Na powstańczych szlakach: Od „Ward Jacksona” do „Emilii” – Powstanie Styczniowe na morzach

Niezależna Gazeta Obywatelska3

 Powstanie styczniowe było ostatnim zrywem na ziemiach polskich o charakterze szlacheckim, a co za tym idzie nie było pozbawione cech ułańskiej fantazji, bezrefleksyjnej brawury ,a nade wszystko awanturniczej „przygody”. Wszystkie te cechy zawierał w sobie ambitny i śmiały plan utworzenia… marynarki wojennej.

I Rzeczpospolita ze względu na swoje geopolityczne położenie w naturalny sposób ciążyła ku brzegom morza Bałtyckiego, do którego dostęp leżał w żywotnym interesie państwa, bowiem sąsiadując z wrogimi sobie imperiami, jedynie w fizycznym dostępie do morza upatrywała niezależność i suwerenność.

Po utracie państwowości jej ponowne odrodzenie, gwarantujące podmiotowość w Europie, uwarunkowane było więc uzyskaniem nieskrępowanego dostępu do akwenu morskiego.

Okrojone Królestwo Polskie miało sprawić, że kolejne pokolenia je zamieszkujące utracą więzi z morzem, a tym samym pogodzą się z kuratelą potężnych sąsiadów.

Tymczasem kolejni insurgenci nie zarzucili planów zbrojnych w których dostęp do morza był ich ważnym elementem.

Wiatr od morza” poczuli również powstańcy styczniowi powołując przy Tymczasowym Rządzie Narodowym Organizację Główną Narodowych Sił Morskich która miała zając się budową i dowodzeniem marynarką wojenną.

Zadania tego podjęły się zagraniczne ośrodki Rządu Narodowego dysponujące kontaktami i odpowiednimi funduszami do zakupu lub wyczarterowania kilku statków i użycia ich przeciwko Rosji.

Już w styczniu 1863 roku agent Komisji Centralnej
Narodowej Józef Ćwierczakiewicz pracował nad przygotowaniem wyprawy morskiej z bronią i ochotnikami, których wysadzić chciał u brzegów Litwy.

Projekt ten został zatwierdzony przez Rząd Narodowy 15 lutego, a na komisarza wyprawy wyznaczył Józefa Demontowicza, dotychczasowego komisarza w Prusach Wschodnich.

Koszta przedsięwzięcia wynosiły ponad 7500 funtów, z czego prawie połowę wyłożył z własnej kieszeni Książę Branicki, resztę stanowiły składki zorganizowane w Anglii i Włoszech.

Za sumę tą zakupiono 1000 karabinów, 2 działa, 750 pałaszy, pewną ilość mundurów, butów, czapek, plecaków, ładownic, siodeł oraz stosowną ilość prochu i amunicji. Przygotowano również oddział desantowy o charakterze kadrowym składający się z oficerów i podoficerów, w sumie 185 ludzi.

Większość ich stanowili Polacy, było jednak około 30 Francuzów i Włochów, dwóch Węgrów, Serb i Rosjanin – ppor. Reingarten, przewidziany na dowódcę „rosyjskiej drużyny”.

Dowództwo nad tym międzynarodowym legionem objął płk Teofil Łapiński, przebywający akurat w Londynie. Łapiński był typem awanturnika, a jego barwny życiorys doskonale wpisywał się w ówczesny model romantycznego kondotiera.

Łapiński w latach młodości zaciągnął się do wojska austriackiego, ale w roku 1848 złożył dymisję i walczył przeciw Austriakom po stronie Węgrów w ich powstaniu narodowym. Potem przez Francję wyjechał do Turcji walczyć z Rosją, tyle, że w czasie wojny krymskiej walczył po stronie rosyjskiej przeciw Turcji, Francji i Anglii. Następnie porzucił służbę carowi i walczył przeciw Rosjanom w czerkieskiej partyzantce, do której wciągnął paryski Hotel Lambert ks. Czartoryskiego obiecując utworzenie polskiego korpusu posiłkowego który miał być, wespół z kaukaskimi partyzantami, rzucony przeciw Imperium Rosyjskiemu.

Za 1300 funtów wynajęto szybki i nowoczesny parowiec „Ward Jackson” i podpisano kontrakt z kapitanem Robertem Weatherleyem.

