Spór o pamięć o UPA … wywołuje szczerą radość na Kremlu!

PAC1

Polskie ofiary UPA, fot. Internet

W popularnym serialu, jeszcze czechosłowackim, pt. „Szpital na peryferiach” jeden z bohaterów, dr Štrosmajer, powiedział do pewnej niezbyt lotnej intelektualnie pielęgniarki: „Gdyby głupota umiała fruwać, to unosiłaby się pani jak gołębica”. Wypisz – wymaluj pasuje do wypowiedzi byłego prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki, który porównał Armię Krajową do UPA, a Piłsudskiego do Bandery. O atamanie Symonie Petlurze nawet nie wspomniał …

Słuszne oburzenie w Polsce jest niczym, w porównaniu do rzeczywistych wrażeń – po wypowiedzi Juszczenki – tych rodzin Ukraińców, którzy zostali zamordowani przez UPA za udzielenie pomocy swoim polskim sąsiadom na Wołyniu, w czasie ludobójstwa nacjonalistów ukraińskich na 150 tysiącach niewinnych obywateli II RP. Były prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko swoimi słowami de facto ogłosił, że mordy UPA na „sprawiedliwych” Ukraińcach były usprawiedliwione! Kim zatem byli ci Ukraińcy, którzy ratowali swoich polskich sąsiadów? Zdrajcami?

W książce „Ludobójcy i ludzie” Leon Karłowicz przytacza badania Wiktora Poliszczuka, który wyliczył, że Ukraińców zabitych za ratowanie Polaków było około trzydziestu tysięcy. Ewa i Władysław Siemaszko z kolei odnotowali 242 konkretne przypadki pomocy udzielonej Polakom na samym Wołyniu przez około 350 Ukraińców (255 wymieniono z nazwiska), z których aż 313 poniosło śmierć. Ponadto nacjonaliści ukraińscy z UPA mordowali nie tylko Polaków, a również mieszkańców wsi i miasteczek czeskich! Raporty Armii Krajowej podają, że przed atakami UPA bronili Polaków również węgierscy żołnierze. Warto wspomnieć, że węgierscy żołnierze należeli wtedy do wojsk okupacyjnych. Ten stan rzeczy nie stał jednak na przeszkodzie, aby stanąć po stronie Polaków.

Polak, Węgier, dwa bratanki, i do szabli, i do szklanki

Jak wspomina świadek Ludwik Fijał z osady Łanowce (pow. Borszczów), gdy 8 lipca 1941 r. do miejscowości tej dotarły ciężarówki z „wyzwolicielami” spod sowieckiego jarzma, Ukraińcy z chlebem i solą wylegli na ulice. Kiedy jednak okazało się, że wyzwolicielami są Węgrzy (z którymi Ukraińcy mieli „na pieńku” z powodu konfliktu o Ruś Zakarpacką) a nie Niemcy, Ukraińcy pochowali się jak niepyszni, a na ulice wyszli Polacy i to oni bratali się z Węgrami.

Inny przykład daje dowódca samoobrony Przebraża Henryk Cybulski w książce „Czerwone noce”. Gdy Przebrażanie podjęli akcję ewakuacji zagrożonego przez UPA miasteczka Ołyka (styczeń 1944), załatwili sobie zgodę załogi węgierskiej na przekroczenie strzeżonego przez nią przejazdu kolejowego. Gdy ewakuacja opóźniła się, Węgrzy nie chcieli przepuścić jadącej po zmroku kolumny. Na drugi dzień po świtaniu, gdy zorientowali się, z kim mają do czynienia, przepraszali wręcz Polaków za stworzone niedogodności.

