Czy PiS i medialni poplecznicy władzy to „ruscy agenci”?

Autor Obywatelski

Od dłuższego czasu symplogoatycy partii rządzącej rzucają na prawo i lewo oskarżenia o agenturalną działalność na rzecz Rosji albo mniej lub bardziej świadome wspieranie nadwiślańskich interesów Kremla. Teraz obrywa się nawet twórcom inicjatywy „Stop Aborcji”. Problem w tym, że zanim doszło do odrzucenia przez sejmową większość projektu chroniącego życie, podległe władzy media publiczne oraz prywatne zapraszały i cytowały przedstawicieli Ordo Iuris oraz Fundacji PRO, a politycy formacji rządzącej (poza wyjątkami z władz partii) pozostając w zgodzie z programem PiS w pierwszym czytaniu poparli obywatelską inicjatywę.„Ruskimi agentami” było już – w narracji nieoficjalnych, acz realnych biuletynów partyjnych PiSu – wiele środowisk. Z automatu zgrupowaniem „ludzi Putina” jest każda prawicowa inicjatywa, która „rozbija niepodległościowy front”, czyli odbiera potencjalny elektorat formacji Jarosława Kaczyńskiego. Zaklęcia pod tytułem „dzielenie prawicy”, są tak stanowcze i konsekwentne, że zasadnym zdaje się postawienie pytania, czy aby przy okrągłym stole któryś z czerwonych autorów „przemian” nie dał środowisku żoliborskiego inteligenta monopolu na „bycie prawicą” III RP. Doprawdy łatwo jest zapracować na łatkę rusofila u któregoś z pro-PiSowskich dziennikarzy lub (w mniej jaskrawy sposób) rządzących dzisiaj Polską polityków.mid_46772

Teologia „Kościoła PiS” rozwinęła jednak w ostatnich dniach swoje nauczanie dogmatyczne o „ruskich agentach”. Od niedawna są nimi również obrońcy życia, którzy składając do Sejmu projekt ustawy zakazującej dzieciobójstwa uderzyć mieli w „rząd tysiąclecia”. W jaki sposób? Trudno odgadnąć, bowiem zakaz aborcji pojawiał się przez lata na ustach prominentnych polityków ze środowiska Jarosława Kaczyńskiego, a wielu z obecnych posłów w trakcie kampanii wyborczej nie marnowało okazji do sfotografowania się z (najlepiej szeroko znanym) księdzem czy biskupem. Antyaborcyjnego stanowiska Kościoła nikomu relacjonować nie trzeba. Podobnież głosowania PiS w Sejmie poprzedniej kadencji pozwalały jednoznacznie zaklasyfikować tę partię jako spójne grono wrogów dzieciobójstwa, o czym przeczytać możemy w najaktualniejszej dostępnej w sieci wersji programu partii (z roku 2014).

„Kościół jest po dziś dzień dzierżycielem i głosicielem powszechnie znanej w Polsce nauki moralnej. Nie ma ona w szerszym społecznym zakresie żadnej konkurencji, dlatego też w pełni jest uprawnione twierdzenie, że w Polsce nauce moralnej Kościoła można przeciwstawić tylko nihilizm. Z tych powodów specyficzny status Kościoła katolickiego w naszym życiu narodowym i państwowym jest wyjątkowo ważny; chcemy go podtrzymać i uważamy, że próby niszczenia i niesprawiedliwego atakowania Kościoła są groźne dla kształtu życia społecznego” – czytamy w programie PiS, który nie tylko odnosi się do katolicyzmu, ale również wprost do nauczania Kościoła w kwestii aborcji.

„Prawo do życia określa relacje między jednostkami a wspólnotą w taki sposób, iż wyklucza możliwość podejmowania arbitralnych decyzji o pozbawianiu życia innych ludzi; chroni ich także przed działaniami autodestrukcyjnymi. Współcześnie chodzi przede wszystkim o ochronę życia od poczęcia oraz odrzucenie eutanazji. W tych kwestiach nasze stanowisko jest jasne – bronimy i będziemy bronić życia oraz przeciwstawiać się eutanazji” – zapewniali autorzy programu Prawa i Sprawiedliwości.

