, mozaiką tradycji, wielością kultur i wyznań, zatrzymało się w czasie. I kiedy Polska poszła do przodu, Księstwo Cieszyńskie – jak mawia się w tych stronach – postanowiło postawić raczej na stagnację niż rozwój.

Hipermarket zastępuje wizję miasta

Zabrakło wizji przyszłości. Fabryki zamknięto, a w ich miejsce wyrósł handel – oczywiście ten wielkopowierzchniowy. Bo w końcu markety to forpoczta nowoczesności. Pierwszy wielki hipermarket, Kaufland, a wraz z nim pierwszy powiew Zachodu w tych stronach. W mgnieniu oka jeden sklep stał się niemal centrum całego miasta. Skończyły się wizyty w pobliskim warzywniaku pod wiaduktem, gdzie wręczając listę zakupów, można było zamienić kilka słów z ekspedientką, która – prawdopodobnie od zawsze – nosiła jedną i tę samą fryzurę. Hipermarket z ogromnym parkingiem, który zapełniał się także w niedzielę, po upływie kilku lat stracił swoją „hegemoniczną” pozycję i stał się jednym z wielu.

Bo w końcu nie sposób wyobrazić sobie ponad 35-tysięcznego miasta z jednym tylko sklepem wielkopowierzchniowym. Próbuję sobie przypomnieć, co przed nastaniem „ery Biedronek” znajdowało się na miejscu obecnych marketów. Lokalizacja pierwsza – prowizoryczny parking, dalej chyba łąka. Dzisiaj Cieszyn może „pochwalić się” siecią kilkunastu hipermarketów, które niemal w całości wyparły drobnych sklepikarzy. Ta nieustająca walka o każdy grosz prowadzi do tego, że część zakupów robi się w Kauflandzie, a drugą część w Biedronce. A po mięso? Do Intermarche. Wybór stał się przekleństwem. Pozostało tylko stanie w jednej z dwóch kolejek, bo w końcu nie ma aż tylu klientów, żeby otwierać więcej niż dwie kasy. I ten rytmiczny dźwięk skanowanych produktów. Gotówką? A może kartą? Zbliżeniowo czy na PIN?

Teraz można dodać jeszcze słynne: na miejscu czy na wynos? Bo oto od ponad roku Cieszyn może poszczycić się posiadaniem McDonalda. To był prawdziwy skok w XXI wiek. Choć postawiona na uboczu restauracja z Wieś Makiem i zestawem 2forU jest teraz obiektem pielgrzymek nie tylko Polaków z Cieszyna, ale również Czechów. Być może w tym pędzie ku nowoczesności władze miasta i samorząd zapomnieli, a wręcz wyparli się swojej tożsamości.

Sen o potędze

„Bardzo lubiłam jeździć do Cieszyna. I nie tylko dlatego, że w miłym towarzystwie. Coś było w ludziach, w atmosferze tego miasta, co wydawało się rzadkie. (…) Zapytałam kiedyś Kornela, na czym właściwie ta inność polega. »Może stąd – odpowiedział – że tutaj ludzie częściej niż gdzie indziej patrzą sobie prosto w oczy«”.

W. Szymborska

Tę odrębność można było dostrzec już w szkole podstawowej, ba, nawet przedszkole miało katechetkę dla katolików i ewangelików. Podobnie było na kolejnych poziomach edukacji i nie było w tym nic dziwnego do czasu, kiedy okazało się, że to fenomen na polską skalę. To na tych terenach mieszka bodaj największa liczba wyznawców Lutra, a Kościół Jezusowy, który swoim ogromem, ale i skromnością, przewyższa wiele kościołów obrządku rzymsko-katolickiego, może być punktem odniesienia dla współczesnych budowniczych. Ta różnorodność uczyła tolerancji, ale była także pierwszą lekcją ekumenizmu. Bo przecież miasto to wspólnota. Mimo dzielących nas różnic w wyznawanych prawdach wiary, pochodzeniu, Cieszyn miał tę swoją niezwykłą duszę.