Cybulski i inny dowódca wołyńskiej samoobrony, Jan Niewiński, zgodnie twierdzą, że Węgrzy na Kresach byli jednym z lepszych źródeł zaopatrywania się Polaków w broń. Do jeszcze bardziej niecodziennej sytuacji doszło podczas walk 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK. 22 marca 1944 r. batalion por. Franciszka Pukackiego „Gzymsa” natrafił w miejscowości Turopin na opór bunkra broniącego dostępu do przejazdu kolejowego i mostu. Gdy załoga bunkra zorientowała się, że przybyłe wojsko to Polacy, wyszedł z niego oficer węgierski i poprosił o skierowanie do dowódcy. Jak pisze Józef Turowski (1), “Węgier wyciągnął manierkę z rumem, wszyscy wypili z nim toast za przyjaźń polsko-węgierską. (…) Węgier stanowczo twierdził, że nie chce się bić z Polakami.” Żołnierski honor nie pozwalał mu jednak na poddanie placówki. Gdy otrzymał zatem propozycję boju pozorowanego, po którym mógłby się „honorowo” wycofać, oświadczył, że „jest (…) pośród nich wielu Rusinów trzymających z Niemcami i cała sprawa może się łatwo wydać.” Przyjazne, lecz bezowocne negocjacje trwały cały dzień. W końcu por. „Gzyms” stwierdził krótko: „A więc będziemy się bić.” W tym czasie do bunkra dotarło niemieckie wsparcie. Doszło do zwycięskiego dla AK boju, w którym Polacy stracili kilku zabitych (straty Węgrów i Niemców nie ustalone). Relację Turowskiego potwierdza akowski meldunek: Węgrzy na Wołyniu użyci do akcji wycofują się z natarcia przeciw naszym oddziałom stwierdziwszy, że to Polacy, a nie Ukraińcy, nawiązują z naszymi oddziałami łączność i starają się być pomocni.

Niezwykle chwalebną kartę zapisali Węgrzy broniący Polaków przed ludobójstwem OUN-UPA. Wszędzie tam, gdzie stacjonowały siły węgierskie, tępiły one sprawców mordów na Polakach. Czasem próbowały stosować odpowiedzialność zbiorową, jak np. w kolonii Podłuże (pow. Dubno, Wołyń), gdzie porucznik Keczkejs wstrząśnięty mordem na znanych mu Polakach, kazał otoczyć i podpalić kilka chałup ukraińskich.  Sprawozdanie sytuacyjne AK z Wołynia za grudzień 1943 r. mówiło: Stosunek ich do ludności polskiej jest w odróżnieniu do Niemców bardzo przychylny, co starają się akcentować na każdym kroku. Czasami opowiadają chłopom na wsiach, że na tych terenach na pewno będzie Polska. Pojawienie się Węgrów powoduje u Ukraińców pewien niepokój.

Znacznie więcej sił węgierskich niż na Wołyniu pojawiało się w Małopolsce Wschodniej. Także i tam sympatyzowały one z Polakami. Według G. Motyki – już od wiosny 1944 r. Węgrzy domagali się od Niemców podjęcia zdecydowanych działań przeciw rzeziom UPA na terenach woj. stanisławowskiego. Miało na tym tle nawet dochodzić do zadrażnień między węgierskim a niemieckim dowództwem. W końcu w połowie maja 1944 r. Węgrzy przeprowadzili szeroką akcję anty-UPA w kilku powiatach Galicji. Jednak i wcześniej Węgrzy dla Polaków byli jedyną instancją, do której ci mogli się odwołać. Na przykład, jak wspomina Emilia Cytkowicz, mord i rabunek dokonany na pocz. 1944 r. m.in. na jej ojcu i bracie w Dołhej Wojniłowskiej (woj. stanisławowskie), został zgłoszony dowódcy oddziału wojska węgierskiego. Żołnierze węgierscy dokonali rewizji, zastrzelili kilku Ukraińców i spalili kilka domów ukraińskich. Wspomnienia świadków potwierdzają dokumenty polskiego podziemia (meldunek z 5.05.1944): Obecność wojsk węgierskich w Małopolsce Wschodniej jest z punktu widzenia polskiego wysoce korzystna. Wszędzie, gdzie są Węgrzy, stan bezpieczeństwa wybitnie się poprawił. Stosunek Węgrów do Polaków jest niemal z reguły dobry a często nawet przyjazny. Węgrzy bezwzględnie tępią antypolskie wystąpienia band ukraińskich i zdarzają się często wypadki, że oddziały węgierskie specjalnie udają się do miejscowości, gdzie ludność polska może być zagrożona ze strony band ukraińskich, aby przewieźć ją wraz z mieniem do bezpiecznych ośrodków. 

