Ruchy miejskie: od oszołoma do prezydenta

Zastępca Naczelnego

Konsultacje w ramach diagnozy podobszaru rewitalizacji dzielnicy Rozbark w Bytomiu, realizowane przez stowarzyszenie Miasto Dla Mieszkancow na zlecenie Urzedu Miasta.
fot. Grzegorz Pronobis

Miejscy aktywiści poczuli siłę i znaczenie, już nie są luźnym środowiskiem, ale często realną siłą, także polityczną

Jeszcze kilka lat temu określenie aktywista miejski znaczyło mniej więcej to samo co miejski oszołom. Dziś w kilku dużych miastach w Polsce przedstawiciele ruchów miejskich mają realny wpływ na to, co się dzieje w ich miejscowościach Chyba największym polskim miastem, gdzie postulaty ruchów miejskich są wprowadzane w życie, jest Poznań.

– W Poznaniu mamy możliwość wdrażania tych postulatów i testowania, jak to działa w dużym mieście. Nie jestem do końca pewny, jaki będzie wynik najbliższych wyborów samorządowych i czy to, do czego przekonujemy innych, zakończy się sukcesem – mówi Jacek Jaśkowiak, prezydent Poznania.

Jaśkowiak jest od lat związany z ruchami miejskimi. W wyborach samorządowych w 2010 r. startował jako kandydat porozumienia My-Poznaniacy, stworzonego m.in. przez ruchy miejskie. Po zwycięskich wyborach w 2014 r. ściągnął do urzędu miasta sporą grupę miejskich aktywistów. Jeden z nich został wiceprezydentem odpowiedzialnym za kluczowe dla rozwoju miasta planowanie przestrzenne i transport publiczny. Inny odpowiada w poznańskim magistracie m.in. za wdrożenie kompleksowego miejskiego programu rowerowego.

Poznański poligon

Jacek Jaśkowiak przyznaje, że część mieszkańców sprzeciwiła się takim rozwiązaniom jak strefa tempo 30 (ograniczenie prędkości jazdy samochodem do 30 km na godzinę), budowa ścieżek rowerowych, stworzenie buspasów czy likwidacja nielegalnie wyznaczonych miejsc parkingowych. Władze są krytykowane z dwóch stron. Jedni zarzucają im radykalizm oraz zbyt szybkie i głębokie zmiany, drudzy przeciwnie – mówią, że zmiany są zbyt powierzchowne i za wolno przeprowadzane. Do tego dochodzą opinie niektórych lokalnych mediów, podgrzewających w poszukiwaniu większej klikalności atmosferę wokół zmian. Budzi to oczywiście także emocje polityczne.

– Bardzo łatwo politykom opozycyjnym z PiS mówić, że chcę przesadzić wszystkich na rowery. Kapitał polityczny można też zbić na obronie miejsc parkingowych czy walce z buspasami, bo one jakoby zwężają ulice – podkreśla Jaśkowiak. Zapewnia, że największe protesty przeciwko wprowadzanym zmianom płyną ze strony nie poznaniaków, ale tych, którzy z Poznania już się wyprowadzili. Podobno część, która początkowo protestowała, zmieniła zdanie i dostrzegła, że było to korzystne dla mieszkańców. Nieco mniejsze emocje wzbudziło zniesienie opłat na targowiskach miejskich dla lokalnych kupców czy opowiedzenie się władz miasta po stronie taksówkarzy w sporze z Uberem.

– Poznań jest swego rodzaju poligonem doświadczalnym. Jeśli nam się uda, w innych miastach również się przekonają, że postulaty ruchów miejskich mogą być wdrażane z powodzeniem. W dużych miastach potrzeba dziś edukacji, edukacji i jeszcze raz edukacji. Bez niej niczego nie dokonamy. Musimy pokazywać, że transport publiczny, korzystanie z autobusów i tramwajów to wymierna korzyść dla mieszkańców, a rowerzysta nie jest niczyim wrogiem – uważa prezydent.

Konsultacje i budżet obywatelski

Miejscy aktywiści weszli także do władz Dąbrowy Górniczej – to niemal 120-tysięczne miasto w województwie śląskim, jedno z największych w Polsce pod względem obszaru.

– Od 10 lat Dąbrowa Górnicza stawia na współpracę z organizacjami i dialog z mieszkańcami. Właśnie tu rozpoczęło działalność jedno z pierwszych w Polsce forów organizacji pozarządowych, które było punktem wyjścia do aktywizacji mieszkańców – przypomina Marcin Bazylak, zastępca prezydenta Dąbrowy Górniczej, wywodzący się z ruchu miejskiego.

Dąbrowa Górnicza była też jednym z pierwszych polskich miast, w których wdrożono budżet partycypacyjny. Obecnie trwa zmiana formuły budżetu obywatelskiego na taką, która w jeszcze większym stopniu stawia na dyskusję o poszczególnych dzielnicach i wspólne wyznaczanie ich priorytetów.

– Dzięki temu Dąbrowski Budżet Partycypacyjny nie jest tylko narzędziem do realizacji inwestycji, ale przede wszystkim sposobem na aktywizację mieszkańców oraz ich edukację, a także pokazanie, skąd miasto bierze pieniądze i na co je wydaje – zapewnia wiceprezydent Bazylak.

Michał Podgórny, Tygodnik „Przegląd”

oprac. W.S

Komentarze są zamknięte