Zgodnie z planem ekwipunek i żołnierze mieli być desantowani u wybrzeży Litwy w okolicach portu Połąga dokąd, drogą lądową, miał zmierzać na spotkanie „naczelnik Żmudzki” płk Sierakowski na czele silnego oddziału powstańczego.

W nocy z 21 na 22 marca, po kłopotach z rosyjską ambasadą i angielskimi celnikami, „Ward Jackson” wyszedł w morze.

Po trzech dniach statek zawinął do duńskiego portu Helsingborg w cieśninie Sund, gdzie wsiadł na pokład rosyjski rewolucjonista i myśliciel Michaił Bakunin. Tam również załoga dowiedziała się, że rosyjska flota wojenna doskonale zorientowana jest o ruchach statku i nie dopuści go do brzegów Litwy.

Postanowiono zatem zatrzymać się na wyspie Gotland, a stamtąd przerzucić ludzi i ładunek na łodziach pontonowych. Kpt. Weathley nie zamierzał w taki sposób ryzykować i zażądał odpłynąć do Kopenhagi, gdzie, wraz z załogą, zerwał kontrakt i zszedł z pokładu.

Łapiński, dysponując nadal funduszami, wynajął Duńczyków, którzy 30 marca przeprowadzili statek do szwedzkiego Malmo.

Tam władze szwedzkie, pod naciskiem ambasady rosyjskiej, internowały statek wraz z załogą za posiadanie wojennej kontrabandy, którą zarekwirowali. Jednak Łapiński nie dał za wygraną, wymknął się Szwedom i ponownie zawinął do Kopenhagi. Za resztę pieniędzy zamówił nowe wyposażenie oraz wynajął 3 statki – parowiec „Fulton” i dwa szkunery: „Christina Lorenza” i „Emilie”.

Z Malmo wraz z częścią ochotników wyruszył na „Fultonie”, potem w Kopenhadze przesiedli się na „Christine Lorenze”, a już na pełnym morzu, w nocy, w celu zmylenia rosyjskiej marynarki wojennej i pruskich agentów, na „Emilie”.

Powstańcy lądować mieli na pruskim brzegu w Zalewie Kurońskim, koło miejscowości Schwarzort, ok. 3 mil od granicy rosyjskiej. Niestety, tuż przy brzegu, zerwał się sztorm i grupa ochotników, która jako pierwsza łodziami wyruszyła na ląd utonęła. Operację trzeba było przerwać. Sztorm nie ustawał a umundurowani topielcy zdekonspirowali statek przed Prusakami. „Emilia” zawróciła do Malmo skąd powstańcy na pokładzie szwedzkiego okrętu wojennego powrócili do Anglii.

Utrata tak znacznych funduszy i dekonspiracja w obliczu pruskich agentów i rosyjskiej floty wojennej planów przemytu morzem Bałtyckim skłoniła Rząd Narodowy do wyłączenia Bałtyku z operacyjnej orbity powstania, tymczasem wzrok niektórych kierował się ku brzegom morza Czarnego.

Akwen ten udowodnił już swoją operacyjną użyteczność przeciwko Rosji w okresie wojny krymskiej, i na podobnej zasadzie postanowił wykorzystać morze Czarne książę Władysław Czartoryski, rezydent Rządu Narodowego w Paryżu.

O kierunku ewentualnego desantu naprowadził Czartoryskiego sam ks. Napoleon Bonaparte, który zwrócił się do ks. Władysława słowami, że sprawę polską mógłby popchnąć jakiś „coup d’eclat”, np. zdobycie Odessy.

Czartoryski natychmiast podchwycił tą sugestię i 20 kwietnia przedstawił ks. Napoleonowi memoriał o planie zdobycia Odessy.

Według tego planu statek francuski w stosownej chwili zabrałby z jednego z portów w Dobrudży oddział 1500-2000 ochotników, na który składałby się legion polski płk Miłkowskiego, formowany obecnie w tureckiej Tulczy na terenie Bułgarii, resztę stanowiliby kozacy-starowiercy.

Desant miał opanować Odessę, a stamtąd przez stepy było już tylko 30 mil do granic przedrozbiorowej Polski, przy czym pomysłodawcy planu, liczyli na współdziałanie oddziałów powstańczych, które miały przebijać się ku brzegom Morza Czarnego.