Węgrzy niejednokrotnie dezerterowali do AK. Dywizja węgierska otaczająca latem 1944 r. Warszawę została przez Niemców wycofana na Węgry z obawy przez przyłączeniem się jej do powstania. Niemniej kilkudziesięciu żołnierzy węgierskich przeszło do oddziałów akowskich w Puszczy Kampinoskiej. Do podobnej sytuacji mogło dojść na Wołyniu – gdyby nie ukraińscy nacjonaliści. Jak podaje G. Motyka, w marcu 1944 r. Ukraińcy rozbroili i zapewne zabili 22 Węgrów idących „do Polaków”. Gdy dowiedzieli się o tym Niemcy, nie dość, że nie przeprowadzili żadnej akcji represyjnej, to jeszcze zalecili bić Węgrów dezerterujących do polskiej partyzantki.

W kwietniu 1944 r. grupę rannych żołnierzy 27 WDP AK wojsko węgierskie wzięło do niewoli. W Ziemlicy – pisze J. Turowski – wozy z rannymi wjechały w mrowisko wojska niemieckiego i węgierskiego. Żołnierze niemieccy z okrzykiem “banditen” rzucali się do wozów rabując resztki rzeczy osobistych, zdzierając nawet medaliki z szyi wystraszonych Polaków. Z pomocą przerażonym partyzantom przybył oficer węgierski, który przegonił żołdactwo od furmanek (…). Był to jednak początek gehenny akowców. Po wymuszonym przekazaniu polskich jeńców Niemcom, ci natychmiast zostali zmuszeni do kopania sobie zbiorowego grobu. Kiedy tak zrezygnowani wykonywali swoją pracę (…) nadjechało konno trzech oficerów węgierskich. Jeden z nich wyższy rangą, widząc scenę kopania grobu, bardzo się zdenerwował. Wzburzony głośno krzyczał coś do Niemców, a następnie rozkazał partyzantom rzucić łopaty (…)”. Niemcy nie protestowali. Dzięki temu wielu polskich jeńców przeżyło, choć musieli jeszcze przejść piekło obozów jenieckich.

 

Oddziały UPA to zwykli bandyci i kropka. Mordowali też Ukraińców!

 

Zofia Szwal, była mieszkanka wsi Orzeszyna, opowiadała, jak w miejscowości Gruszowo część Ukraińców odmówiła mordowania Polaków. Banderowcy zebrali wszystkich i powiesili na drzewach obok cerkwi. Nie pozwolono rodzinom pogrzebać ciał swoich bliskich i sąsiadów. Nad rozkładającymi się w lipcowym słońcu zwłokami unosiły się roje much i stada ptactwa – wspominaTakie obrazki miały służyć za przestrogę dla innych, którzy chcieliby litować się nad Polakami.

Strach paraliżował nieraz nawet samych banderowców – nie wszyscy wszak zaciągali się do UPA, by mordować bezbronne kobiety i dzieci. Przykład? Dwie Polki, które uciekły ze swojej wsi, wróciły do domów, by zabrać trochę jedzenia. Nie zauważyły zbliżających się uzbrojonych mężczyzn.Ci rozejrzeli się z niepokojem, czy czasem nikt ich nie widzi, i kazali kobietom uciekać. Powiedzieli, że jeśli natkną się na innych upowców, ci na pewno je zabiją. Zakazali też mówić komukolwiek o tym spotkaniu – wiedzieli, że gdyby ktoś się dowiedział o ich czynie, podzieliliby los ofiar rzezi – wspominała pani Zofia.

