Urząd, praca, nabory: konkursy bywają fikcją. Ale to argument za ich utrzymaniem?

Autor Obywatelski1

Po doniesie089175_620niach o możliwej likwidacji konkursów na stanowiska kierownicze w samorządach poprosiliśmy o komentarz przedstawiciela samorządu i eksperta od prawa samorządowego. Obaj – Stefan Płażek i Wadim Tyszkiewicz – zgodzili się co do tego, że obecny model naboru kadr należy usprawnić, a nie go całkowicie eliminować. Obsadzanie stanowisk kierowniczych w drodze powołań i odwołań może zostać uznane za niekonstytucyjne, a zarazem obniżyć jakość pracy samych urzędników.

– Nigdy nie myślałem, że będziemy wracali do komunizmu. Bo to są komunistyczne metody – tak prezydent Nowej Soli Wadim Tyszkiewicz komentuje doniesienia o możliwej likwidacji konkursów na stanowiska kierownicze w urzędach samorządowych. Jak podaje „Dziennik Gazeta Prawna” przygotowywany projekt ustawy o służbie publicznej zakłada, że stanowiska kierownicze w całej administracji państwowej miałyby być obsadzane w trybie powołań i odwołań. I choć Kancelaria Premiera wyraźnie zaznaczyła, że doniesienia są spekulacją autora (klik!) temat wymaga przynajmniej poważnego komentarza.

– Jeśli kadry w samorządach będą dobierane według klucza partyjnego, to nie wróży to niczego dobrego. Dobór pracowników powinien być elastyczny, ale ta elastyczność powinna się jednak mieścić w pewnych granicach – ocenia Tyszkiewicz.

Pytanie, czy w tych granicach mieści się jednak ustawianie konkursów? I nie chodzi tu o subiektywne odczucie w takiej czy innej, pojedynczej sprawie, ale o dane, jakie np. w roku 2010 przyniósł raport Najwyższej Izby Kontroli. Ta stwierdziła, że aż trzy czwarte samorządów (trzy czwarte!) źle przeprowadza nabory urzędników, a co gorsza większość z nich robi to celowo (celowo!).

– Świadomie majstruje przy procedurach konkursowych i manipuluje wynikami – tak by stanowiska dostawali „sami swoi” – podkreślił wówczas NIK.

W kontekście ówczesnych ustaleń można więc zapytać, czy likwidacja konkursów nie będzie po prostu likwidacją pewnej fikcji i usankcjonowaniem (a przy okazji usprawnieniem) tego, co i tak wszak się dzieje.

– To gigantyczne uproszczenie. Jeżeli w jakiś samorządach dochodziło do ustawiania konkursów, to nie można od razu mówić, że tak się działo w całej Polsce. Mówienie o ustawianych konkursach, to dla polityków pretekst do ich likwidacji. Bo to politykom przeszkadzają konkursy. Ja się ich nie boję – broni obecnego stanu rzeczy prezydent Nowej Soli.

Podobnie uważa dr Stefan Płażek z Katedry Prawa Samorządu Terytorialnego Uniwersytetu Jagiellońskiego.

– Czy konkursy z samej swej istoty są złe? Nie, przecież od lat z powodzeniem funkcjonują w różnych systemach. Zresztą nawet argument o tym, że są one omijane stanowi de facto dowód na to, że działają. A skoro tak, to zamiast je likwidować, lepiej je usprawnić – radzi dr Płażek. Ostrzega też, że ewentualne przeforsowanie zapisu o powoływaniu i odwoływaniu kadry kierowniczej w samorządach, przy jednoczesnym pozostawieniu konkursów dla pracowników niższego szczebla może zostać uznane za niekonstytucyjne (art. 60 Konstytucji mówi, że „Obywatele polscy korzystający z pełni praw publicznych mają prawo dostępu do służby publicznej na jednakowych zasadach”), a ponadto pogorszy jakość pracy samych urzędników.

– Bo skoro wyższych urzędników można będzie w każdej chwili odwołać, to gwarancji swej pozycji będą oni upatrywać w budowaniu nieformalnych układów z centrum decyzyjnym. A z drugiej strony, jak w takiej sytuacji pracownicy niższego szczebla mieliby ich szanować? – pyta dr Płażek. I wreszcie, last but not least, zwraca też uwagę, że taka zmiana może obecnej ekipie rządzącej przynieść więcej strat niż korzyści – samorządy wojewódzkie i lokalne wcale nie są bowiem zdominowane przez PiS, więc nie samorządowcy tej partii podejmowaliby ewentualne decyzje o powoływaniach i odwoływaniach. Co więcej taka furtka mogłaby zostać wykorzystana, aby „wyczyścić” urzędy samorządowe z sympatyków tej partii.

– Tych ludzi czekać może „śmierć” za sprawą PiS-owskiej ustawy – zwraca uwagę dr Płażek.

za www.portalsamorzadowy.pl

W.S

  1. wielbicielka prezesa
    | ID: 3de7d211 | #1

    Cała Polska ogarnięta jest TKM, czyli Teraz, Kur..a, My..!
    W którą stronę nie spojrzysz tam lokalne Misiewicze
    W Opolu rozpełzły się i od Kłosowskiego, i od Jakiego.
    Nagle tylu mamy „szpecjalistów”, że hej!
    Od panów Rysiów z opolskiego Klubiku Gaz Pol ” slawa ukrainie” z ciepłą posadką przy wojewodzie
    Po panią świątobliwą Karinę, która to wprost z Biura RM przeszła na elektrowniane salony :)

    Gdzie indziej nie jest lepiej.
    Prasa donosi

    „Nikodem Rachoń, brat byłego działacza PiS, a obecnie dziennikarza TVP Info Michała Rachonia, od lipca jest dyrektorem zarządzania marką z spółce Energa, należącej do Skarbu Państwa, będącej trzecią największą grupą energetyczną w Polsce. Energa nie tłumaczy tego wyboru. Podkreśla też, że nie przeprowadza konkursów na takie stanowisko.

    Według „Gazety Wyborczej”, Nikodem Rachoń jest już ósma osobą na tzw. liście „Misiewiczów””, po zmianie władzy znalazła zatrudnienie w Enerdze. Pozostałe 7 to osoby związane z PiS. Z kolei partia Nowoczesna podkreśla, że ten wykładowca filozofii nie posiada odpowiednich kompetencji na takie stanowisko.

    Jak podaje portal Money.pl, na stronach internetowych Energi brak dokładnych informacji o Nikodemie Rachoniu, a biuro prasowe spółki unika tego tematu. Nie chce podawać informacji nt. jego kompetencji i dotychczasowego doświadczenia w marketingu, zasłaniając się tajemnicą przedsiębiorstwa.

    Ze sprawozdania finansowego za 2015 rok wynika, że w ubiegłym roku ośmiu członków zarządu Energi otrzymało łącznie ponad 5 mln zł.”

    ….dobre…. kolejny ( po PGNIG) skok na kasę!
    A ludzie się dziwią i klną na czym świat stoi na ciągłe podwyżki za gaz i prąd.
    Misiewicze muszą się napaść.

    …A paście się, paście bo teraz jak naród się wkurwi to was ” wyskrobanych patryjotów” na marsa pośle
    ojciec Rydzyk nie pomoże :-)

Komentarze są zamknięte