Plan ten zakładał również szersze, geopolityczne, konsekwencje.

Bowiem Turcja nie odważyłaby się przepuścić zbrojnej ekspedycji ochotników przez swoje cieśniny na Morze Czarne, wobec nieuniknionych protestów Rosji, bez poparcia Francji. W konsekwencji wyprawa taka mogła sprowokować konflikt pomiędzy Francją i Turcją a Rosją zamieniając się w II wojnę krymską, na której skorzystać mieli Polacy odbudowując swoją państwowość.

Jednocześnie ośrodki zagraniczne Rządu Narodowego wynajęły w Anglii statki „Chesapeak” i „Samson” oraz „Kiliński/Kościuszko”, które szykowano do akcji korsarskiej na Morzu Czarnym przeciwko flocie rosyjskiej.

Ks. Napoleon zaniósł ten memoriał cesarzowi. W kilka dni potem minister Napoleona III Drouyn de Lhuys doręczył Czartoryskiemu poufnie 150 tysięcy franków „na wyprawę odeską”.

Było to ukryte odczepne, zamiast otwartej pomocy, bez której czarnomorska wyprawa była nie do pomyślenia.

W roku 1864, gdy na Ukrainie wygasło powstanie, oddalając teatr wojenny od brzegów Morza Czarnego, Rząd Narodowy rozwiązał Organizację Główną Narodowych Sił Morskich zarzucając ostatecznie plany o morskich wyprawach.

W kolejnym cyklu: Zwycięstwo albo śmierć – Francuz w powstaniu styczniowym

Autor: Tomasz Greniuch

  1. kominiarz
    | ID: d735f455 | #1

    Dzięki za kolejny art. bogaty w wiedzę, a nie publicystyczną nagonkę na słuszność Powstania Styczniowego. Warto pozbierać te wszystkie art. w jedną całość i wydrukować sobie broszurkę autorstwa T.Geniucha :) Chyba że kiedyś będzie to wszystko dostępne w wersji książkowej. Jednak znając podejście w naszym państwie do osób o poglądach narodowych ,to już to widzę… :P hmmm a może by tak zakamuflować tytuł, podszyć się pod autorstwo T.Grossa i przesłać do wydawnictwa? Zakład,że powstanie wtedy piękna książka w twardej,zdobionej oprawie i na dobrym kredowym papierze jak niegdyś Kraj Rad? :D Pozdrawiam.

  2. | ID: 5af65039 | #2

    @ kominiarz ! Aaaa,marzy Ci sie Kraj Rad??? Żartujesz. Ale faktem jest,ze artykuł jest piękny.Pomysł wydrukowania broszurki autorstwa p T,Greniucha zasługuje na uwage. Pozdrawiam.

  3. kominiarz
    | ID: d735f455 | #3

    @Irena
    Cóż…trzeba sobie radzić w czasach okupacji żydowsko stalinowskiej zalewającej polski rynek księgarski ;-) Wprawdzie dzięki IPN oraz części autorów podejmujących tematykę w czasach PRL zabronioną, bądź zakłamaną propagandą, pojawia się coraz więcej ciekawych pozycji ksiażkowych. Jednak mam wrażenie,że nadal są to pozycje noszące znamiona drugiego obiegu. Po prostu trzeba wiedzieć najpierw czego konkretnie się szuka i gdzie szukać. Na pewno nie są to pozycje ogólno dostepne w ksiegarniach. (Zdarzają się jakieś tam wyjątki,ale jest to w skali mikro). Można zdeptać buty przemierzając wzdłuż i wszerz kolejne miasta wstępując do księgarń i nic nie znajdziemy. Z pewnością znajdziemy bogaty w wybór temat Stalina, Hitlera i Żydów,ale już o gen Fieldorfie „Nilu” ,niepodleglosciowym podziemiu zbrojnym możemy zapomnieć. Datego zanim zdobyłem książkę o jakimś interesującym mnie temacie, to często zdarzało mi się ze zgromadzonych materiałów wydrukować sobie broszurkę wzbogacaną fotografiami :) Pozdrawiam

Komentarze są zamknięte