Oddziałów UPA nie można zatem uznać nawet za namiastkę niepodległościowych formacji zbrojnych, jakie powstały pod auspicjami III Rzeszy np. na Łotwie. W związku z okupacją terenu tego państwa przez ZSRR (1940-41) w początkowym okresie po 22 czerwca 1941 roku łotewskie oddziały SS-Waffen miały charakter ochotniczy, w późniejszym okresie z poboru.  W 1950 r. Komisja Stanów Zjednoczonych do spraw Osób Przesiedlonych, uznała, że m.in. łotewskie jednostki SS  nie były stroną wrogą wobec USA i przyznano ich kombatantom prawo do ubiegania się o azyl polityczny w Stanach Zjednoczonych (2). Dla upamiętnienia tych formacji, każdego roku 16 marca, obchodzony jest Dzień Legionu Łotewskiego. W 1998 rząd Łotwy ustanowił ten dzień świętem narodowym.  W 2000 rząd Łotwy zniósł status święta narodowego i ustanowił ten dzień dniem pamięci.

Ukraina ma zatem poważny problem z tożsamością historyczną. Niedawno w Winnicy odbyły się lokalne obchody „100-lecia Ukraińskiej Republiki Ludowej” oraz „Dnia Obrońcy Ojczyzny”. Myśli się ten, kto uważa, że w stolicy Podola bito peany pod adresem OUN/UPA! Organizatorzy uświetnili ukraińskie święto odsłonięciem pomnika – ławeczki atm. Symona Petlury. W tłumie świętujących Ukraińców nie było żadnych flag nacjonalistycznych.

16 maja 1920 roku na zakończenie wizyty Piłsudskiego w Winnicy został wydany uroczysty obiad cześć Marszałka w hotelu „Savoy” na ulicy Pocztowej (Sobornej). Opis tego zamkniętego dla publiczności spotkania zachował w pamięci obecny na nim wiceminister rządu Ukraińskiej Republiki Ludowej, Henryk Józewski:

Pamiętam całą uroczystość. Rząd URL in corpore. Wyższi dowódcy wojskowi. Uroczysty bankiet. Miejsce reprezentacyjne przy stole ustawionym w podkowę zajęli Petlura i Piłsudki. W pewnym momencie Petlura wstał i wygłosił na cześć Piłsudskiego dłuższe przemówienie. Petlura – wódz Ukrainy – przemawiał z niezwykłym talentem, mówił wzruszająco, z właściwą Ukraińcom uczuciowością, z polotem. Mówił o Piłsudskim, wodzu Polski, o ukraińsko-polskim braterstwie, o pomocy polskiej w walce o wolność Ukrainy. Słów Petlury słuchano z otwartym sercem. Nie było to urzędowe, formalne, zdawkowe. Było w tym coś z tchnienia prawdy. Po pewnym czasie głos zabrał Piłsudski. Słuchano go w największym napięciu – słuchano jak objawienia, jak wyroku. Piłsudski mówił o polsko-ukraińskim sojuszu, o braterstwie broni, o walce Ukrainy o wolność i pomoc w walce tej Polski, wreszcie o czekającym Ukrainę wysiłku utrzymania swej wolności, o gromadzeniu własnych sił w obronie przed atakami wroga.”

Pod wieczór Piłsudski opuścił tymczasową stolicę Ukraińskiej Republiki Ludowej. Opis pożegnania Marszałka zamieścił w swych wspomnieniach Wacław Grzybowski:


„Pan Marszałek i Ataman Petlura padli sobie w objęcia. Grano hymny i zachodziło słońce. Całość wrażeń tego dnia i jego sens były zaprzeczeniem pospolitości. Tak stało się, że Pan Marszałek zechciał przyjechać do nas do Winnicy. Błyskiem swojego geniuszu rozświetlił zawiłe sprawy polsko-ukraińskie (…)”.

 

Reasumując. Były prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko nie chce upamiętnić zatem wspólnej polsko-ukraińskiej walki z komunistyczną Rosją, a jedynie najwyraźniej działa po to, aby na twarzy kremlowskich propagandzistów zagościł stały uśmiech. Gdyby Juszczenko porównał postacie Piłsudskiego i Petlury to oddać mógł honor wspólnym bohaterom. Wybrał jednak inaczej i osłabił w efekcie starania na rzecz porozumienia miedzy naszymi narodami.