Myśleliśmy, że w murach jednego z najstarszych liceów i gimnazjów na Śląsku kształci się przyszła elita Polski. Każdy z nas miał wielkie plany. Każdy chciał wyjechać do wielkiego miasta, choć oczywiście nikt głośno o tym nie mówił, bo w sercu Cieszyn był naszą małą ojczyzną. Ale szybko okazało się, że nie będzie za bardzo do czego wracać, bo miasto nie ma wizji rozwoju, żadnej oferty przyszłości dla młodych ludzi.

Zakładanie rodziny? Budowa domu? Miasto dysponuje mieszkaniami socjalnymi czy komunalnymi, ale kto dzisiaj chce kisić się na kilkunastu metrach kwadratowych ze świadomością niepewnego jutra. Więc mieszka się z rodzicami. W małym mieszkaniu w bloku dwie rodziny. Bo wygodniej, bo taniej, bo przecież rodzice nie wyrzucą z domu. Do dzisiaj pamiętam, że większość projektów budowlanych składanych w Wydziale Architektury i Budownictwa Starostwa Powiatowego w Cieszynie, dotyczyła nie samego Cieszyna, ale pobliskich miejscowości.

Miasto, choć uniknęło „kolonii szarych blokowisk”, to równocześnie nie zapewniło mieszkaniowej alternatywy dla młodych mieszkańców i ich potencjalnych rodzin. Więc moża ta wielka płyta nie jest aż taka straszna?
Brakuje miejsc w przedszkolu. Szkoły świecą pustkami, bo jeszcze kilkanaście lat temu w każdym roczniku było kilka klas, teraz jest zdecydowanie mniej. Dwie w podstawówce, trzy na poziomie gimnazjum i koło ośmiu w liceum – ale to zasługa tego, że do liceum dojeżdża już młodzież spoza Cieszyna, plus dochodzą klasy profilowane. Wybudowane zostały orliki; praktycznie od zera postawiono halę widowiskowo-sportową w miejscu starego lodowiska. A mimo to boiska świecą pustkami. Nawet kąpielisko cieszyńskie jest owiane gorszą sławą niż basen w czeskim Cieszynie.

Bo trochę takim punktem odniesienia stała się czeska część miasta. Z nowoczesnym dworcem kolejowym, pięknie odrestaurowanymi uliczkami, nowoczesnymi drogami. Już teraz można słyszeć głosy, że lepiej posłać dzieci do czeskich szkół, bo gwarantują lepszą edukację oraz – od razu – dwujęzyczne wykształcenie.

Podobnie jest z edukacją wyższą. Jeśli zależy ci na studiach, to w Cieszynie nie możesz na to liczyć. Oddział Uniwersytetu Śląskiego z przeogromnym kompleksem, basenem i halą sportową, który chyba nigdy nie jest zapełniony do końca. Kilka prywatnych wyższych szkół i oddziałów filialnych. Dlatego młodzi wybierają „emigrację studencką”, ale też nie w pełnym zakresie. Studia w Bielsku-Białej na Akademii Techniczno-Humanistycznej; wyjazd do Katowic albo Krakowa to już większa sprawa, bo codzienny dojazd autobusem, bo przecież dworzec kolejowy w Cieszynie jest remontowany, kilka godzin w jedną stronę (przynajmniej do Krakowa jedzie się od dwóch do trzech), bo lokalny PKS został sprzedany. I kolejne koszty, bo kto może pozwolić sobie na mieszkanie w wielkim mieście, chociaż studia są bezpłatne?

Praca jest. A mimo to urząd pracy pęka w szwach. Lokalny portal, gdzie znajdują się także ogłoszenia o pracę, jest aktualizowany niemal co godzinę. Pierwszych pięć ofert: kucharz, kierowca, pracownik budowlany, kelner tudzież kelnerka, sprzedawca. Kolejność może być odwrotna, ale karuzela się kręci. Oferty są, a jednak ludzi do pracy brak. Bo chyba jednak świadomość pracobiorcy przewyższa warunki stawiane przez pracodawcę. Za 1750 zł brutto ciężko żyć nawet tutaj. Najwięksi chlebodawcy to owi potomkowie z dawnych lat: Celma Indukta S.A., Zespół Zakładów Opieki Zdrowotnej w Cieszynie, Fortuna Online Zakłady Bukmacherskie Sp. z o.o., PPG Polifarb Cieszyn S.A., Fabryka Automatyki „FACH” S.A., Elektrometal S.A.