Przeglądając medialne tuby propagandowe formacji rządzącej nie sposób odnieść jednak wrażenia, że próba wyręczenia PiSu z przyjętego przed wyborcami zobowiązania zakazania aborcji poprzez złożenie projektu obywatelskiego, była ohydną i potworną zdradą, nieskuteczną akcją „wysadzenia” rządu, wszczęcia niekorzystnej dla władzy awantury leżącej w interesie wywiadu Federacji Rosyjskiej.

Skoro więc, w myśl widocznej w PiSowskich mediach narracji, społeczna próba zakazania aborcji jest na rękę Putinowi, to obserwując zaistniałą schizofreniczną sytuację nie sposób nie odnieść wrażenia, że postulujący jeszcze nie tak dawno zakaz aborcji politycy PiS sami są „ruskimi agentami”. Podobnie zresztą „na pasku Putina chodzą” dziennikarze, którzy przed felerną środą (gdy komisja sprawiedliwości w żenujący i wątpliwy pod względem regulaminowym sposób zarekomendowała odrzucenie w całości projektu „Stop Aborcji”) zapraszali do swoich audycji, zarówno w mediach państwowych jak i prywatnych, przedstawicieli Instytutu Ordo Iuris oraz fundacji PRO – Prawo do Życia.

Rozbijając na czynniki pierwsze i analizując obecną oraz poprzednią narrację mediów sprzyjających PiSowi musimy stwierdzić, że chcą nas one przekonać, iż nie tak dawno na ekranach polskich telewizorów debatowali… Rosjanie z Rosjanami. Aż chce się pochwalić płynną znajomość języka polskiego wśród niektórych redaktorów Frondy, Niezależnej, wPolityce, mediów publicznych oraz inicjatorów akcji „Stop Aborcji”. Nikt nie zdradza obcego akcentu!

Znany z tropienia ruszczyzny minister obrony narodowej Antoni Macierewicz raczył był stwierdzić w Telewizji Trwam, że za „prowokacją” z ochroną życia stoi tajemniczy „front nienawistników”, który został zneutralizowany sejmową decyzją o odrzuceniu projektu zakazującego dzieciobójstwa. Ciężko odgadnąć, czy owym frontem są feministki zgromadzone na czarnych protestach, czy obrońcy życia. Niewątpliwie jednak ktoś tak zasłużony dla walki z obcymi wpływami w Polsce jak Antoni Macierewicz nie mógł przerazić się obiektywnie niezbyt licznych „Czarnych Marszów”, skoro ani drgnął w obliczu manifestacji KOD, będących przy zbiegowiskach aborcjonistek frekwencyjnym sukcesem.
Ruskoagenturalna retoryka PiSowskich polityków i mediów jest tylko łabędzim śpiewem „konserwatyzmu” tego środowiska. Żelaznemu elektoratowi trzeba jakoś wyjaśnić zdradę ideałów. Krystyna Pawłowicz w tłumaczeniu decyzji władz posłużyła się nawet Episkopatem. Wzbudzająca skrajne emocje posłanka sugerowała, że inicjatywę „Stop Aborcji” odrzucono, bowiem tak chcieli polscy biskupi. Przy takim instrumentalnym traktowaniu głosu hierarchów Kościoła oskarżenia o służenie Putinowi są naprawdę niczym.

Szkoda tylko, że „rząd tysiąclecia” i jego poplecznicy nie zdają sobie sprawy z istnienia inflacji, pojęcia w ekonomii podstawowego. Dotyczy ono również „ruskich agentów”. Im częściej oskarżenie pada w przestrzeni publicznej pod adresem faktycznych lub wydumanych przeciwników PiS, tym waga oskarżenia staje się niższa. Już dzisiaj jest ona bliska zeru, a zarzuty traktowane są raczej wyłącznie jako ciekawostka. W sytuacji, gdy w życiu publicznym będziemy mieli do czynienia z prawdziwym „ruskim agentem”, wszyscy potraktują to jako kolejną motywowaną politycznie wycieczkę personalną i nikt nie podejmie stosownych działań. Ale tym „podnosząca Polskę z kolan” ekipa, już się nie przejmuje.

Michał Wałach, Fot.Zbyszek Kaczmarek/Gazeta Polska/FORUM

 

Komentarze są zamknięte