Zakaz prac polskiego IPN przy ekshumacjach ofiar UPA wydany przez ukraińskie instytucje nie dotyka przecież jedynie Polaków, ale i np. Czechów. Za to żądanie przywrócenia na naszym terytorium „pomników” tej nacjonalistycznej formacji jest po prostu zwykłym prostactwem. Demontujemy monumenty Armii Czerwonej pozostawiając te, które swoje miejsce mają na cmentarzach. Tymczasem oddziały UPA nie są uznawane w Polsce za oddziały zbrojne, a zatem ich cmentarze na naszym terytorium nie mogą podlegać tej samej regule, co te Wehrmachtu czy Armii Czerwonej. Co innego postawienie świeczki na czyimś grobie – tego miłośnikom UPA nikt nie zabroni. Można za to rozważyć, czy miejscem wiecznego spoczynku bojowców UPA nie są cmentarze niemieckie …

Warto zatem, aby Ukraińcy zrozumieli, że nie ma symetrii między pomnikami Polaków zamordowanych na Wołyniu, a nielegalnymi obeliskami UPA w Polsce. Ofiary nie budują miejsc pamięci dla zbrodniarzy! Poszukajmy zatem mądrego porozumienia opartego na wspólnej walce z ZSRR. Wówczas uśmiech Putina i jego propagandzistów zachwyconych wypowiedziami Wiktora Juszczenki może się skończyć. Bo  – na razie – były prezydent Juszczenko pozwala Rosji „przykryć” przez historyczny konflikt polsko – ukraiński sprawę ludobójstwa dokonanego przez ZSRR na kilku milionach Ukraińców w czasie tzw. „Wielkiego Głodu”. O to chyba nie chodziło Juszczence?  Oby!

 

(pac), Niezależna Gazeta Obywatelska w Bielsku – Białej

 

(1) „POŻOGA Walki 27 Wołyńskiej Dywizji AK”, Józef Turowski

(2) The Baltic Waffen SS Units are to be considered as separate and distinct in purpose, ideology, activities, and qualifications for membership from the German SS, and therefore the Commission holds them not to be a movement hostile to the Government of the United States under Section 13 of the Displaced Persons Act, as amended.Letter from Harry N. Rosenfield, Acting Chairman of United States Displaced Persons Commision, to Mr. Johannes Kaiv, Acting Consul General of Estonia, in re memorandum from the Estonian Committee in the United States zone of Germany on the question of former Estonian Legionnaires seeking admission to the United States under the Displaced Persons Act, as amended. September 13, 1950

 

  1. anonim
    | ID: 7296cff0 | #1

    Pan Anonim PAC zamartwia się 300 Ofiarami Ukraińskimi, podczas gdy w nosie ma 300 tysięcy Ofiar Polskich na Wołyniu!
    Pozazdrościć symetrii

    Pan Anonim nie zauważa dzisiejszych mężyków stanu, którzy bezczelnie GROŻĄ Orbanowi, że gdy będzie się nadal upierał przy węgiersko-języcznych szkołach na Ukrainie, to świadczy, że jest
    – człowiekiem Putina!
    Takich to mamy patryjotów w PISie i okolicach.

    https://marucha.wordpress.com/2017/10/21/polski-mezyk-stanu-grozi-orbanowi/

    Ogólnie wydźwięk tego artykułu jest taki
    – UPA, owszem zabiło kilku Polaków.
    Ale nie oszczędziło też wielkiej liczby Ukraińców, Czechów i żydów…
    – W UPA było wiele zacnych wojaków, którzy nie szli w ich szeregi by mordować!
    – A w ogóle czczenie UPA na Ukrainie to jakiś mikry procent ludzi nieznających historii
    ( a gdzie tam władz czy inteligencji)

    https://kresy.pl/wydarzenia/we-lwowie-chca-nadac-politechnice-imie-stepana-bandery/

    Panie Słomka, Czyż i inni, kresowianie nie dadzą się nabrać na waszą sofistykę!
    Na was to nawet szkoda tortu, jak było w przypadku waszego działacza i wielbiciela Majdanu, Miernika!

Komentarze są zamknięte