Rok 2004 – Cieszyn razem z całą Polską wchodzi do Europy. Od tego czasu cały powiat cieszyński zyskał fundusze unijne na realizację ponad 1200 projektów – od remontu dróg, przez uporządkowanie gospodarki ściekowej w aglomeracji cieszyńskiej, budowa wielofunkcyjnej hali widowiskowo – sportowej, budowa sieci szerokopasmowego Internetu na terenie gmin powiatu cieszyńskiego.

Standard na skalę ogólnopolską. Klasyczny zestaw inwestycji. Ważnych, ale punktowych, nie wpisujących się w szerszą wizję rozwoju miasta. Chyba że taką wizję zastępuję nam „upgrade” istniejącej infrastruktury.
Lepiej wybrać jeden kierunek niż ciągle stać w miejscu

Tymczasem jest też inny Cieszyn. Taki, który może pozwolić wyjść z tego krępującego rozkroku, porzucić strategiczne niezdecydowanie, pewnego rodzaju „patchworkowość”, ni to przemysł, ni to turystykę.

Miasto drugiego obiegu, którego nie dostrzeżemy gołym okiem. To nie tylko Wzgórze Zamkowe z Wieżą Piastowską i Rotundą św. Mikołaja, która widnieje na dwudziestozłotowym banknocie. To nie Teatr im. Adama Mickiewicza, cieszyńska Wenecja czy Dom Narodowy, Mennica bądź Biblioteka Miejska. To miasto spotkań w murach świątyń katolickich, protestanckich i zielonoświątkowców. Miasto, które tolerancję religijną ma wyrytą dłużej niż ktokolwiek inny.

To przecież ludzie, którzy swoją codzienną działalnością tworzą tkankę miejską. Infrastruktura sportowa, rewitalizacja poszczególnych obszarów i dzielnic. Zakładanie kolejnych stowarzyszeń i fundacji. Mnogość zespołów muzycznych i ludowych. Kawiarnie, hotele i hostele. Cmentarze: ten żydowski, komunalny, gdzie spoczywają tak Polacy, jak i Czesi, Niemcy i przedwojenni mieszkańcy Galicji. Miejscowi i ich tradycje i obyczaje, jedyna w swoim rodzaju gwara.

I wydaje się, że to w tym kierunku miasto powinno podążać. Czerpiąc z tego, czego mamy w nadmiarze. Postawienie na turystykę, innowacje, kulturę, a nie na przemysł. Bliskość granicy nie jest przekleństwem – wręcz przeciwnie. Skoro Polacy wysyłają swoje dzieci do czeskich szkół, stwórzmy warunki, aby odwrócić ten negatywny trend. Twórzmy klasy wielojęzykowe nastawione na współpracę transgraniczną. Opowiedzmy tę wizję władzom powiatowym, wojewódzkim; zacznijmy pozyskiwać środki unijne, regionalne, próbujmy przekuwać wizje w instytucjonalny konkret. Bo lepiej wybrać jeden kierunek niż stać ciągle w miejscu.

Jest wieczór. Ulice pustoszeją, sklepy są zamknięte. Miasto oświetlone blaskiem latarni, z okazjonalnie przejeżdżającymi samochodami, odseparowane od wielkich problemów świata zatrzymuje się w czasie.

Jo je stela i nigdzie się nie wybieram.

PS A targowisko? Jak stało, tak stoi nadal. Stare budy zastąpiono nowymi, ludzi mniej, handlarzy także. I jakoś to idzie. Tylko szkoda, że powoli i trochę nijako.

Kamil Sikora www.jagiellonski24.pl

Komentarze są zamknięte